Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2007, 14:46   #112
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Opowieść Yriviana dostarczyła drużynie paru ciekawych faktów. Z początku, Astaroth chciał wypytać centaura o niektóre rzeczy, między innymi o tego Czerwonego Czarnoksiężnika, jednak właśnie wtedy przybyła wiadomość o pochodzie balora. Parę godzin na dotarcie na miejsce, zdobycie miecza i powrót- nie wyglądało to za dobrze. Upadły niechętnie powstrzymał się od zadawania pytań i zamiast tego rozpoczął przygotowania do dalszej wyprawy.

Jak zwykle, czarodziej nie miał zbyt wiele spraw do zrobienia. Zarzucił plecak na ramie, poprawił ubranie, które zawsze utrzymywał w idealnym stanie, sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu, a różdżki, eliksiry i zwoje gładko wysuwają się z pojemników. Całość zajęła mu tylko chwile, po której Astaroth był już gotowy do wyprawy. Na koniec pożegnał się z Yrivianem, jednak było to pożegnanie oschłe i formalne.

***

Astaroth szedł pośród swoich towarzyszy, zajęty własnymi myślami. Jak zawsze zamyślony i niedostępny, zajęty głównie swoją księgą zaklęć. Perspektywa spotkania i walki z balorem raczej nikogo nie napawała optymizmem, wiec miał zapewnioną ciszę i spokój... bynajmniej tak myślał, dopóki nie odezwał się ”Dakkar”.

Na początku Upadły spojrzał na elfa ze znużeniem. Zdołał już prawie zapomnieć o jego obecności i gdy ten odezwał się do wszystkich, Astaroth poczuł przemożną chęć, żeby kazać mu się zamknąć. Nie powiedział jednak nic, świadomy, że słoneczny elf całkiem słusznie chciał stworzyć jakiś plan działania. O tak, Oraes miał rację, że drużyna potrzebuje planu... i to bardzo dobrego.

Gdy elf poruszył kwestie miecza, Upadły milczał, wciąż udając zajętego samym sobą. Wszystkim było wiadome, że Astaroth nie ma najmniejszego pojęcia o machaniu „żelastwem”. Podczas, gdy towarzysze Upadłego omawiali kto powinien dzierżyć artefakt, Astaroth zastanawiał się, czy ostrze "Obrońcy Lasu" może być mieczem wspomnianym w przepowiedni. Biorąc pod uwagę specyfikę Księżycowych Ostrzy wydawało się to bardzo mało prawdopodobne, albo nawet niewiarygodne. Rozważania Astarotha przerwał ponownie Oraes. Tym razem elf próbował ustalić podział na grupy.

- Jak sam stwierdziłeś, nie wiemy, co jest w środku. Za to artefakt ma się znajdować na szczycie wieży. Podejrzewam, że osoba, która go tam umieściła, także upewniła się, że nikt go nie przeniesie. Dzieląc się na grupy, osłabiamy nasze siły i narażamy na dodatkowe ryzyko. Przeszukując wszystkie komnaty stracimy cenny czas. Wydaje się wiec rozsądne, że powinniśmy wspiąć się na szczyt wszyscy. Jeśli moje przypuszczenia są słuszne, nie będziemy marnowali czasu... a jeżeli nie, wtedy zabierzemy się za przeszukiwanie wieży. Tak, czy inaczej musimy trzymać się razem i... nawzajem pomagać sobie.

Ostanie słowa Astarotha wypowiedział z wyraźną niechęcią. Jako egocentryk był przyzwyczajony do dbania tylko o siebie, jednak już dawno nauczył się, że swoje cele może osiągać tylko współpracując z innymi. Po długich, wspólnych wyprawach z towarzyszami, nauczył się ile warte jest zgranie i współdziałanie, jednak wciąż pozostał egoistą, który wpierw myśli o sobie, a dopiero później o innych.

Astaroth wysłuchał odpowiedzi towarzyszy na temat „zdobywania wieży”. Gdy i ta kwestia została omówiona, Oraes nareszcie przeszedł do sprawy, która najbardziej martwiła i zajmowała Upadłego. Gdy elf wypowiedział swoje zdanie, Astaroth przez moment rozważał wszystko we własnej głowie. Dopiero po chwili odezwał, nie patrząc nawet na Oraesa, tylko w niebo, tak jakby spodziewał się dostrzec tam coś ciekawego. Kolejne słowa, jak zwykle brzmiały tak, jakby czarodziej był śmiertelnie znudzony rozmową i wszystkim dookoła. A chmury leniwie przesuwały się ponad głowami wędrowców, całkowicie obojętne na wydarzenia rozgrywające się pod nimi.

- Oczywiste jest, że musimy jakoś uniemożliwić balorowi latanie, chyba że osoba dzierżąca ostrze również będzie potrafiła latać. Raczej nie zdołamy zwabić balora do miejsca na tyle ciasnego, żeby nie mógł wyprostować skrzydeł. Zresztą, znalezienie takiego obszaru, tu w lesie, byłoby trudne i czasochłonne. Czary też nie wchodzą w rachubę. Balor potrafi się przed nimi bronić na wiele sposobów. Większość w ogóle na niego nie zadziała, a pozostała zdoła bez trudu rozproszyć. Pęta i łańcuchy raczej też odpadają. Przy rozmiarze i sile balora, założenie mu czegoś na skrzydła zajmie sporo czasu, a nawet jeśli się uda, to i tak nie mamy żadnej pewności, że nie zdoła tego zerwać. Wychodzi na to, że jedyną możliwością jest... ucięcie mu ich. Jakby nie patrzyć, będzie musiała to zrobić osoba dzierżąca ostrze "Obrońcy Lasu". Główny problem leży w tym, żeby balor pozwolił wskoczyć sobie na grzbiet i zadać parę ciosów.

Astaroth urwał na moment i popatrzył na towarzyszy. Jego spojrzenie zatrzymało się na ”Dakkarze”. Upadły wciąż pamiętał co dostrzegł w oczach elfa, jeszcze gdy byli w obozie centaurów. Odkąd przybył do Faerunu, jego pamięć robiła się coraz gorsza... można by powiedzieć, że ludzka. Obecnie Upadły miał problemy z przypomnieniem sobie, wydarzeń, które miały miejsce zaledwie wiek temu. Prawdopodobnie nigdy nie skojarzyłby Oraesa, gdyby nie ta krótka wymiana spojrzeń. Astaroth uśmiechnął się na myśl, że elf, tym jednym spojrzeniem, powiedział o wiele więcej niż chciał.

Po krótkiej pauzie, Astaroth podjął swoją mowę.

- Elfie, ty żyłeś dość długo wśród centaurów, wiec powinieneś coś o nich wiedzieć. Znasz ich... potencjał magiczny? Chodzi mi o to, czy w osadzie są osoby znające się na zaawansowanej magii i raczej nie chodzi mi tu o kapłanów i druidów, choć oni też mogliby się przydać. Mam pewien pomysł, jednak stanowczo brak mi mocy, żeby mógł go samodzielnie zrealizować. Załóżmy, że drowy i balor zbliżają się do obozu. Są już całkiem blisko, a jakoś nie napotkali na żaden opór. I właśnie wtedy, jakby z nikąd, na oddziały drowów, z trzech różnych stron zaatakowałyby centaury. Balor nie jest głupi, przypuszczalnie wie jak wspaniałe umiejętności podkradania się do ofiary, cechują centaury z osady. Z całą pewnością wyczuje magie, którą będą „cuchnąć” atakujący, jednak nie będzie miał czasu na dokładnie zbadanie magicznych aur i rozpoznanie zaklęć. Na jego drowich sojuszników, znienacka napadł przeważające siły i zaskoczone mroczne elfy nie mają szans. Jedyna nadzieja na zwycięstwo i zniszczenie obozu, to odseparowaniu elfów od centaurów. Przypuszczalnie, najskuteczniejszym sposobem według balora będzie utworzenie paru ścian ognia, jednak ich utrzymanie i stworzenie wymaga koncentracja. W tym czasie demon będzie szczególnie narażony na ataki... i odcięcie skrzydeł. Co zabawniejsze, oddziały drowów, już nie posiadających drogi odwrotu, zobaczą jak centaury zwyczajnie znikają... rozpływają się jak poranna mgła. I właśnie w tym momencie, zanim drowy zdołałyby dojść do siebie, od frontu niezabezpieczonego ognistą ścianą, napadłyby oddziały prawdziwych centaurów. Do czego wiec są potrzebni magowie? Oczywiście do utworzenia realistycznych, choć fałszywych oddziałów centaurów, które na samym początku zaatakowałyby drowy i odciągnęłyby uwagę demona.

Upadły zakończył swoje wywody, wciąż zapatrzony w niebo. Jego twarz i głosy, wciąż były całkowicie obojętne i pozbawione jakiegokolwiek zainteresowania dyskusją. Jednak tym razem nie było to zwykłe udawanie. Astaroth pogrążył się we własnych wspomnieniach, historii, która działa się tak dawno... jak przez mgłę przypominał sobie olbrzymią bitwę... i ten sam manewr, o którym teraz opowiedział towarzyszą. Wtedy jednak zastosowany przez wielkich generałów i w zupełnie innych okolicznościach. Upadły właśnie teraz patrzył przez zasłonę wieków, jak oddziały jego sojuszników wpadają w podobną zasadzkę i giną wyrżnięte, co do nogi. Dopiero po chwili, Astaroth wyrwał się wspomnieniom i trochę zdezorientowany spojrzał na towarzyszy.

- Jeżeli plan uznacie za warty wykorzystania, powinniśmy omówić szczegóły i wysłać kogoś z wiadomością do Yriviana. Może nasz świecąca kulka? W końcu potrafi się przenosić z miejsca na miejsce, w mgnieniu oka.

Upadły ponownie przeniósł spojrzenie na niebo, zupełnie jakby uparcie wyczekiwał jakiegoś znaku z góry. Równocześnie w jego oczach widać było niepokój, który jak zwykle starał się ukryć za zasłoną obojętności.

- Pogada się zmieni... już wkrótce niebo zasłonią gęste, ciemne chmury, a niebiosa zapłaczą. Nie można ryzykować, że centaury się nie domyślą...

Przez moment wydawało się, że Astaroth gada sam do siebie. Jego głos był niepewny, jakby usłyszał jakąś plotkę i nie do końca dawał jej wiarę.

- Trzeba przekazać Yrivianowi, żeby obserwował niebo. Drowy przed atakiem, spróbują wywołać burzę. Czarne chmury przesłonią słońce i las pogrąży się w mroku. Mrocznym i demonowi nie sprawi to żadnej różnicy, ale w połączeniu z magią drowów sprawi, że centaury staną się całkowicie ślepe. W dodatku, jeśli ulew będzie trwała dostatecznie długo i będzie miała odpowiednią siłę nasi sojusznicy będą mieli problem z szarżą. Trudno się biega w błocie.
 
Markus jest offline