Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2020, 11:03   #4
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Życie z piętnem bękarta na plecach nie należało do lekkich i najłatwiejszych. Jednak on nigdy się nie skarżył na swój los. Matka mu kiedyś powiedziała, że twarde życie kształtuje twarde charaktery i tego się trzymał. Z resztą matka nigdy nie okazała mu, że jest gorszy od innych. Jego plemię jednak nie było, aż tak wyrozumiałe. Mimo, że akt jego poczęcia był z dobrej woli obu stron, a nie był wynikiem gwałtu niewiele to zmieniało. Jego ludzki ojciec zniknął jeszcze przed jego urodzeniem, on zaś jako pór-ork dla swojego plemienia był bękartem i to w myśl zwyczajów tam panujących bękartem niegodnym noszenia nazwiska rodowego dopóki nie zmyje z siebie hańby pochodzenia. Mógł to zrobić jedynie dokonując czynów na tyle chwalebnych, aż rada plemienia stwierdzi, że były one godne by przywrócić mu nazwisko. Wiedział, że piętno bękarta pozostanie z nim do końca życia jednak miał zamiar zrobić wszystko aby odzyskać nazwisko rodowe. Do tego czasu znano go jedynie z imienia Draugdin. Po prostu Draugdin.

Był postawnym, dobrze zbudowanym, niemalże dwumetrowym przedstawicielem swojej rasy. Dlatego też przy swoich rozmiarach i ogromnej sile naturalnym wyborem broni w jego przypadku był potężny dwuręczny miecz, w którego władaniu nie miał sobie równych. Po biologicznym ojcu odziedziczył posturę i długie, mocne, kruczoczarne włosy. Przynajmniej tak mówiła mu matka. Niewiele jednak więcej mógł się od niej dowiedzieć. Matka nigdy za dużo o nim nie wspominała, a on sam nie pytał.

Przed swoimi osiemnastymi urodzinami pożegnawszy się z matką wyruszył na szlak w poszukiwaniu przygód, zarobku, chwały… Być może własnego biologicznego ojca. Nie był pewien, co właściwie chciałby w ten sposób osiągnąć? Jednego był pewien, że jeśli go kiedyś jednak spotka to chciałby mu po prostu spojrzeć prosto w oczy. Spojrzeć, zrozumieć, być może napluć prosto w twarz. Co prawda poszukiwanie ojca nie było celem nadrzędnym, jednak podróżując gdzie nogi i lepszy zarobek poniosą często pomimo wszystko podążał za wszelkimi pogłoskami o mężczyźnie z opowieści matki.

W swoich wędrówkach spotkał Ruzurn Krosrara, starego orka samotnika. Po wydarzeniach, które połączyły ze sobą ich losy tamten zaproponował Draugdinowi nieograniczoną czasowo gościnę w swojej samotni, a krótko potem został jego nauczycielem i wyszkolił go na kapłana bitewnego. Szczegóły tej historii były być może tyle ciekawe co i długie, takie idealnie nadające się do opowiadania gdzieś, kiedyś w karczmie przy dobrym piwie i trzaskającym kominku.
Draugdin nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad wyborem akurat tej klasy, jednak Ruzurn dostrzegł w nim predyspozycje fizyczne i duży potencjał, a co najważniejsze potrafił to wszystko dobrze ukierunkować i ukształtować. Na przestrzeni późniejszych lat pół-ork często wracał myślami do tamtych dni i zawsze jedynie upewniał się w przekonaniu, że dobrze iż los zetknął ich ze sobą. Miał dobrego nauczyciela i przyjaciela.

Pewnego dnia jednak zew szlaku po raz kolejny okazał się silniejszy. Tym bardziej, że po kilku latach po raz kolejny natknął się na informacje o mężczyźnie podobny do opisu ojca jaki znał. Mimo, że wiedział, iż pewnie i tak okaże się to niepotrzebna pogoń za duchami przeszłości, jednak pożegnał się z Ruzurn Krosrarem i ruszył w dalszą drogę.
Być może dodatkowym bodźcem do wyruszenia były słyszane już od dłuższego czasu tu i ówdzie plotki i przekazy o dziwnych zjawiskach pogodowych. W ciepłych, południowych rejonach Taldoru, gdzie przebywali było to zjawisko cokolwiek dziwne. Tym bardziej, że mieli praktycznie środek lata. Jego wrodzony instynkt zazwyczaj podpowiadał mu dobrze i wiedział, że gdzie niewyjaśnione i tajemnicze zjawiska, wydarzenia czy nawet chociażby plotki - tam zazwyczaj najczęściej nadarza się okazja na dobry zarobek.

W ten to sposób dotarł do niewielkiej wioski Heldren. Jako, że był strudzony podróżą więc swoje pierwsze kroki skierował do jedynej w tej okolicy karczmy o przyjemnej nazwie “Srebrny Gronostaj”. Co prawda zastanowił do fakt, że w herbie gospody zwierzak był biały. Wiedział z doświadczenia, że gronostaje zmieniają kolor sierści w zależności od pory roku, a białą barwę przybierają tylko w zimie. Było to cokolwiek dziwne w tym rejonie, gdyż południowe krainy Taldoru należały do obszarów o bardzo ciepłym klimacie, a zimy zazwyczaj były tu krótki i łagodne.

Siedząc przy jednym ze stolików pozornie pochłonięty dobrym posiłkiem i napitkiem wsłuchiwał się jednak uważnie w otoczenie. Karczmy i gospody były zawsze najlepszym źródłem informacji wszelakich.
Usłyszał już chyba wszystkie te same plotki i przekazy, które już dane mu było usłyszeć wcześniej po drodze tutaj. No może nowością była jedynie przepowiednia starej wioskowej wróżbitki. to było coś nowego, a prostemu ludowi niewiele było potrzeba żeby w takie rzeczy uwierzyć.

Pomyślał sobie, że prawdopodobnie te same przesłanki i zasłyszane wieści przywiodły do tej wioski innych wędrowców, gdyż na pierwszy rzut oka można było rozpoznać stałych mieszkańców i przybyszów z zewnątrz. Bystrym wzrokiem wyłonił z tłumu catfolka i mężczyznę z piórami zamiast włosów. Wiedział, że tego typu małe, zaściankowe wioski bazowały raczej na stałej zamkniętej społeczności i często nawet nie były zbyt tolerancyjne dla przedstawicieli innych ras czy “odmieńców” jak ich potocznie wieśniacy nazywali. Nie od dziś jednak wiadomo, że gdy trudne czasy trzeba się chwytać wszystkich możliwych rozwiązań. Nawet tych nietypowych i wcześniej niedopuszczalnych, jak chociażby zwrócenie się z prośbą o pomoc do orka czy innego “odmieńca”.
Być może dlatego, że czas nastał niepewny nie spotkał się z żadnymi jak dotąd nieprzyjemnościami w związku ze swoją rasą odkąd tu przybył.
W gospodzie z chwili na chwilę robiło się coraz większe poruszenie i napływali nowi ludzie. Być może było to związane z jak zdołał usłyszeć mającym się tu odbyć zwołanym, specjalnym zebraniem. Był tylko ciekaw czy miało ono dotyczyć wyłącznie mieszkańców… Kończąc posiłek był przekonany, że za chwilę się o tym przekona. Albo zostanie wyproszony z karczmy, albo poproszony o pozostanie. Z oboma możliwościami gotów był się pogodzić.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline