30 Martius 816.M41, pałac Aspyce Chorda
Jeśli którykolwiek ze znamienitych gości miał jakieś podejrzenia co do statusu lady Aspyce, szybko je stracił. Sprawiająca groźne wrażenie z zewnątrz, w środku rezydencja głowy wpływowej dynastii wręcz porażała swą zamożnością i zbytkiem. Zakotwiczony wewnątrz orbitalu, wielki opancerzony habitat pełen był rzęsiście oświetlonych korytarzy, galerii, komnat i schodów. Do uszu Coraxów docierały łagodne dźwięki płynącej z głośników muzyki, a wentylatory klimatyzacji tłoczyły do środka posiadłości nie rewitalizowane powietrze z odzysku, tylko świeże, na dodatek uzupełnione o delikatną nutę przyjemnych kwiatowych zapachów.
Wiedziona przez sekretarza Cromwella, delegacja Winter Corax mijała noszących galowe mundury gwardzistów rodu, lokajów w drogich liberiach oraz ogromną rzeszę serwitorów pełniących w pałacu nie tylko rolę użytkową, ale też dekoracyjną dzięki swym pozłacanym napierśnikom i zasłaniającym twarze zdobionym maskom.
Goście mogli podziwiać wystawione w gablotach rozliczne eksponaty: myśliwskie trofea, rzeźby i biżuterię, kryształy i bryłki cennych minerałów, egzotyczną broń. Ktokolwiek zaprojektował pałac Aspyce Chordy, znał się doskonale na swoim fachu. A Umberto Cromwell wiedział doskonale jak owe dzieło talentu architektonicznego wykorzystać dla wywarcia na gościach odpowiedniego wrażenia. Co rusz przystając przy gablotach, sekretarz ze swadą opowiadał rzekomej Winter anegdotki związane z wybranymi przez siebie eksponatami, nigdy nie zapominając o podkreśleniu zasług swej pani związanych z prezentowanym obiektem.
Rezydencja głowy dynastii nie zawiodła, podobnie jak sama lady Aspyce. Wysoka szczupła kobieta o nieokreślonym wieku, dumna i piękna, naznaczona niewidzialnym znakiem intensywnego prolongu, zeszła po marmurowych schodach na spotkanie gromady gości zamiatając kamienne stopnie długą żółtą suknią. Miała wysoko upięte ciemne włosy i olśniewające kolczyki z rubinami, które wydawały się płonąć wewnętrznym blaskiem.
- Lady Winter, ogromnie mi miło – powiedziała Aspyce Chorda zatrzymując się na najniższym stopniu schodów – Żałowałam, że nie dane nam było spotkać się w Port Wander, tym bardziej zatem liczyłam, że uda nam się zaaranżować spotkanie w Footfall. Wiele o pani słyszałam, rzecz jasna wyłącznie w pozytywnym kontekście. Śmiały abordaż na zaginionego merszanta Saulów, dla przykładu. Musi mi pani koniecznie o tym opowiedzieć przy kolacji. Zapraszam w swoje progi. Umberto, przodem.
Aspyce Chorda przemawiała głosem pełnym uprzejmości, a jej oblicze nie przejawiało żadnych podejrzanych emocji nawet wówczas, gdy skłoniła głowę w wyrazie powitania Nawigatora, ale uśmiechająca się spod czarnej maski Amelia nie potrafiła się wyzbyć wrażenia, że obserwowana jest bezlitosnymi oczami wytrawnego szczytowego drapieżnika.