Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2020, 23:16   #21
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Niekiedy, zwłaszcza jeśli bezwarunkowa, ufność wiąże się z ryzykiem, że człowiek straci wszystko. Ale nie ufać wszystkim nie sposób. To prowadzi do maksymalnej paranoi, w której niemal wszystko jest źródłem zagrożenia. W swoim życiu Thiago Venegas ufał trzem osobom: jedna zginęła dawno temu gdzieś między piaskami Sahary, druga aktualnie opalała jaja gdzieś na Karaibach, a trzecia - to właśnie przez jej brak miotający się po mieszkaniu wysoki, barczysty Latynos dostawał białej gorączki. Zwykle kojarzące się przyjemnie ściany napierały na niego, dusząc skuteczniej od założonej na szyję garoty.

- Mierda, mierda, mierda… - syczał ze złością, przetrząsając szafki. Zrzucał rzeczy z półek, szukając schowanych za drobnymi bibelotami fantów, pakował rzucony na kuchenny stół plecak, klnąc pod nosem i zerkając na zegarek. Tykanie doprowadzało go do szału, skutecznie uświadamiając, że czas ucieka, a on nie ma go za wiele… tylko nie mógł odejść. Nie bez niej.
Coś sobie obiecali, ale nie tylko o to chodziło. Nie mógł jej zostawić, więc ledwo zorientował się że miasto wpadło w histerię, wyskoczył na ulice aby przechwycić ją po drodze, gdy wraca z pracy. Mogła go potrzebować, na pewno go potrzebowała patrząc co się odpieprzało, a odpieprzało się grubo. Zupełnie jakby Venegas zasnął w normalnym Raccoon City… i nie obudził się, tylko utkwił w koszmarnym śnie.

- Mierda, mierda, mierda… - syk przeszedł w warkot, na łóżku wylądowała klamka, obok niej druga zapasowa. Musieli mieć broń, inaczej się nie dało. Już nie chodziło o cywili, cywile akurat to był pryszcz.
Gorzej że nad miastem kontrolę przejmowały psy Umbrelli - samo ich wspomnienie wywoływało w mężczyźnie jeszcze większy niesmak i złość. Tak samo jak krzywił się na swój widok kiedy mijał wielkie lustro w korytarzu. Niby gęba ta sama: opalona, z przystrzyżonym pedantycznie zarostem, krótkimi czarnymi włosami i ciemnobrązowymi oczami.. ale jeśli spojrzało się poniżej karku, następował wkurw. Thiago nie miał nic do mundurów, nosił ich wiele, ten konkretny jednak był jeszcze mokry po szybkim przepraniu aby usunąć z ciemnego materiału najbardziej widoczne plamy krwi.
Fartownie czarny materiał kamizelki dobrze je krył, najwięcej zachodu było z usunięciem juchy z parasolkowego loga i spodni, ale dał radę. Nie pierwszyzna.

- Mierda… - westchnął boleśnie do wtóru syknięcia suwaka. Mógł iść, próbować wydostać z miasta… ale nie potrafił się ruszyć, przyspawany do podłogi, a raczej do zielonego dywanu, który wybierała ona…
Zerknął na zegar, za późno żeby próbować się łapać po drodze. Musiał czekać, jeszcze trochę. Godzinę. Przez godzinę wróci, musiała wrócić. Wrócił więc do miotania się po mieszkaniu, klnąc pod nosem i wyłamując palce. Krążył po kuchni, salonie, czując się jak zamknięte w klatce zwierzę.
Za oknem działy się dantejskie sceny - ich echo dolatywało do Latynosa w postaci dalekiego szumu krzyków, echa strzelanin i jęków. Chaos nabierał mocy, czas się kończył… i gdy miał iść do barku aby nalać sobie kielicha, od drzwi doleciał go pogłos szybkich kroków, a potem chrobot zamka, powodujące że Venegas spiął się momentalnie, a jego ręka powędrowała do tkwiącej w kaburze broni.

Znaleźli go? Śledzili i dotarli tu za nim, przeklęte UBCS! Albo banda debili chcąca szybko zarobić kiedy ich rodzinne miasto płonie.
- Nie ruszaj się! - krzyknął ledwo drzwi zaczęły się otwierać, mierząc w nie gotowy oddać strzał ledwo zagrożenie przetoczy się przez próg.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline