Leonard Geldmann
Stary wyga, Ranier okazał się wymarzonym kompanem dla Leonarda. Nie dość, że gdy dosiadł się do niego, ten był już nieco zrobiony, to dodatkowo żeglarz cechował się wręcz niezamykającą się jadaczką. Nawijał na tematy, które zupełnie Leonarda nie interesowały, przez co Geldmann musiał natrudzić się, aby odfiltrować potrzebne mu informacje. Dowiedział się między innymi, że transportując do Nuln mąkę lub zboże można całkiem nieźle zarobić. Płynąc w drugą stronę, w kierunku Altdorfu i Kemperbadu można spróbować z solonym węgorzem, jeśli znajdzie się ktoś w Grissenwaldzie, kto gotowy będzie sprzedawać. Rynna była urwana zaledwie od przedwczoraj, na skutek wypadku, kiedy w wyładowanym skrzyniami wozie pękła oś i wywracając się zahaczył o budynek. Matthias Blucher, bo to jego magazyn i biuro już ponoć zamówił naprawę, bo nie wypada mieć takiego uszczerbku w mieniu, skoro jest się jednym z najznaczniejszych kupców w mieście. Wypytywany marynarz potwierdził, że mężczyzna, który wyszedł na spotkanie, to był sam Blucher.
Pozostali na barce
- No tak, widzę – młodzieniec omiótł znajdujących się na barce mieszkańców Wittgendorfu z wyraźnym niesmakiem, udając że nie widzi pomniejszych mutacji jakimi byli obdarzeni. – Żelazo… Już zamówione. Pewnie przez Hisslingera. A to szuja. Mówił, że nie spodziewa się transportu. Mówcie, zacny Panie, ile wam płaci? Przebiję ofertę! Dam trzy… Nie! Siedem od sta więcej. A może… - zamilkł na moment, teatralnym gestem chwytając się za podbródek. – Zajdźcie, szanowny panie, na piętro do biura – wskazał na budynek, w którym chwilę wcześniej zniknął starszy z mężczyzn. – I powiedzcie Maximilianowi, że Matthias rzecze, że znaleźli się odpowiedni ludzie, z odpowiednim statkiem. Nie pożałujecie, zapewniam.