Koniec końców wyruszyli.
Harran nieraz podróżował, wykorzystując różne nietypowe środki lokomocji, ale na grzbiecie wielkiego orła do tej pory nie udało mu się przemieszczać z miejsca na miejsce.
W sumie należało przyznać, iż było to szybsze niż maszerowanie pieszo czy jazda konna, ale nieco ustępowało portalom czy choćby latającym dywanom. Ale Harran nie zamierzał o tym mówić Vaali. Ani narzekać, bowiem nie zamierzał znaleźć się nagle na ziemi, gdyby jego opinia nie spodobała się druidce.
A potem nagle okazało się, że i tak wyląduje na ziemi przed dotarciem do celu, bo paru osobom zechciało się potrenować sztuki walki i nakopać paru potworom. To, że wspomniane potwory nikomu nie przeszkadzały nie obeszło większości uczestników wyprawy po energię niezbędną dla przeżycia statku. A w ten sposób przydatną dla tych, co się znaleźli na tymże statku.
Dyskusja z bandą żądnych krwi osobników okazała się bezcelowa, a wysuwanie argumentów o tym, że mają przed sobą ważniejsze sprawy, niż walkę z bandą poślednich demonów, okazało się rzucaniem grochem o ścianę, jako że jedynie Vaala (ku starannie ukrywanemu zaskoczeniu Harrana) wykazała się sporą dozą rozsądku.
Zaklinacz nie zamierzał wdawać się w walkę... no chyba żeby sytuacja stała się nieprzyjemna dla załogi statku. Jak na razie zamierzał pozostać blisko 'środka transportu' - na tyle blisko, by móc w razie konieczności wspomóc towarzyszy jakimś zaklęciem.
Zsunął się z grzbietu orła, rzucił na siebie zaklęcie zwane zbroją maga, a potem podszedł do zamienionej w orła Vaali, by z tego miejsca obserwować poczynania towarzyszy. A przy okazji zamienić kilka słów z Vaalą.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-06-2020 o 11:25.
|