Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2020, 02:30   #22
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
pisane z Perunem :)

Gdy paranoikom zagraża mętlik, tylko pozory powstrzymują przed pogrążeniem się w chaosie; pozory mają dużą moc, są trwałe i utrzymują myśli w ryzach… tylko bywały chwile, gdy wszelkie gierki, przedstawienia i zakładane na twarz maski szły w odstawkę. Nerwowe wyczekiwanie i maraton poprzez miasto, byle dostać się do domu, właśnie się zakończył. Zabarykadowane od wewnątrz okno budziło nadzieję, która nie dawała się spacyfikować. Widząc blokadę, Latynoska ze zdwojoną energią przebiła się przez okno na korytarz, a później przez sam korytarz, pokonując ostatnie metry praktycznie biegiem. Zaciskając usta w wąską kreskę zaczęła otwierać drzwi, a ledwo się uchyliło, ze środka mieszkania padła krótka komenda, wydana ostrzegawczym tonem… a na dźwięk tego głosu Yazmin zadrżała. Słowa uwięzły jej w gardle, oczy zrobiły się mętne. Przełknęła ślinę mając wrażenie, że słyszy to cała dzielnica.

Wiedziała kim jest, ledwo go usłyszała. Nie musiała widzieć i w pierwszej chwili nie widziała w co jest ubrany, zignorowała też fakt, że mężczyzna w mieszkaniu mierzy do nich z broni. Sztywne nogi same rozpoczęły marsz w jego kierunku, obierając najkrótszą możliwą drogę. Przyciągana niewidzialną siłą kobieta parła naprzód coraz szybciej, a reszta świata w jednej sekundzie straciła jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko on: dumny, wyniosły, uważny. Żywy, cały… wabił ją do siebie parą ciemnych oczu, przyzywał krzywym uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy gdy skrzyżowali spojrzenia. Nie umiała oderwać wzroku od ciemnych tęczówek, oddech rwał się, zaś klatkę piersiową zalała fala ciepła, niwelując chłód. Rozsądek i opanowanie wyparowały, przegonione przez obezwładniającą radość. Powinna zachować spokój, przecież tylu ludzi patrzyło. Podejść jak zwykle i przywitać się kulturalnie, pamiętając o tym, że publiczne okazywanie uczuć nie jest niczym rozsądnym… ale do diabła z rozsądkiem. Do diabła z tym co wypadało, całego życia nie dało się przejść patrząc tylko na to co wypada lub nie.
Wpadli na siebie w połowie przedpokoju, Latynos przyciągnął ją do siebie, otoczył ramionami, kojącym ciepłem przeganiając wszelkie lęki. Wyszczerzył się, pochylając kark, a ona stanęła na palach,

W jednej sekundzie kobieta zapomniała o strachu, morzu problemów, niepokoju i paranoicznym chaosie na ulicach, liczyła się tylko obecność drugiego człowieka. Ich ręce żyły własnym życiem, badając kawałek po kawałku znaną doskonale fizjonomię. Wargi przekazywały to, czego nie potrafiły słowa: tęsknotę, czułość, namiętność i pasję. Nieprzebrane szczęście ze spotkania i ulgę, że czas rozłąki dobiegł końca. Nieważne co stanie się za godzinę, albo jutro. Teraz, w tym momencie byli tu oboje, obok siebie i to było najważniejsze. Magiczna chwila nie mogła, niestety, trwać wiecznie.

- Estas herido? - Latynoska przerwała ciszę, rozłączając ich usta i zaraz odsunęła się na długość wyciągniętych ramion, zaczynając szybki rekonesans spojrzeniem. Zmarszczyła brwi, skacząc oczami po sylwetce naprzeciwko.

- Si, si... cálmate bebé - Thiago szybko pokręcił głową, uśmiechając się uspokajająco. Schował broń do kabury przy pasie - Nic mi nie jest, dobrze że wróciłaś. To najważniejsze... reszta to detal - znów ją do siebie przyciągnął, całując w czoło. - Przynieść apteczkę?

Tym razem kobieta pokręciła głową przecząco, a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- Czekałeś - powiedziała cicho. Odetchnęła też spokojniej, część napięcia wyraźnie z niej zeszła. Mógł spieprzyć, wydostać się samemu, przecież dałby radę. Ale został.

- Szukałem cię… ale wpadłem na pendejos z UBCS. Strzelają do tych, którzy mają broń - Latynos mruknął spokojnym, łagodnym głosem i uśmiechnął się nagle głupkowato - Jebani rasiści. Mówię ci, Parca, te uprzedzenia rasowe przechodzą już wszelkie normy i granice… gadaj lepiej co znowu wywinęłaś, że cię policja do domu przyprowadza - dodał tonem rodzica, którego latorośl wywija po raz enty ten sam nieodpowiedzialny numer. Popatrzył ciekawie ponad czubkiem kobiecej głowy na pielgrzymkę w korytarzu i przy drzwiach. Wpierw jego uwagę przykuł mundur.
- Dobrze że nie mamy tu nic nielegalnego - wyszczerzył się szeroko - A nawet jeśli, to raczej są teraz większe problemy, co nie panie władzo? Ooo… ciebie znam - spojrzenie mu uciekło do miniaturowego rudzielca. Wyraz brodatej gęby stał naraz wyjątkowo sympatyczny - Mieszkasz gdzieś w okolicy, prawda? Chodźcie, wchodźcie… zaraz ci coś znajdziemy, przecież nie będziesz biegać w samym podkoszulku… chociaż jak dla mnie t… - sapnął i urwał, gdy dłoń Yaz trzasnęła go w potylicę wychowawczo.
- Tak, racja… - nie tracąc rezonu przeszedł do ostatniego pielgrzyma i kiwnął głową gdzieś w głąb mieszkania - Właśnie miałem sobie nalać kielicha. Nie lubię pić samemu, a lustra na razie omijam - wzruszył ramionami, przybierając pozę czystej bezradności. Szybko jednak wrócił do w miarę poważnego tonu - Jestem Thiago, Yazimn to moja żona. Dziękuję że ją do mnie przyprowadziliście.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 06-06-2020 o 02:37.
Driada jest offline