Dom jest ważny. Podczas całego burzliwego życia, Yazmin nauczyła się, że dom to nie lokum, a idea i uczucie. Dopiero w Raccoon City owa eteryczna idea zyskała namacalne kształty. Latynoska uwielbiała żyć w tym mieście, myślała że oto odnalazła własne miejsce na ziemi, mogące dostać tę szlachetną, utęsknioną nazwę oraz kształt… a teraz miała się z nim pożegnać. Z ich mieszkaniem, bezpiecznym bunkrem i przystanią gdzie pierwszy raz dała radę odetchnąć pełną piersią, bez strachu wiecznie zaciskającego palce na jej krtani. Sapnęła cicho przez nos, utrzymując na twarzy spokojną maskę i wmawiając sobie raz po raz, że poczucie przynależności nie jest niczym fizycznym. Należało nieść je ze sobą, gdziekolwiek los nie poprowadzi.
Nieść, działać, iść dalej i przed siebie. Chwilowy pokój był iluzoryczny, tak samo jak iluzoryczne było ich bezpieczeństwo.
- Venga - powiedziała do męża, a potem wymienili kilka szybkich zdań po hiszpańsku i mężczyzna rzucił jej paczkę ze smętną ilością amunicji sprawiając, że na usta cisnęły się niewybredne słowa i to w dwóch językach. Yazmin po raz kolejny postawiła na opanowanie, wyjmując broń zza paska spodni.
- Miasto jest odcięte, jest jedna droga. Stacja, kolejka. Przy komisariacie. - zaczęła mówić po angielsku, skupiając pozornie uwagę na ładowaniu magazynka - Który komisariat? Esta… no importa - podniosła wzrok na Kevina - Jaka ulica? Musimy wiedzieć, jeśli nas rozdzielą. Krótkofalówki działają, si? Ty masz jedną i wiemy gdzie jest druga. Weźmiemy, na wszelki wypadek. No es todo… to nie wszystko - znów zjechała spojrzeniem na spluwę i kolejna pestka wcisnęła się na miejsce - Nie mamy za wiele kul, nie wystrzelamy każdego co nam stanie na drodze, próbujemy przedostać się w ciszy, ostrożnie. Walczymy tylko w ostateczności. Estos cadáveres… są wolne, jeśli nas nie okrążą i nie odetną, miniemy je. Kule zostawmy na UBCS, słyszeliście - machnięciem głowy wskazała na Latynosa w mało gustownej kamizelce.
- Umbrella spuściła swoje psy, jeśli nas zobaczą Thiago z nimi gada. Ryman prowadzi, ja z nim. Za nami młoda i Cooper. Ty zamykasz - łypnęła na męża poważnie. W niepewnych momentach dobrze, gdy ktoś zaufany pilnował pleców.
- Potrzebujecie uzupełnić płyny i coś zjeść - kiwnęła głową w kierunku kuchni - Macie trzy minuty, a potem idziemy. Oknem do schodów i na dół. Przez bar na zewnątrz i dalej wskażesz drogę - oczy kobiety spoczęły na gliniarzu - Ile kul ci zostało?