Leonard Geldmann
- Widać, żeście nie z tych stron. Z Ostlandu może, co? Albo co najmniej z Talabeclandu, sądząc po sposobie mówienia – orzekł marynarz. – Nie znacie Blucherów. A to możni panowie, tutaj między Altdorfem a Nuln jedni ze znakomitszych kupców. Układy mają z samą Elektorką, a na ich usługach niejeden baron i rycerz. Uczciwi są jak wszyscy kupcy, Heindrich mi świadkiem. Nie gorsi i nie lepsi od innych. Ale płacą kiedy trzeba, a i o swoich ludzi się troszczą. A od kiedy, nasz Blucher, Matthias za połowicę wziął sobie Ruggbroderównę z Bogenhafen, ich znaczenie jeszcze bardziej wzrosło. Wiadomym jest przecie, że z pomocą barona von Sapponatheim, po tej awanturze w Bogenhafen, stary lis Rugbrodder monopole trzyma w mieście. Doskonale się obie rodzinki ułożyły, a z korzyścią i dla naszego miasta to będzie. Jakbyś chłopcze u Blucherów się załapał, o co przecie trudno, i się sprawdził, to będzie Ci dobrze, jak u Rhyi za piecem.
Na nabrzeżu
Zdecydowali się porozmawiać o ofercie, mimo że spodziewali się jakiegoś haczyka. Ale ciekawość nic nie kosztuje, jak głosiło znane powiedzenie. Matthias Blucher oddalił się w stronę miasta, a zainteresowani ofertą awanturnicy weszli do budynku. Dół zajmował przestronny magazyn, w więcej niż połowie zastawiony skrzyniami, pudłami i workami. Na górę szło się osobną klatką schodową, wyłożoną czarną boazerią. Okna miały szyby, a nie błony, a sufit zdobiły rzeźbione, malowane głowy potworów. Podobnie było w gabinecie, do którego weszli.
Za biurkiem z ciemnego drewna siedział ten wysoki, starszy. Tuż za nim stała potężna, stalowa szafa, zaopatrzona w trzy zamki. Obok niej wisiał skomplikowany krasnoludzki chronometr z łańcuszkami, dzwonkami i cyferblatem. Okno, również szklane, wychodziło na rzekę. Jedną ścianę zajmował regał wypełniony księgami rachunkowymi, na drugiej wisiała mapa południowego Imperium, w którą wbite było kilkadziesiąt gwózdków z kolorowymi łebkami. Z tyłu, za otwartymi drzwiami, przy biurkach pracowało kilkunastu skrybów, wyposażonych w liczydła, notatniki i pióra.
- Kłaniam się nisko – mężczyzna wstał zza biurka i ukłonił się. Jednak niezbyt nisko. Wskazał stojące pod ścianą krzesła. Sam usiadł w fotelu. – Cóż Panów sprowadza w nasze skromne progi?