- No nie mam przekonania - narzekał Tladin. - Dziesiąta część tylko za to, że nam znajdzie bydlaka? A dwudziesta za nic? Toż on karku nadstawiać nie będzie - zżymał się. - Ejże! - krzyknął na głos w stronę sali i uderzył toporem o tarczę parę razy, by zwrócić na siebie uwagę.
- Jest tu ktoś, kto był w Kalkengard? Gdzie ubiliśmy minotaury? Będę szedł ubić Krwawego Roga! Jest ktoś chętny, kto pomoże mi go wytropić i ubić? Większość walki biorę na siebie!
Tladin w trakcie mowy wyszedł na środek i się rozglądał szukając odważnych twarzy.
- Potrzeba tropiciela i ze dwóch - trzech umiejących strzelać i walczyć, żeby poszli jako wsparcie. Ktoś chętny?
Wrzeszczącemu i walącemu toporem w stół krasnoludowi udało się przykuć uwagę chyba całej karczmy. W parę chwil większość głów zwróciła się ku niemu. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach gdy skończył krzyczeć karczemni goście zaczęli rozmawiać ze sobą. Dyskutowali, kłócili się, ktoś się roześmiał inny prychnął z ironią albo niedowierzaniem. Ale po paru chwilach pojawiły się bardziej konkretne reakcje.
- A co z nagrodą? Jak się dzielimy? - zapytał jakiś rosły drab który siedział nad swoją miską strawy. Wyglądał dość ponuro ale i krzepko nawet jak siedział w samej koszuli. Kilka osób też wyglądało na to, że może będą zainteresowani jeśli nagroda będzie odpowiednia.
- Widzę to tak. Każdy, kto będzie walczył wręcz z minotaurem, dostaje trzy części. Ci, którzy będą do niego tylko strzelać, albo będą walczyć z jego pomocnikami, dostają jedną część.
- A jak się trafią jakieś fanty? - zapytał po chwili trawienia kaszy i słów krasnoluda ten w koszuli co pierwszy zagaił rozmowę.
- Tak samo - wzruszył ramionami Tladin. - Wszystko na kupę i dzielimy na części. Jak się nie da, to sprzedajemy temu, kto da więcej, a złoto podzielimy. Nic mądrzejszego nie wymyślę.
- Może być. Ale jak komuś fortuna nie będzie sprzyjać to jego część przekazujemy wskazanej osobie - wielkolud zjadł ze dwie łyżki zastanawiając się nad tym co powiedział brodaty rozmówca nim dorzucił swój warunek.
- No to się zgadzamy. Przemyślcie, kto by chciał iść. No i problem jeszcze znaleźć to bydlę. Tak jak mówiłem, kilku chętnych potrzeba i możemy ruszać.
- Może być - wielkolud zgodził się na takie warunki i spokojnie kończył swoje śniadanie przestając interesować się otoczeniem. W międzyczasie gdy skończył po dalszych naradach i dyskusjach ostatecznie wyklarowała się grupka śmiałków którzy byli gotowi spróbować swoich sił z tym zleceniem na minotaura.
- Ludzie, kto zaprowadzi nas na pastwisko starego Johana? - Tladin ponownie zwrócił się do gawiedzi.
Po chwili zamieszania chętnych na przewodnika nie było. Może dlatego, że w karczmie poza obsługą, wszyscy chyba byli przejazdem i nie orientowali się w topografii tutejszej osady. Dopiero karczmarz wziął jakiegoś brzdąca by zaprowadził grupę żadną krwi minotaura do starego Johana. Mały wydawał się strasznie ucieszony ze swojej roli i nawet silnym wiatrem, jesienną szarugą ani błotem wydawał się nie przejmować.
Tladin rzucił chłopakowi drobniaka w podzięce.
- Dobra, Martin - zwrócił się do Krzywego. - Dasz radę coś tu znaleźć, czy trzeba będzie posłać po tego, tfu, Tobiasa i mu zapłacić?