Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2020, 19:35   #39
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnie z MG na Gdocku


Agnis zjadł prosty posiłek z nadpalonej koniny, który popił wodą gdyż porządną racje żywnościową znalezioną w jukach, na który składały się suchary kawałeczek sera oraz suszone owoce zjadł wczoraj po całodniowym wiosłowaniu i tak cieszył się, że nie musi przymierać głodem.
Pozbierał nieco kwiatów w nadziei, że w przyszłości będzie mógł zrobić sobie z nich sałatkę. Wprowadził łódkę z powrotem do wody i popłynął w kierunku zbieraniny strażników. Gdy dopłynął poprosił jakiegoś przechodnia żeby przekazał kobiecie, że wyczyszczona łódź na nią czeka a on sprawdził wyspy i nie znalazł żadnego śladu potwora ani jej męża. Doradził też żeby ogłosili nagrodę za szukanie tajemniczej bestii na bagnach, bo on za darmo nie będzie biegał. Nie chciało mu się słuchać jęczenia kobieciny a ludzie wyczuwali w nim ciężkie przejścia i starali się zwykle pomóc. Zaczął się przysłuchiwać rozmowie stróżów:


- Tfu! Postanowione chłopcy. Spadamy stąd. Do Neverwinter nie ma sensu wracać, bo będzie za dużo pytań. Nie czujcie się jednak jak dezerterzy. Nikt nie mówił, że będziemy mieć do czynienia z czymś takim. - Najbardziej charyzmatyczną z postaci był krasnolud odziany w typową dla strażników Neverwinter pelerynę oraz kolczugę z naramiennikami.
-, Co proponujesz, sierżancie? - Młody człowiek spojrzał z zainteresowaniem na swojego przełożonego.
- Powiadają, że niedaleko położone miasteczko nawiedził smok… - zaczął, lecz wybuchem przerwał mu drugi przestraszony krasnolud.
- Smok?! Od du- ducha u-uciekniem i w w ga-gardziel smoka?
- Nikt nie każe nam zaraz na smoka ruszać, Śmiały... - Wtrącił milczący dotąd człowiek -...Wysłuchajmy sierżanta Yorruma do końca.
- Hmm… To dość świeże wieści o tym smoku i pewno wcale nie prawdziwe, ale mają tam problemy również z orkami, zresztą Phandalin niegdyś padło pod ich najazdem. Jakieś czterysta czy dwieście lat temu. Ruszymy tam, jako najemni. Do straży może, jakiej się któryś z was nada, he! He!
Agnisowi podobało się to, co usłyszał orki, smok zacne dary dla jego Pani podszedł do Strażników i odchrząknął:

- Dzień Dobry Panom Strażnikom w sprawie ducha to mógłbym pomóc moja magia raczej działa na niego równie skutecznie, co magiczna broń a wody święconej też trochę mam, ale za darmo nie będę za upiorami biegał zaoferujecie oby, jaką nagrodę albo wskażecie drogę do jakiegoś lokalnego Burmistrza czy kogoś, z którym można by to ustalić? Jeżeli chcecie mogę zaprezentować siłę moich czarów na jakieś mewie - Zaproponował.
Agnis: charyzma - zdany!


Strażnicy spojrzeli zaskoczeni na człowieka o rzadkiej w tym rejonie urodzie. Strażnik zmrużył oczy, lecz po zastanowieniu rozpogodził się nieco.

- To waćpan musi z Gallio rozmawiać, choć ten nie widzi problemu. My już mamy postanowione i nie nasz to problem. Duchy i stal nie idą w parze, jak słusznie mówisz. Lelion nie ma sołtysa, skoro o to waćpan pyta, ale Gallio jest tu szanowany, a przynajmniej… był. To jeden z Płaszczy Wielu Gwiazd. Jest jeszcze niziołek, Pani Merrygold, kapłanka Lathandera...
Agnis kiwał głową na znak, że słucha przez chwile, zastanawiał się czy nie zaproponować strażnikom, że może ruszyć z nimi w podróż, ale szybko z tej opcji zrezygnował gdyż to, co usłyszał z wypowiedzi krasnoluda i wczorajsze kłótnie nie budziły jego zaufania do straży. Pewnie ukradliby mu mierny dobytek podczas pierwszego postoju! Phandalin i plotki o smoku wydawały się kuszące, ale wpierw potrzebował zdobyć nieco pieniędzy a może nawet list polecający żeby łatwiej znaleźć sojuszników w tym drugim mieście? Choć myśl o współpracy z kapłanami napawała go wstrętem gdzie byli bogowie, gdy on cierpiał?! Nie wierzył w ich rzekomą łaskę! Jego Mistrzyni starczyła mu za wszystkich bogów.
- … jest jeszcze Burczymucha no i Valdi - budowniczy.
- Dziękuje wam za pomoc szczęśliwej podróży życzę - Powiedział i pożegnawszy się ze strażą ruszył na poszukiwanie owego Gallio wciąż czuł się dziwnie z tym, że ktoś mówił do NIEGO per Waćpan.
Skierowano go do wysokiej, zrujnowanej wieży, górującej nad miastem ze skały, na której ją wzniesiono. Najwyższe piętro nosiło liczne, stare ślady sadzy na murach, które wydęły się na samym szczycie jak krater wulkanu. Cała wieża pękała wzdłuż. Przy pęknięciu budowniczy rozstawili rusztowanie.



Gallio Elibro okazał się porywczym mężczyzną, o mocnym temperamencie. Z wyglądu przypominał ludzi z rejonów, z których pochodził także, Agnis. Czarnowłosy, o śniadej skórze, niski, acz jak na profesję, której się parał muskularny. Mag przeklinał strażników, którzy porzucili swój posterunek. Był odziany w poplamioną na rękawach fioletowym atramentem tunikę przyozdobioną licznymi gwiazdami, również dłonie miał zaznaczone śladami pozostałymi po pisaniu piórem.
- Niech ich Kossuth wszystkich pochłonie! Czego się patrzysz? Tobie też naopowiadali jakiś bzdur o duchach? - zwrócił się do Agnisa.
Mimo, że Gallio zdawał się być energicznym człowiekiem, widać było po nim zmęczenie zebrane z wielu dni. Człowiek ów miał worki pod oczami i chyba tylko jego temperament utrzymywał go na nogach.
An'nar cofnął się odruchowo wściekły mag o tej karnacji wyklinający na imię bóstwa płomieni nie był dla niego pozytywnym skojarzeniem gdyby Gallio miał czerwone szaty, wygolony łeb a na nim tatuaże chłopak pewnie wziąłby nogi za pas… Lub zaatakował. Nic jednak nie wskazywało, aby należał do znienawidzonej organizacji Agnis przygryzł wargę wziął głęboki oddech i nakazał sobie spokój nie był nikim znanym, więc raczej nie poszukiwano go tak daleko na północ nie mógł sobie pozwolić na życie w strachu.
- Patrzę się, bo wyglądasz na zmęczonego i chciałem zobaczyć czy mogę w czymś pomóc. Myślałem czy nie pójść z nimi do Phandalin ale, mimo że przynależą do straży wyglądają bardziej na obwiesiów, którzy okradliby mnie z miernego dobytku na pierwszym postoju niż uczciwych strażników. Po okolicy kręci się jakieś monstrum, które porywa ludzi, tamci mówili coś o duchu… Mógłbym spróbować pozbyć się waszego problemu z pomocą mojej magii, jeżeli przyniósłbym dowód sukcesu dalibyście mi prowiantu na drogę i jakieś list polecający do władz tamtego miasta żebym łatwiej mógł znaleźć jakąś grupę, która idzie na smoka, co wy na to? Wiele was to nie kosztuje a do tego te kamienie w nocy mówiły, że mam pomóc, ale dopóki was nie zobaczyłem to nie wiedziałem, komu - Dodał zachęcająco. Specjalnie nie zwrócił się do rozmówcy Per “Panie” czy “Mistrzu, „ aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji
Agnis: oszustwo - zdany!


Gallio uniósł brew, kiedy wysłuchiwał chłopaka stojącego przed nim.
- Skoro same Miecze Leilonu przywiodły waszą osobę do mnie, nie sposób mi odmówić. Nie myśl, jednak, że faktycznie mamy tu jakiegoś ducha. Spędziłem w wieży niejedną noc i żadnego nie spotkałem, a sam też nie z jednej magicznej księgi czytałem... Powiedz, dawno temu widziałeś jak sierżant Hazz i jego ludzie opuszczali Leilon? Może uda się ich dogonić? Potrzebuję ich. Nie są tacy źli, tylko ubzdurali sobie, że to nawiedzone miejsce. Władze Neverwinter chcą, by powstał tu garnizon, w celach poprawy bezpieczeństwa na szlaku do Waterdeep. Dam ci ten list polecający, jeśli sprowadzisz ich z powrotem, a jak chcesz to potem poszukasz ducha, może i faktycznie coś mi umyka… Może to ich uspokoi.

- Jak ich spotkałem to dopiero wychodzili z miasta z tego, co usłyszałem chcą się zatrudnić w tym całym Phandalin jak chcecie to spróbuje ich przekonać, że bezpiecznie zostać tutaj i pilnować pijaków czy łapać drobnych złodziejaszków niż ryzykować walkę z orkami czy smokiem zdawali mi się na tyle tchórzliwi, że nie powinno być z tym problemu
- Odpowiedział i zbiegł na dół szukając strażników od siedmiu boleści.

Zbiegł z wieży kuglarstwem robiąc po drodze hałasy spadających naczyń żeby zwrócić uwagę grupki odchodzących strażników.
- Hej Waćpany Strażniki rozmawiałem z Galieo ja zajmę się tym duchem, więc tego nie musicie się obawiać, ale bardzo mu zależy na tym żebyście zostali… Pomyślcie chwilę Moćpany czy opłaca wam się ryzykować wyprawę do tamtego dziwnego miasta? Tu macie wikt i opierunek najgorsze, co może się stać to uspokojenie pijaka czy złapanie jakiegoś pomniejszego złodziejaszka czy warto ryzykować spotkanie ze smokiem lub orkami? Możliwe, że mają już tam komplet strażników a tu macie już pewną pozycję - Starał się ich przekonać.
Agnis: przekonywanie - zdany!


- No, no… udało ci się przekonać tego cudaka, że jednak duchem trzeba się zająć? Jeśli tak, to i nas przekonałeś. Do wieży nie wrócim na razie, nie wiem czy słyszałeś historię tego miejsca…

- Nie słyszałem, z chęcią bym to zmienił, bo pomoże mi to pozbyć się kłopotu a duch to doskonała okazja na przetestowanie mojej magii.

- Erlumie opowiesz waćpanowi?
- Sierżant wykonał zapraszający gest.

- Może i faktycznie to jakoś pomoże - Erlum wzruszył ramionami - To już z dwieście lat będzie, od kiedy Leilon tkwi w stanie, w jakim tkwi - ruiny. Podobno wszystko przez czarodzieja imieniem Thalivar. Mieszkał tutaj… znaczy się w tej wieży za nami. Skurwiel gmerał w jakiś planach, czy osnowie... Gallio nazywał to planami egzystencji. Ponoć skonstruował magiczne ustrojstwo, międzywymiarową latarnię. Byty nie z tego świata lepiły się do tego jak ćmy do światła i były tam podchwycane jak muchy w pajęczą sieć. Jebaniutki dla swojej chorej fantazji badał te stworzenia. No i stało się jednego dnia, że przesadził. Jeb! Rozsadziło całą wieżę, a istoty, które badał rozlazły się po całym miasteczku na swoje własne, krwawe dożynki. Widzisz tą wyspę? - Wskazał na jedną z czterech wysepek, dokładnie tą, na której spędził ostatnia noc.

Agnis słuchał opowieści rozmówcy z wielką uwagą, gdy usłyszał o latarni aż się rozpromienił “Mistrzyni byłaby z pewnością zachwycona takim darem! Nie jest to potężna dusza, której sobie życzy, ale magiczne artefakty też by się jej spodobał i pomógł w odbudowie dawnej potęgi!” - Przemknęło mu przez myśli.

Słysząc pytanie pokiwał głową - Tak przespałem się tam wczoraj myślałem, że to tylko lokalne legendy, którymi dzieciaki straszą się nawzajem i rzucają sobie wyzwania, ale sny były hmm kolorowe. Czy sądzicie, że to te stwory z Planów? A może dawni więźniowie w zemście za niewolę spętali dusze swego dawnego ciemiężyciela? - Ten ostatni pomysł był mu wyjątkowo bliski.

Erlum uśmiechnął się ponuro.
- Nikt tak naprawdę nie rozumie, co tam się dzieje. Czasem mam wrażenie, że to miasto jest jakimś jednym wielkim żartem. Ale nie… leżą tam ci, którzy ocalili niedobitki mieszkańców. Zwiemy ich Mieczami Leilonu. To miejscowi bohaterowie, z pewnością jeszcze o nich usłyszysz nie raz, pozostając w mieścinie. Gdyby nie oni, owe istoty z planów egzystencji wyrżnęłyby całe miasto. Rozumiesz chyba teraz, że obecność ducha w tej wieży może niepokoić… - człowiek ponowił swój ciężki grymas.

Agnis pokiwał głową nie dziwił się Mieczom, że woleli zostać na wysepce obserwować swoje ukochane miasto i bawić się w wyrocznie niż iść w zaświaty służyć jakimś jełopowatym bogom, którzy sądzą, że są lepsi od wszystkich jego relacja z Mistrzynią była oczywiście czymś zupełnie innym, bardziej osobistym, bo nie była jakąś durną istotą, która ma miliony wyznawców może kiedyś po śmierci, przemieni go w istotę z płomienia i nie będzie musiał pamiętać tych wszystkich złych chwil?

-, W jakich okolicznościach zobaczyliście ducha? - Spytał.

- Mnie akurat tam nie było -
Erlum spojrzał na Koza i Gori. - Ale oni widzieli...

- Pra-pracowali-liśmy. Na ru-rusztowaniach. Trze-trze-trz…- zaczął Gori

- Na trzecim piętrze.
- Zlitował się Koz - był późny wieczór. Duch… wciąż mam go przed oczyma. Wyglądał jak starszy człowiek o rozwianych włosach i żarzących się jak ogniki oczach. Wzięliśmy nogi za pas, skrzyknąłem chłopaków wzięli my rano, co było naszego pod ręką i resztę w zasadzie znasz…

-, O jakiej to było porze? Próbowaliście Panie może śpiewać? Kiedyś słyszałem, że rytmicznie mówienie pomaga na tego typu problemy - Podpowiedział jąkale.

- N…, Nn-nie, a alem sły-słyszał o dwójce bra-braci bli-bliźniaków bardów. Mi n… nn pomaga.

-, Jak Koz, mówił w nocy już właściwie. Rano wróciliśmy, zabraliśmy, co nasze. - Sierżant zmierzył wzrokiem, Agnisa od stóp do głowy.
- Twierdzisz, że zaradzisz? Oby, nie chciałbym skończyć jak Leilończycy sprzed dwustu lat.

Agnis uśmiechnął się
- Czyli starczy, że przenocuje w wieży i pewnie się pojawi. Nic się nie martwcie, nawet, jeżeli to ten cały Thalivar to raczej nie ma dawnej mocy a co do tego czy coś zaradzę… - Rozejrzał się po okolicy znalazł spróchniały pieniek, do którego kiedyś zawiązywano łódki, ale teraz do niczego się nie nadawał. Zebrał rudawobrązowy promień mocy i skierował go w kawałek drewna rozbijając go w drzazgi
- To najsłabszy z moich czarów dodatkowo mam jeszcze fiolkę wody święconej i magiczne kamienie

Sierżant Hazz wyprostował się lustrując lico Agnisa. Magiczne sztuczki nie robiły na nim wrażenia, być może, dlatego, że pracował pod dyktando jednego z magów Płaszczy Wielu Gwiazd, jakim był Gallio Elibro, sam zresztą miał swoje lata i nie jedno widział, za to reszta wyraźnie się ożywiła.
- Nie rozpowiadaj tak na lewo i prawo o magicznych przedmiotach. Są kosztowne, a my nie chcemy mieć niepotrzebnej, dodatkowej roboty. Powodzenia z duchem.


Agnis pokiwał głową na znak że nie będzie gadać ni ciskać magią żeby nie niepokoić ludzi otrzymał już od nich co potrzebował i nie zamierzał sobie nimi dłużej zawracać głowy. Wbiegł z powrotem na rusztowanie i szeptem poinformował Gallio o sukcesie misji.

- Ja to tak widzę, przyłożę się do wszystkiego zbadam dokładnie całą wieże i okolice że jeżeli się jaki duch pojawi żebym wiedział gdzie go gonić jakby co... Spędze tu noc jeżeli nic się nie zjawi to z rana kuglarstwem narobię hałasu tak żeby robiło wrażenie a nic nie popsuło. Jeżeli macie jakąś starą latarnie na podorędziu to ją zniszcze a potem wy głośno ogłosicie że wyczuwacie od niej magiczną aurę że jest to legendarna latarnia tego Talivara i pokazowo spalicie ją magicznym płomieniem ludzie się uspokoją a ja z waszym listem polecającym w kieszeni ruszę w swoją drogę i wszyscy będą szczęśliwi- Wyjaśnił swój plan wiedząc że rozmówca nie wierzy w teorie o duchu Elibro przystał na ten plan.

Pozostała część dnia


Reszta dnia upłynęła Agnisowi zgodnie z postanowieniem na poznawaniu terenu. Koniec końców usadowił się na trzecim piętrze niedaleko hałdy kamieni znów zjadł spaloną koninę nie wiedział czy za tą akcje dostatnie w końcu te zapasy, ale nie chciał nadużywać cierpliwości tego maga, bo list polecający to i tak więcej niż mógł liczyć, bo praktycznie nic takiego nie robił...

Niezależnie od tego jak ułoży się dzisiejsza noc on wyjdzie na swoje prześpi się w wieży, która jest, co prawda nieco bardziej przewiewna przez dziurę w dachu, ale jak się wciśnie w kąt to będzie mniej wiało niż poprzedniej nocy na wyspie.

Jeżeli zaś duch faktycznie się zjawi wtedy będzie mógł przetestować swoją moc i złożyć duszę potężnego maga w prezencie Mistrzyni! Gdyby tak jeszcze znalazł tą legendarną latarnie i wysłał ją do jej siedziby to na pewno byłaby z niego zadowolona.
Dzięki tej przykrywce z kłamstwem nie musiałby tłumaczyć się ze zniknięcia artefaktu temu niewyspanemu gościowi w gwiezdne wzorki.

Czas do zapadnięcia zmroku spędził na robótkach ręcznych: Najpierw znalazł stalowe naczynko, w którym robotnicy rozrabiali farbę i wapno wyczyścił je magią włożył tam zerwane rano kwiaty pokroił je w kawałki sztyletem następnie rozgniótł głownią broni żeby puściły soki zalał odrobiną oleju, który miał w jukach z pomocą magicznej sztuczki rozgrzał następnie schłodził miksturę cały czas mieszając końcówką sztyletu.

Uzyskał w ten sposób "domowe perfumy" Mistrzyni opowiedziała mu pewnej nocy jak się je produkuje mógł pachnieć jak chciał przez godzinę dzięki magii, ale perfumy wydawały mu się symbolem zbytku i luksusu, który chciał mieć. Drobną ilością pachnącej oleistej substancji natarł sobie szyje, pachy i za uszami zgodne z dawnymi radami Effreti, z których nie sądził, że kiedykolwiek skorzysta. Resztę zawiesiny przelał do małej buteleczki, którą znalazł w jukach może poprzedni właściciel tego ekwipunku wypił jakąś miksturę leczniczą? Agnis zupełnie nie żałował tajemniczej istoty zwęglonej przez Mistrzynie ani głupiego konia, który teraz służył mu za jedzenie on ma to, czego potrzebuje bez sensu było martwić się o tego typu rzeczy.

Drogą rzeczą, jaką wykonał było spięcie ze sobą czterech podków do góry nogami za pomocą kajdan na łańcuchu, które zamknął na krzyż zyskując w ten sposób kotwiczkę, którą można by uwiązać do liny, aby się wspinać! Gdyby kiedyś potrzebował kajdan zawsze może użyć kluczyka i rozłożyć tą domowej roboty kotwiczkę z powrotem na części pierwsze.

Teraz pozostało mu tylko czekać na ewentualne pojawienie się ducha...

 
Brilchan jest offline