| Hassan nie mógł nadziwić się surowości tej dziwnej krainy. Wpierw nie było niestety wiele widać. Mleczna mgła otulała nawet pobliskie drzewa, przez co wszystko wydawało się jakby uformowane z dymu. Wojownik czuł się niczym we śnie, kiedy zdarzyło mu się marzyć o zaświatach.
„Czy to były zaświaty? Czy wszyscy jesteśmy martwi?” zadawał sobie to pytanie, brnąc przez śnieżne zaspy, niosąc na ręku futrzastą istotę. Była ciepła i miała miękkie futerko i zdecydowanie pachniała jak mysz.
„Nie, to nie może być sen. Chyba, że znów przedawkowałem nasiona lotosu” Hassan zadrżał lekko na wspomnienie jednej z nocnych libacji w Mulmaster. Skrzypienie śniegu pod jego stopami, ciężar futrzastej istoty na ramieniu i kąsający przez podartą kłami wilków koszulę były jednak całkiem realnym doświadczeniem, więc wojownik niechętnie musiał odrzucić swoje przypuszczenia.
Cała ta sprawa nieźle śmierdziała, i to oczywiście magią. Normalnie starał się nie mieszać między rozgrywki czarodziejów, dzinnów i innych potężnych magików. Jakby tego było mało, jego towarzysze również parali się tą niechętnie akceptowaną sztuką. Iton był szybki. Za szybki jak na człowieka i jeśli to nie było zaklęcie, być może po prostu sprytnie używał czegoś, co pozwalało mu na tak szybkie przemieszczanie się. Dobrze było wiedzieć o tym atucie, bo być może będzie okazja aby skorzystać z mocy człowieka. Sheva zaś, przy całej swej wojowniczej pozie była czarodziejem. Hassan nie wiedział jeszcze, jakiego rodzaju, ale ciskanie w przeciwników tajemnym ogniem to była niewątpliwie magiczna sztuczka. Dosyć przydatna, według jego oceny z kilku przyczyn. Nie dotarli jeszcze do żadnego miasteczka i jeśli ta kraina była tylko tak mała, jak pokazywał obraz w szklanej kuli, najpewniej był tu tylko zamek. Nie wiadomo więc było, czy dadzą radę zaopatrzyć się w cokolwiek innego niż to, co mają obecnie przy sobie. Obecność wilkołaków i innych stworzeń, których niespecjalnie imała się zwykła broń była kolejnym problemem do rozważenia dla wojownika. Jeśli każdy mieszkaniec tej krainy miał jakieś ukryte zdolności, mogli znajdować się w niezwykle niebezpiecznym miejscu. Wszystko wyglądało oczywiście jak z bajki, jednak najlepsza nawet bajka mogła szybko zamienić się w koszmar.
Tymczasem jednak mgła się podnosiła i wojownik mógł dostrzec więcej szczegółów otoczenia. Pięknego otoczenia, którego widoku nie potrafił odmówić sobie ktoś, przywykły do błękitu nieba i rdzawego morza pustynnego piachu. Most przecinał wąskie jezioro niczym sztylet przebijający serce. Tafla wody, spokojna niczym w stawie pokryła się kręgami, kiedy pierwsze kroki wojownika zadudniły po powierzchni mostu. - Ryby! - sapnął wojownik, który oczekiwał w zamku czegoś w rodzaju przyjęcia. Liczył na jakąś wieczerzę, lub chociaż posiłek w ramach podziękowania Tildy i Fitcha za wybawienie ich z łap wilków. Hassan nie przepadał jednak za nasionami zbóż i korzonkami, a najpewniej to stanowiło dietę futrzatych stworzeń, które mu towarzyszyły. Nie odmówiłby wcale temu tłustemu sumowi, który bezczelnie wachlując ogonem mknął właśnie pomiędzy doskonale widocznymi kamieniami widocznymi gdzieś w oddali na dnie jeziora. Hassan zdał sobie sprawę, że gdyby mieli nieco więcej czasu, z chęcią wskoczyłby do tej wody i spróbował złapać kilka sztuk.
Potem jednak przemknęło mu przez chwilę coś, co ewidentnie rybą nie było i wojownikowi odeszła ochota na ryby.
Potem doszli już do posterunku przy bramie zamku i Hassan musiał skupić się na witającym ich strażniku. Oczywiście, to nie mógł być człowiek. Okazało się, że jest nim pies, nieco podobny do czegoś w rodzaju psów hodowanych na areny, lub dużego wilczarza. W każdym razie Hassanowi od razu przypomniał się plan Shevy zakładający przemknięcie się z wilkołaczycą przez posterunek w zamku.
„Kurwa...nie widzę tego. To cholerstwo ich wyniucha. A może nie? Może tylko wygląda jak pies, a jest to zaklęty człowiek? - wojownik intensywnie myślał nad możliwościami, ale póki co, nie widział ich. - Jestem Hassan al Saif. Potrzebuję spotkać się z waszym władcą – wyjaśnił krótko i zwięźle wojownik.
- Nie odmówiłbym też jadła i napitku, bom okrutnie zdrożony podróżą. – dodał już łagodniej. Jak każdy podróżny liczył na święte prawa gościnności, choć równie dobrze mógł właśnie stać przed bramą nowego więzienia. Postanowił jednak zaryzykować.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |