Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2020, 13:52   #31
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 - 2519.I.10; abt (2/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.I.10; Aubentag (2/8); południe
Warunki: cicho, ciepło, jasno na zewnątrz półmrok, b.si.wiatr, śnieżyca, arktycznie


Versana



Wszystko szło jak z płatka. Młoda kupiecka wdowa wystroiła się jak na bal a Malcom podobnie wystroił siebie i dorożkę. Brena i Kornas też wyglądali odświętnie. Wyglądało na to, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik i już lepiej nie będzie. Zresztą zbliżało się południe gdy mieli się zjawić w rezydencji van Zee. No ale wtedy sytuacja zaczęła się sypać. I to dosłownie.

Gdy Versana udzielała pozostałym ostatnich instrukcji wewnątrz domu to wiało jeszcze tak sobie. Niezbyt mocno. Ale padał już drobny śnieg. Chyba od rana tak lekko prószyło. Nie wydawało się to zbyt poważną przeszkodą. Gdy jednak wsiadali do udekorowanej dorożki to wiatr zaczął przybierać na sile i wiatr mocno uderzał w boki drobnej dorożki a i śniegu jakby przybyło. I tego co napadał od rana i ten co spadał z ponurego nieba jakby zgęstniał. I na zewnątrz było siarczyście lodowato. Gdy przejechali przez miasto i wysiadali przed głównym wejściem do rezydencji kapitana portu to już zaczynała się porządna zamieć. Wiatr szarpał ozdobami przyczepionymi do dorożki, którąś nawet zerwał. Ale i przypatrzeć się temu było trudno bo i wiatr, i wbijany przez nie śnieg wpijał się w twarze i oczy jakby ktoś ciskał w twarz białym piaskiem. Przy takim wietrze nawet delikatny, biały puch zmieniał się w coś dość twardego. Wiatr sprawiał, że szło się z dużym wysiłkiem. Kornas wydatnie się przydał gdy pokonywali ten krótki odcinek od dorożki, przez schody i do głównych drzwi. Jego zwaliste cielsko też miało trudności z utrzymaniem się w pionie ale nie tak jak ciała dwóch, drobniejszych kobiet. Mógł więc im pomóc pokonać ten odcinek.

- Dzień dobry. Proszę za mną. Panna Kamila oczekuje pani. - gdy Kornas uderzył w drzwi i te się otworzyły ukazało się przyjemne wnętrze rezydencji. Gdy jeszcze któryś z młodszych pomocników majordomusa zamknęli drzwi zrobiło się cicho, sucho i ciepło. Ta zamieć została na zewnątrz robiąc się jedynie nieprzyjemnym tłem. A Kluas mógł powitać gości. Majordom poprowadził trójkę gości korytarzami do jednego z gabinetów dla gości. Tam oczekiwała ich młoda, ciemnowłosa szlachcianka.





- Widaj Versano. Tak się cieszę, że zdołałaś ponawigować przez tą zamieć. - Kamila wstała od małego, ozdobnego stolika zrobionego z jakiegoś egzotycznego drewna i raczej nie imperialnej produkcji. Wstała aby się przywitać ze swoimi gośćmi.

- No ale widzisz tą pogodę? No nie wiem czy jest sens wyprawiać się na miasto. Może poczekamy aż ten sztorm przejdzie? - zaproponowała gospodyni wskazując na śnieżną zadymkę na zewnątrz. W ciągu pacierza rozszalała się prawdziwie sztormowa pogoda i nie było wiadomo ile potrwa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kryjówka kultystów
Czas: 2519.I.10; Aubentag (2/8); wieczór
Warunki: cicho, siarczyście lodowato, półmrok na zewnątrz ciemno, b.si.wiatr, śnieżyca, arktycznie


Versana i Strupas



Wnętrze znajomego już pustostanu było rozjarzone tylko jedną lampą. Więc poza kręgiem szerokim na dwa czy trzy kroki resztę izby spowijały mroki i półmroki. Ostatni raz spotkali się tutaj wczoraj wieczorem. Właściwie to już pewnie koło północy. No i poza półmrokiem panowało też nieznośne zimno. Nie było się co dziwić bo w nie ogrzewanym domostwie było prawie tak samo zimno jak na zewnątrz. A na zewnątrz było istnie arktycznie. Wrócił silny wiatr. Bardzo silny. Tak samo jak ten co wiał w południe. Jakby popopłudniowa pauza pozwoliła mu złapać drugi oddech. I teraz znów na zewnątrz panowała śnieżna zamieć. No ale mimo to kazamaty powinny działać jak zwykle co oznaczało, że znów jak zwykle jedny strażnicy powinni skończyć zmianę a inni ją zacząć.

- Nazywają się Franz i Rolf. Rolf to ten łysy z wąsem. Ten drugi to Franz. - Aaron podzielił się z kultystami tym co wczoraj udało mu się dowiedzieć od dwóch strażników z jakimi biesiadował cały wieczór.

- Miło się z nimi pije. Zabawni są. Ale łeb do picia to mają jak mało kto. - brodacz jakby z zawodowym uznaniem wyraził się o możliwościach spożycia trunków przez wczorajszych kompanów. Pewnie z całego zboru miał najlepsze kwalifikacje aby to ocenić. Wczoraj właściwie nikt nie wiedział co się z nim stało po wieczorze w “Piwnicznej” ani co porabiał przez cały dzień no ale teraz jak nadszedł wieczór to stawił się w kryjówce. Właściwie to nawet był pierwszy. A na dzisiaj znów mieli zaplanowane powtórzenie operacji przechwycenia chociaż jednego strażnika.

- A może ty się po prostu do nas dosiądziesz co? - brodaty obdartus zaproponował Versanie obrzucając jej sylwetkę uważnym spojrzeniem. - Kobiecie to chyba by było łatwiej wyciągnąć któregoś na osobności. Zwłaszcza dziwce. Bo jak oni będą dzisiaj tak pić jak wczoraj to ja nie mam nic przeciwko zwłaszcza jak oni stawiają. Ale nie wiem jak to się skończy. Właściwie mógłbym tak z nimi pić co wieczór. Dobrze się z nimi pije. - brodacz pokiwał głową zgadzając się z własnymi wnioskami a wiadomym było, że nie odmawiał żadnej okazji by się uraczyć jakimś trunkiem i za kołnierz je nie wylewał. Więc ta część planu była mu pewnie jak najbardziej na rękę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline