Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2020, 16:05   #15
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Jak jeden mąż zaczęli się wycofywać w stronę Shade. Ten, którego najemniczka jako pierwszego zobaczyła reagującego na słowa Kane'a, krzyknął w stronę Irlandczyka. W jego języku.
- N-l a fhios agam cad atá á lorg agat as Gaeilge anseo, ach má chaithfidh tú fanacht, fan amach ó chail-n- deasa!
Unit nie dał rozkazu do ataku.
- Co to było? - zapytał tylko cicho przez komunikator.
- Chyba nie dacie im odejść?! - żółtodziób krzyknął, zwracając się na północ, wytrącony z równowagi po raz kolejny.
Fox nie odpowiadał już na teksty wyjątkowo natrętnego żółtka, ale wręcz zaszarżował, gdy tylko dostrzegł jego rozkojarzenie, z rozpędu waląc go kolbą w bok nad miednicą. Zaraz po tym poprawił, tym razem celując w ramię. Tamci się może i wycofują, ale Raver dla pewności wolał odebrać gościowi broń i na wszelki wypadek zgarnąć z ziemi również odtrąconą spluwę tego drugiego. Potem przyjdzie czas na pogaduchy. Gdyby trafił na kogoś obeznanego z takimi sytuacjami, nawet mniej doświadczonego, mógł dostać kulkę. Bo tamten zdążył nacisnąć spust, na szczęście dla Foxa - na oślep, najemnik zaś trzymał się z boku lufy. Chwilę później obaj nowicjusze zwijali się już na ziemi. Scrap i Shade widziały jak obcy najemnicy zatrzymują się i po chwili ruszają dalej. Nawet bez wymiany zdań wiedzieli, że to nie do nich strzelono.
- Tik-Tak może ich śledzić, Bzzt ma za krótki zasięg - Scrap użyła komunikatora do komunikacji wyłącznie z trójką towarzyszy. Zaczęła się wygrzebywać ze swojej dziury. - Wystarczy, że zostawisz go na ziemi, Shade.
Zwiadowczyni, słysząc słowa drugiej najemniczki, wyjęła elektronicznego pajączka i położyła go na trawie. Niezależnie od urządzenia miała zamiar przespacerować się kawałek za odchodzącą grupą.
Kane nie czekając aż się oddalą ruszył do Foxa.
- Z niestabilnym elementem się nie dyskutuje. Dawać ich do baraków, niech ktoś skoczy po resztę młodych jak niedoszli kurierzy się oddalą - warknął w eter. Zastanawiał się, czy on kojarzył głos. Niewielu jego znajomków z najemniczego życia znało Irlandzki. Nie chciał się wdawać w dalsze wyjaśnienia, nie przy uszach mających nie słyszeć.
Przeciwnicy nie zatrzymywali się, zwiększając znacznie tempo jak tylko poczuli, że mogą odejść. Tik-Tak i Shade bezgłośnie podążali za nimi, nie rejestrując nawet zmiany kierunku. Ci tu zachowywali się jakby spodziewali się pogoni. Tymczasem Lukas sprowadził żółtodziobów, a Kane, Fox i Unit przeciągnęli tych znokautowanych do baraku. W świetle potwierdziło się, że to byli ci dwaj młodzi trzymający się blisko tej pięknej, młodej i kompletnie nie pasującej do wojskowej zabawy dziewczyny. Chcieli się jeszcze odgrażać, ale jedno spojrzenie Unita przywołało ich do porządku. Wszystkim nowicjuszom zabrano broń.
- Szef zdecyduje co z wami - warknął szef kadry szkoleniowej. Więcej nie dodał, bo na podwórze wjechały dwa samochody i ciężarówka, z których wysypały się siły szybkiego reagowania.
- Słyszeliśmy, że macie skoczków?
- Byli i się zmyli - Unit skinął głową. Nad nimi przeleciał śmigłowiec. - Chodźcie, porozmawiamy - zabrał dowódcę posiłków i Lukasa. Eve została przed barakiem.
- Uważacie, że rzeczywiście po nią przyszli? - zapytała cicho Irlandczyka, Foxa i Scrap, gdy nie słyszały ich uszy żółtodziobów.
- A mieli powód? Co to za jedna? - odezwał się trzymający się końcu pochodu Felix, również mówiąc cicho. - Przybysze cały czas gadali o “przesyłce”, a ci dwaj durnie chcieli bronić dziewczyny do ostatka. Musiała im coś powiedzieć.
W myślach Anglik jeszcze dodał, że system rekrutacji Republiki musi być kurewsko dziurawy, skoro choćby tutaj na miejscu mają cztery osoby infiltrujące ich struktury, by wydobyć bliźniaki, i dodatkowo jedną laskę, którą prawdopodobnie jest przyczyną całego dzisiejszego zamieszania.
Dawn założyła okulary, skupiona na obsługiwaniu dwóch dronów na raz. Nie uczestniczyła w rozmowie, zamiast tego podążając za najemnikami Tik-Takiem i jednocześnie podsłuchiwaniu Unita z wykorzystaniem Bzzta. Stanęła z boku, opierając się o ścianę i przyjmując pozę sugerującą relaks w chwilach, gdy ktoś z tutejszych zerkał w jej stronę.
- Shade, wracaj jak się upewnisz, że nie zmieniają kierunku. Nie nasz to problem - Kane przekazał cichą wiadomość na wewnętrznym komunikatorze, gdy poszedł się odlać. Na terenie Republiki toczono wiele gier, Irlandczyk zgodził się zaś brać udział wyłącznie w jednej. Żółtodziobami też się nie zajmował ani przejmował, Eve za to towarzyszył z pewną przyjemnością.
- Uważaj bo się dowiesz - parsknął na słowa Ravera. - Pewnie córeczka bogatego tatusia. Ucieczka tu to może być nawet przejaw głupiego buntu - wzruszył ramionami. - Wierzę, że po coś przyszli, nic za co chcieliby umierać. Jeszcze wrócą, więc lepiej ją ukryjcie i poszukajcie nadajników. Ten kto ma taki w sobie jest celem. A ci co ich sobie owinęła wokół palca to zwykłe wymoczki, gdybyś był ładną laską to nawet tobie mogłoby się udać grając dziewczynkę co ją trzeba chronić - szturchnął Foxa po przyjacielsku.
- Chłopcy zaraz każdego przeskanują ponownie. Jestem pewna, że zrobili to za pierwszym razem. Nie jest aż taka wspaniała, aby każdemu w głowie zawrócić - Eve wydawała się nieco poruszona taką możliwością, co i rusz zerkając na O'Harę i nie interesując się zbytnio tym co robiła Scrap, która w słuchawce słyszała dość zwyczajne wypytywanie Unita o to co tu się właściwie wydarzyło. Skanowali go na obecność nadajników, nie znajdując nic. Dwóch z przyjezdnych udało się do baraku i wyprowadziło na początek jednego z "adoratorów". - Jessica Lloyd. Nam powiedziała tylko tyle, że nie zgadzała się z rolą, jaką widział dla niej ojciec i dlatego jest u nas. I że chce być silna i niezależna - kolorowłosa odpowiedziała na pytanie Foxa. Grymas na jej twarzy jasno dawał do zrozumienia co o tym sądzi i do czego nadaje się ta dziewczyna.
Felix przyłożył dłoń do twarzy w geście zażenowania, po czym otarł pot z czoła. Stężenie poszukiwanych nastoletnich buntowników w Republice na metr kwadratowy wydawało się tak absurdalne, że aż trudno było się nie doszukiwać jakiegoś drugiego dna. Być może to zwykła siksa, ale Raverowi przemknęła też myśl, że tamci mogli mieć do wykonania podobne zadanie co ich czwórka. Gdy wrócą, będą lepiej przygotowani. Na dłuższą metę trzymanie się z dala od dziewczyny, która mogła być celem, wydawało się zatem dość sensownym pomysłem.
- Jesteśmy tak krótko, a już dwa razy ratujemy republikańskie tyłki. Nudzić się nie będziemy - powiedział do Eve z uśmiechem na ustach.
Anglik wiedział, że Scrap jest zajęta swoimi dronami. Nie mógł nie dostrzec również zainteresowania, jakim trenerka obdarzała Irishmana, co obecnie wszystkim chyba było na rękę. Dalej zatem sam specjalnie nie zagadywał najemniczki, lecz chwilowo przysiadł nieco z boku. Przez to w razie potrzeby mógł też swobodniej mówić przez komunikator tylko do własnej grupy.
- Republika toczy trudną grę. Jak odróżnić tych, którzy chcą tu być, od całej reszty? - Kane zapytał wszystkich i nikogo, odpowiadając na spojrzenie Eve. Nie miał nic przeciwko zainteresowaniu, zwykle niezależnie od jego podłoża. - Ktoś podjął decyzję, że nadaje się na tego typu szkolenie. Ty ją widziałaś w akcji. Nadaje się do czegoś?
- Skłamałabym mówiąc, że brak jej entuzjazmu - przyznała Eve niechętnie. - Na razie jednak nadaje się co najwyżej do zamiatania podłóg. Nie wiem kto przydziela tu role i na jakiej podstawie. Ja się nie zgłaszałam do szkolenia zółtodziobów. Może rozwiążą ten ośrodek i pozwolą nam iść z wami - uśmiechnęła się, choć w jej głosie słychać było brak wiary w to.
Przesłuchanie trwało dalej, Dawn słyszała kolejne pytania. Najpierw zadawali je jednemu z obrońców dziewczyny, potem zabrali na to samo drugiego. Obcy najemnicy nie zmienili kierunku, a śmigłowiec zrobił kilka kółek i odleciał na zachód. Sytuacja wyglądała na opanowaną, chociaż bez wątpienia i ich będą wypytywać. Może czekali na powrót Shade.
- Na szczęście nie ja tu odpowiadam za bezpieczeństwo wewnętrzne. Może ktoś uznał, że lepiej wpuścić wielu i odcedzić niepewny element dopiero w trakcie. I uważaj z tym ratujecie - pogroziła Foxowi. - Ja bym wolała, gdyby zabrali ze sobą tę siksę.
Scrap postanowiła zawrócić Tik-Taka, podążanie pająkiem za szybko poruszającymi się ludźmi było trudne i niezbyt potrzebne. Wątpiła, żeby ktoś został w tym obozie na noc, a ci obcy nie byli dla nich przeszkodą. Wręcz przeciwnie, uważała, że da się ich wykorzystać w razie czego, ich misja była przecież tak podobna do ich własnej. Bzzt dalej podsłuchiwał, Dawn na wszelki wypadek nic z tego nie nagrywała, kto wie jak dokładnie będą ich sprawdzać.
Zwiadowczyni, widząc że obcy oddalają się od obozu coraz bardziej, porzuciła ich tropienie i zawróciła. Gdy odeszła na taką odległość, że ich termowizja nie miała szansy jej wykryć, wyłączyła kamuflaż i spokojnym krokiem przespacerować się po lesie. Nie często mogła to robić tylko dla przyjemności, a w obozie czekali na nią kolejni przedstawiciele republiki i być może kolejne przesłuchanie. Cieszyła się więc tą chwilą oddechu.
- Zapraszamy do wybitnie ciekawego pilnowania obiektu do którego wchodzić nie można - roześmiał się Kane, szturchając Eve. Co miało być to będzie, mała szansa, aby mieli swobodę rozmowy jeszcze tej nocy i ewentualnego przedyskutowania tego co tu się działo. Irlandczyk olał to w takich okolicznościach i odprężył. - Masz doświadczenie w szkoleniu, że dostałaś tę rolę?
- Raczej w ogóle mam doświadczenie, a ta rola wydawała się najlepsza z tego co mi zaproponowali - Eve rozejrzała się, ściszając niespodziewanie głos. - Nie jestem tu długo, ale swoje już widziałam. - To rozmowa nie na to miejsce i moment.

Ludzie Republiki każdego po kolei przepytywali i skanowali. Co ciekawe przy Jessice albo nic nie znaleźli, albo nie dali po sobie poznać. Dziewczyna przedstawiła tę samą śpiewkę, którą powtarzali jej "obrońcy": tatuś, prezes dużej firmy, któremu nie podoba się, że próbuje żyć po swojemu. Shade zdążyła w tym czasie wrócić i wtedy zaproszono także ich, całą czwórkę na raz. Jeden z członków sił szybkiego reagowania skanował ich jakimś urządzeniem, a drugi zadawał pytania. Po opowiedzeniu historii z ich perspektywy, zaczął zadawać bardziej spersonalizowane.
- Na koniec jeden z nich krzyknął coś w obcym języku. Mówiono mi, że brzmiał na irlandzki. Jednego z was zwą Irlandczykiem, może także to skojarzyło się wszystkim. Czy zrozumieliście co mówił? Czy ktoś z nich mógł znać kogoś z was?
Scrap miała świadomość, że podobne pytanie zadawano członkom sztabu szkoleniowego, ale już nie żółtodziobom.
O’Hara nie ukrywał nic odnośnie zdarzenia, aż do momentu, w którym zapytano bezpośrednio o irlandzki. Dowiadując się wcześniej od Dawn, że żaden z pytanych wcześniej nie rozumiał znaczenia tych słów, odpowiedział ze wzruszeniem ramion.
- Mój akcent jest charakterystyczny, może myślał, że mnie zna? Lub znał, kto go wie. Ja na pewno po głosie go nie poznałem. To jednak chciał przekazać, że mnie zna. Użył określenia “Irishman” w iryjskim. W minionym roku poznaliśmy sporo ludzi. Pamiętacie kogoś, kto nawijał po Irlandzku? - zapytał kompanów. - Bo ja nie. Wcale nie musiał pokazać, że zna,
Zamilkł, uznając, że wystarczy tych wyjaśnień.
Raver również wzruszył ramionami.
- Irlandzkiego nie znam, a do tego nikt z tamtych pewnie mnie nawet nie widział - powiedział dość obojętnym tonem, najwyraźniej nie widząc potrzeby drążenia tematu. Zresztą, akurat tutaj nie ściemniał wcale.
- Spotkaliśmy kilka osób z wysp, ale nikogo kogo bym zapamiętała - Scrap odpowiedziała na pytanie O’Hary. - Chcieli uniknąć konfliktu, gdyby im zależało zaatakowaliby od razu. I to jeszcze zanim Irishman się odezwał, ich cel nie zachęca ich do poświęcania swojego życia - uśmiechnęła się. - Znaleźliście nadajnik? Musi być, bo widziałam ekran holo ich dowódcy. Mogę pomóc szukać, w razie czego, mam do tego zabaweczki. Mikroczip od policji znalazłam. Przyczepiają je wszystkim zmierzającym na północ - trajkotała, oddalając temat od słów po irlandzku, które przetworzyła przez drona i dostała od razu ich tłumaczenie na angielski. Wiedziała więc, że Kane nie chce zdradzać wszystkiego.
- Nie znam irlandzkiego, ani nikogo istotnego władającego tym językiem poza naszym Irishmanem. - Shade odpowiedziała wzruszając obojętnie ramionami.
- Poznał, albo wiedział, że tu jesteście - przesłuchujący ich mężczyzna nie wydawał się przekonany do ich słów. - Żadnych nadajników, u was też nie. Skoro mówisz, że jesteś pewna, to będzie potrzebny dokładniejszy skan. Czy jesteś w stanie zrobić to niezauważenie? - zapytał Scrap. - Nie zostajecie tu, szefostwo postanowiło od razu was rozdzielić. Udacie się do placówki docelowej lub do Granite Falls na noc. Wasza decyzja. Chcecie wybrać kogoś stąd na przewodnika? Nie zostawimy was bez opieki. Młodzi zostaną przeniesieni w inne miejsce, wraz z przynajmniej częścią opiekunów.
- Jestem za miejscem docelowym, a wy? - Odezwała się ponownie zwiadowczyni spoglądając pytającą na towarzyszy, a potem popatrzyła na mężczyznę i dodała:
- Nie, żebym się wtrącała, ale może ktoś tu powinien zostać na obserwacji? Lubię teorie spiskowe, a prawdopodobna może brzmieć tak, że ta grupa wcale nie przyszła tutaj po laskę. Skorzystali z przypadkowego celu, który podsunęły im krzyczące żółtodzioby i wrócą ponownie, kiedy się stąd wyniesiemy.
- Ja także jestem za jechaniem od razu na miejsce. Nawet kosztem nieprzygotowanych łóżeczek - Scrap uśmiechnęła się swobodnie, a następnie zwróciła do pytającego ją wcześniej mężczyzny. - Niezauważenie to tylko jak będą spać. Mój dron może to zrobić, albo mój holofon, jest przystosowany. Jestem jednak pewna, że sami też coś wymyślicie. Jeśli to prawda z jej tatusiem, to stawiam, że zabezpieczył się na wypadek krnąbrnej córeczki. Może mieć coś głęboko w sobie.
- Nie róbmy dodatkowego przystanku w Granite Falls, tylko ruszmy tyłki do naszego celu - zgodził się Fox, nie widząc żadnej korzyści z cofania się. - Co do przewodnika, na pewno jak nie ktoś z obecnych tutaj, to inna osoba nas zapozna z nową okolicą. Ja się dostosuję - powiedział swobodnie i dość obojętnie. W rzeczywistości wolałby, by nie byli to lokalni “trenerzy”. Mimo iż wciąż byli to obcy ludzie spoza prawdziwej grupy, to jak dotąd sprawiali wrażenie najbardziej normalnych i przyziemnych w tym dziwacznym tworze zwanym “Republiką”. W razie zadymy, jeśli będzie jakiś wybór, Anglik wolałby zatem nie mieć akurat ich po przeciwnej stronie, choć było to coś, co można określić jako personalną preferencję, a nie jako istotny problem czy przeszkodę.
- Postanowione, jedziemy na miejsce. Dacie nam śpiwory, a jak nie to mamy swoje - podsumował Kane. - Skoro mamy wybór, Eve sugerowała, że chętnie by się na moment urwała od młodych. Potem ją wtajemniczycie w miejsce ich ukrycia - błysnął zębami w uśmiechu. Jego tok myślenia podążał za tymi miłymi kobietami. Gdzie najlepiej się ich strzec, jak nie wtedy, gdy są tuż obok?
 
__________________
Flying Jackalope
Cybvep jest offline