Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2020, 15:26   #46
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Sytuacja wydawała się być opanowana. Ekipa rozprawiła się z silniejszym liczebnie przeciwnikiem, wyposażonym w identyczny transporter opancerzony, większą ilość broni długiej (fakt, że lichej - ale jednak), "nadprogramowy" cekaem, w półotwartym terenie oraz w warunkach boju spotkaniowego, bez czasu na zgranie się i wypracowanie kohezji, z podstawowym szkoleniem i niewielkim doświadczeniem bojowym.

Nieźle, jak na bandę żółtodziobów.

Zaczęli ogarniać okolicę. Zgarnęli sprzęt po wrogach, sprawdzili pozostałe budynki oraz perymetr wioski, zwalili na kopę i podpalili truchła po wrogach. Przyszykowali też bazę - Marion przychyliła się do sugestii Varna i zakomenderowała nocleg. Mimo chwilowego pobudzenia hormonami walki, ekipa była spompowana podróżą i nerwami. Nikt tutaj nie był komandosem by jeszcze zasuwać dwadzieścia klików z buta na przełaj przez góry, po drodze zachowując czujność i gotowość bojową.

Na miejsce popasu wybrano spory budynek - biuro lokalnego szeryfa. Był praktycznie całkiem splądrowany, trzeba było sobie mościć legowiska na szorstkiej, zapylonej betonowej wylewce własnymi sposobami. Był też poryty pociskami. Nie za mocno, raczej kosmetyka: broń palna i granaty ręczne. Ale widać było, że ktoś się tutaj bronił, pewnie szeryf i tubylcy. Plus był taki, że był dobry układ okien i pomieszczeń, wzmacniana konstrukcja i stosowny rozmiar otworów w ścianach. Standard dla "cywilnych" konstrukcji obronnych PDF czy Arbites. Lepszego kwadrata we wiosce nie było. Synfordem wjechali na zaplecze (demolując płoty i resztki po ogródkach) i ustawili go tak, by możliwa była błyskawiczna ewakuacja. Marchand rozkazała by go choć częściowo zakryć przęsłami płotów i innymi rzeczami - średnio to wyszło, improwizowany kamuflaż był zerowy, więc go wyrzucono na śmietnik. Pozostawało modlić się, by ewentualny oponent nie miał lasdziałka, działa bezodrzutowego, ppk albo innej dystansowej broni p.panc.

Humory ekipy popsuł wypadek z Perkele, który zastrzelił jakiegoś chłopca - na oko dziesięcioletniego, ostatniego ocalałego z wioski. Wyglądało na to, że spanikowany dzieciak krył się w szafie jednego z jeszcze nie do końca splądrowanych domów i, wiedziony strachem, wystrzelił przez jej drzwi do intruza za pomocą rewolweru wz. Gorgon "Widowmaker" (standardowego wzorca dość popularnego w Calixis). Pocisk nie zadał obrażeń. Perkele odpowiedział ogniem, zabijając dziecko. Nie mógł wiedzieć, niemniej jednak "niesmak" (delikatnie mówiąc) pozostał w sercach większości ekipy. Marchand patrzyła na Perkele jak na coś okropnego, ale nie powiedziała nic. Nakazała "jedynie" pogrzebać chłopca na zapleczu domostwa. Grzebać miał Merekkerth, a ona i Flavio odprawić rytuały pogrzebowe.

Reszta nocy upłynęła na odpoczynku, stróżowaniu i patrolowaniu w systemie wachtowym oraz na ogarnianiu sprzętu. O świcie Marchand zgarnęła Metzenbauma, zdała dowodzenie Mikenheimowi i poszła sprawdzić te ślady. Wrócili w południe. Znaleźli w różnych miejscach i na różnym dystansie cztery ciała, ślady walk, puste łuski po nabojach śrutowych i pistoletowych. Do ciał dobrały się już dzikie zwierzęta, ale dało radę je rozpoznać jako identyczne bieda-cyborgi jak te, na które natknęli się w agrostacji. Były też ślady krwi jednej osoby - pewnie tej, którą ta czwórka ścigała - ale w pewnym momencie się urwały, zgubili trop.

Sytuacja wkrótce się wyjaśniła kiedy nawiązali kontakt z wioską. Właśnie wrócił tam jeden z członków ekspedycji szeryfa - ranny i wyczerpany, ale żyw. Potwierdził zagładę ekspedycji oraz to samo późniejszej grupy śmiałków. Ciała poległych po obydwu stronach były ładowane na ciężarówki wraz z szabrem z agrostacji i zabierane w góry - ani chybi do Świątyni Maszyny, skąd też prawdopodobnie przychodziły te bandy pseudo-serwitorów.

Mniej więcej w tym samym czasie kiedy Akolici starli się w nocy z cyborgami, wioska została zaatakowana przez tych samych, w znacznej ilości. Mieszkańcom udało się wybronić, ale padło wiele osób i nie udało się powstrzymać załadunku ciał i szabru.

Powodem dla którego ta czereda nie przejechała przez agrostację wysprzątaną przez Akolitów był fakt, że nie korzystała z pojazdów naziemnych, tylko lataczy atmosferycznych - głównie transportowych maszyn helikopterowych. W nocy, oprócz porywistego wiatru, Akolici mogli usłyszeć w oddali dźwięk ich przelotu.

Sołtys wsi już wysłał prośbę o wsparcie do Miasta Danin i otrzymał odpowiedź, że ruszyła mobilizacja oddziałów PDF. Wkrótce ta i splądrowana agrostacja miały się zaroić od lokalnych trepów. Nie mieli jednak zastać Akolitów - Marchand zadecydowała by jechać do oporu drogą w stronę Świątyni Maszyny i zinfiltrować kompleks. Było koniecznością, wg niej, aby to Ordo Hereticus jako pierwsze miało dostęp do dowodów.

Tak więc wsiedli do pojazdu i odpalili. Zatankowali też po raz ostatni resztkami z dodatkowych beczek. Ledwo starczyło na dojazd w okolice Świątyni - i tak też się stało. Zabrakło jakichś trzech kilometrów kiedy silnik zaczął kaszleć. Zjechali wozem na bok, naścinali gałęzi i zakryli nimi pojazd. Pytanie, co dalej. Z buta po asfalcie do Świątyni? Na przełaj przez las, wąwozy i skały? Wspinaczką przez góry? Pływaniem przez górski strumień? Możliwości dotarcia do Świątyni Maszyny było kilka, każda miała swoje plusy i minusy. Mogli iść w kupie bądź się rozdzielić, mogli zostawić kogoś przy wozie lub nie, rozdysponować/przetasować sprzęt - dobrać coś jeszcze lub zostawić w transporterze.

Wiadomo było jedno: musieli jak najszybciej dostać się do Świątyni Maszyny w górach Barahest i wypełnić zadanie - przeprowadzić śledztwo z ramienia Ordo Hereticus i powstrzymać te bandyckie wypady.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline