Rzucane przez akolitę zdania jakoś nie napawały Davetha optymizmem.
Z Laurą działo się coś niedobrego, a chłopaczek najwyraźniej nie miał odwagi powiedzieć, co się stało.
-
Co jej zrobiliście?
Pytanie nie doczekało się odpowiedzi, a przynajmniej nie słownej. Jednak to, co Daveth zobaczył sprawiło, że na moment stracił mowę.
-
Na wszystkich bogów... co wyście zrobili... Otwórzcie tę kratę! - polecił.
Przyklęknął przy kracie, przeklinając w duchu wszystkich głupców, co nie potrafili zadbać o jego przyjaciółkę.
-
Lauro, moja kochana… - powiedział, a tygrysica zatrzymała się na chwilę, spojrzała na niego, po czym prychnęła niezadowolonym tonem. W tym czasie młodzik wcisnął klucz w dłoń Druida, po czym się wycofał.
-
No jak mówiłem panie, dziki zwierz...im bardziej wracała do zdrowia, tym była większym dla nas zagrożeniem…
-
Trzeba było ją do mnie przyprowadzić... - powiedział Daveth, przekręcając klucz w zamku.
-
Jak byłeś nieprzytomny? No i kto ją miał prowadzić...wszyscy się bali, że ich zeżre - Chłopak cofnął się jeszcze bardziej.
-
Bardka też się bała? - Daveth nie do końca wierzył w to, że wszyscy mieli stracha. - [
Ta, która razem z nami spadła z nieba? One się bardzo dobrze znają, znaczy Laura i Amaranthe...
Otworzył kratę.
-
Cholera, nikt o tym nie pomyślał… - Powiedział akolita, znikając za rogiem.
A w tym czasie Laura… skoczyła ku Davethowi z rykiem! W ostatniej jednak chwili ten "atak", został zakończony łagodnym wylądowaniem przednich łap na barkach mężczyzny, a wielki pysk zamiast rozgryźć mu twarz, przywitał Druida porządnym liźnięciem jęzora.
-
Lauro, mój skarbie.. - Daveth przyciągnął do siebie łeb swej przyjaciółki, chociaż ta była nie pierwszej świeżości. -
Chodź, idziemy się wykąpać i najeść - dodał, głaszcząc tygrysicę. -
Zaprowadź nas do jakiejś sadzawki czy jeziorka - polecił młodzikowi. -
A potem wybieramy siÄ™ do kuchni.
W tym momencie zauważył, że jego przewodnik zniknął.
-
Świat schodzi na psy... - powiedział z niesmakiem i po raz kolejny pogłaskał Laurę po łbie -
a dzisiejsza młodzież jest niezbyt obowiązkowa. - Westchnął. -
Znajdziemy kogoś, kto nam pokaże drogę - stwierdził, po czym, z Laurą u boku, ruszył na poszukiwanie sadzawki.
* * *
Trochę to trwało, ale w końcu udało się 'odświeżyć' i nakarmić Laurę.
Daveth również zdołał doprowadzić się do porządku, bowiem nie wypadało pokazać się królowej w stroju, który pasował do polnych dróg i bezdroży, ale nie na królewski dwór.
To było zdanie Droltudena. Daveth uważał, że to przesada i że mądra królowa okazałaby więcej zrozumienia, ale nie zamierzał się kłócić. Z tego też powodu po kąpieli ubrał się w przyniesione przez służbę stroje. Całkiem nieźle pasujące, co oznaczało, że podczas ich dość długiego snu ktoś go dość dokładnie pomierzył we wszystkich kierunkach.
-
Leż tu grzecznie, moja droga - powiedział, głaszcząc tygrysicę po głowie. -
I pamiętaj, nikogo nie wolno zjeść. Najlepiej nawet na nikogo nie warcz.
Zostawił Laurę rozciągniętą na dywanie, po czym ruszył na spotkanie z pozostałymi. Nie wypadało kazać królowej czekać.