Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 01:56   #229
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 60 - 1940.V.26; nd; południe; Londyn

Czas: 1940.V.26; nd; południe; godz. 12:30
Miejsce: Wlk. Brytania; Londyn; biuro Agencji; sala odpraw
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,






Agenci


Pogoda dopisywała. Za oknami była ładna, słoneczna pogoda. W sam raz na piękny koniec późnej wiosny i początek lata. Ale ani ludziom zebranym w schludnie urządzonym biurze ani mało komu na ulicy nie bardzo było w smak cieszyć się ładną pogodą. Od kilku miesięcy, prawie od pół roku ten wyspiarski kraj i cała reszta Europy zdawała się zsuwać po równi pochyłej w objęcia kolejnej wojny. Wielkiej wojny. A przecież wszyscy wierzyli, że ta sprzed dwóch dekad była tak straszna, że będzie ostatnią wojną ludzkości! I hekatomba młodych mężczyzn po wszystkich stronach okopów była tak wielka, że zapłacili oni swym życiem, zdrowiem i kalectwem za wszystkie kolejne wojny jakie by miały nadejść. A jednak nie. Odkąd Rzesza napadła Polskę ostatniej jesieni wojna zdawała się nieuchronnie pochłaniać kolejne kawałki europejskiego kontynentu. Hitler i Stalin podzielili między sobą wschód a teraz wojska Rzeszy zajęły się zachodem.

Zaczęło się w Danii i Norwegii. Ten front wydawał się jeszcze dość peryferyjny. Jednak wreszcie doszło do starć regularnych sił lądowych Niemiec i aliantów. Dziwna wojna się skończyła. Nadszedł czas bezpośrednich zmagań. Ale gdy zmagania wokół Narviku, kurczowo trzymanego przez niemiecką piechotę górską oblężoną przez wojska aliantów jeszcze trwały Wehrmacht niespodziewanie uderzył na kraje Beneluksu.

Chociaż czy tak całkiem niespodziewanie? Atmosfera była tak napięta, że wybuchu walk chyba spodziewało się wielu. Nikt nie wydawał się zainteresowany rokowaniami pokojowymi. Obie strony parły do wojny, pokonania przeciwnika i podyktowania mu twardych warunków. Obie strony wydawały się sobie równie silne i trudne do pokonania. Zapowiadała się długa i krwawa wojna. W końcu tym razem Wehrmacht nie miał do pokonania osamotnionych, peryferyjnych krajów średniej wielkości ale lądowe mocarstwo jakie pokonało je dwie dekady temu. A na morzach nadal dominowała potężna Royal Navy. U-Booty i rajdery Kriegsmarine stanowiły zagrożenie ale było ich zbyt mało by zdążyły poważnie zaszkodzić wyspiarzom. Luftwaffe zaś miała mieć w lotnictwie aliantów równorzędnego przeciwnika. Dlatego wojna zapowiadała się równie krwawo jak ostatnia. I może dlatego nikt do niej nie parł. Aż do piątku 10-go maja.

Wtedy o świcie wojska niemieckie runęły na Belgię i Holandię. To zaś uruchomiło plany wojenne aliantów które przystąpiły do ich wykonania. Dwuznaczna okazało się zachowanie Belgów. Tak chorobliwie starali się zachować neutralność, że mimo iż sprzyjali raczej aliantom niż Niemcom to swoją wschodnią i zachodnią granicę obsadzili podobnymi siłami. No ale to na zachodniej mieli swoje twierdze jakie miały zatrzymać Niemców. Tym wspaniałą, nowoczesną twierdze Eben Emael. Potężne bunkry, zasieki, miny, karabiny maszynowe mogły stawić długotrwały opór. Na wiele dni a może i tygodni. Zaś działa fortów mogły zniszczyć mosty łączące dotąd Niemcy z Belgią. I nie pozwoliłyby niemieckim saperom zbudować nowych. Ten czas z nadwyżką powinien wystarczyć Francuzom i Brytyjczykom by przejść przez Belgię i stanąć na granicy z Niemcami. A potem obejść ich Wał Zachodni od północy i uderzyć w samo serce Niemiec! Zwycięstwo było tak blisko! Stało się jednak inaczej.

Z powodów jakich absolutnie nikt w Londynie czy Paryżu nie zdawał sobie sprawy potężna belgijska twierdza jaka całe dni i tygodnie miała blokować dostęp Niemcom w głąb Belgii padła w ciągu jednego dnia. Jednego dnia! Jakim cudem?! Tego absolutnie nikt nie był w stanie pojąć. Ale to, że wojska niemieckie runęły w głąb Belgii o wiele wcześniej niż się spodziewano był faktem.

Dla sił sprzymierzonych to był ogromny zawód ale bez mrugnięcia okiem przełknęli tą gorzką pigułkę i parli do pokonania przeciwnika. Na wojnie przecież tak bywa, że nie wszystko idzie zgodnie z planem prawda? A w Belgii były przecież najlepsze francuskie i brytyjskie wojska jakie sunęły przez ten kraj aby wyprzeć z niego wojska niemieckie. Obie przeciwne fale starły się mniej więcej pośrodku tego kraju. Doszło do serii wielkich bitew pancernych z użyciem nowoczesnej artylerii, czołgów i lotnictwa. Tego cholernego, szwabskiego lotnictwa. Które jakimś cudem zjawiało się zawsze tam gdzie Niemcy zaczynali mieć kłopoty, gdzie ich natarcie udało się zatrzymać.

Jakby się potoczyły dalej te walki w Belgii tego teraz nikt nie wiedział. Niebezpieczeństwo przyszło jednak z całkiem innej strony. Wbrew wszelkim zasadom sztuki wojennej Niemcy jakoś przedarli się przez bezdroża Ardenów. I to nie jakieś lekkie siły zwiadowcze, kawalerii czy lekkiej, górskiej piechoty. Ale całe dywizje pancerne! Zanim alianci się zorientowali w zagrożeniu już było za późno. Pancerne kliny Guderiana pruły przez pogranicze belgijsko francuskie gdy w centralnej Belgii wciąż toczyły się walki które wydawały się głównym teatrem działań. Przed wcale nie pobitymi dotąd siłami aliantów stanęło to straszne słowo. Kocioł. Groziło im odcięcie. Więc chociaż walki w centrum Belgii wciąż właściwie były nie rozstrzygnięte to musieli zarządzić odwrót. Musieli się wycofać. Zaczął się powtarzać polski scenariusz. Gdy siły piechoty musiały cofać się na kolejne linie odwrotu tylko po to by po ich obsadzeniu dostać rozkaz kolejnego odwrotu. A non stop groziło im odcięcie przez Panzerwaffe przeciwnika a nad głowami hulały samoloty z czarnymi krzyżami. Wybombardowąły Holandię z wojny gdy 14-go Heinkle, Dorniery i Junkersy zbombardowały dywanowo Rotterdam podobnie jak wcześniej Warszawę i inne polskie miasta. Warszawa i Polacy walczyli mimo to. Holendrzy nie okazali się aż tak uparci i skapitulowali nie chcąc narażać się na tak straszliwe ciosy.

W końcu 19-go maja, w poprzednią niedzielę, niemieckie czołgi stanęły nad Kanałem. Ledwie półtorej tygodnia gdy ruszyły znad granicy! Ale w okolicach Abbeville czołgi z czarnymi krzyżami mogły paradować po plażach z widokiem na morze. Dla aliantów po obu stronach Kanału tempo i zasięg niemieckiej ofensywy to był szok. Ale nowy brytyjski premier nie miał zamiaru składać broni. Chociaż w swoim przemówieniu inauguracyjnym z 13-go obiecywał swoim wyborcom tylko krew, pot i łzy to wreszcie okazał się politykiem na którego czekali Brytyjczycy. Takim który może ich poprowadzić przez wojnę. Dzień później powołano Home Guard.

Ale mimo zapewnień brytyjskiego premiera na froncie nie szło aliantom zbyt dobrze. Na południu front ustabilizował się na rzekach i kanałach północno - wschodniej Francji. Ale na północy Niemcy stopniowo napierali na odcięte wojska aliantów stopniowo wypierając ich z północnych skrawków Francji i zachodniej Belgii. 22-go, w tą środę, wojska niemieckie podeszły pod Claise które leżało vis-a-vi brytyjskich klifów Dover. Od tego dnia francuski port najbliższy brytyjskiego wybrzeża był oblężony.

Tak się działo na froncie, tam za Kanałem, na kontynencie. Inwazja na kraje Beneluksu oczywiście postawiła w stan najwyższej gotowości wszystkie służby wywiadowcze w tym i Agencję. Wszelkie urlopy odwołano jeśli ktoś jeszcze jakieś miał. Nie inaczej było z grupką starszej agentki Faucher. To nie było pytanie czy ich wyślą z kolejną misją. Tylko gdzie i kiedy.

W piątek gdy w kuluarach krążyły plotki i spekulacje czy, kiedy i jak będzie się trzeba ewakuować z Francji przyszedł rozkaz by być w gotowości w ciągu 12 godzin. Co oznaczało, że ich grupka jest brana pod uwagę do wysłania na akcję. Z drugiej strony w ciągu ostatnich tygodni było to już drugie takie wezwanie. Poprzednie odwołano po dwóch dobach. Ale tym razem miało być inaczej. Gdy wczoraj, w sobotę dostali wezwanie na niedzielną, poranną naradę było prawie pewne, że chodzi o kolejną misję. I obaj alianccy dowódcy dziś rano nie zawiedli tych nadziei.

- Mesdames et Messieurs*. Mamy dla was robotę. - tak ze dwie godziny temu zebranie zaczął kapitan Busson. Starał się zachować pogodę ducha chociaż jako Francuzowi na pewno nie było mu łatwo gdy groziło, że jego ojczyznę zaleją wojska wroga. I to lada dzień. Coraz mniej osób czy w biurze, czy na ulicy wierzyło, że alianci mogą obronić Francję i zachód kontynentu. Zaczynały się pojawiać głosy, że Brytyjczycy powinni skoncentrować się na obronie swoich wysp. Ale takie głosy w zjednoczonej służbie wywiadowczej nie były mile widziane.

- Sytuacja na froncie jest poważna. Musimy przedsięwziąć odpowiednie kroki by zabezpieczyć nasze aktywa. I archiwa. Dlatego udacie się do Paryża aby pomóc ewakuować naszą paryską placówkę. Pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić by nasze archiwum wpadło w ręce Niemców. - w sukurs francuskiemu koledze przyszedł komandor - porucznik Royal Navy który reprezentował w ich grupie stronę brytyjską. Przerwał bo ktoś zapukał do drzwi. Co było dość nietypowe podczas odpraw.

- Proszę. - zawołał Brytyjczyk i drzwi otworzyły się a do środka weszła jakiś młody porucznik. Zasalutował przed starszym stopniem i podał mu niewielką karteczkę. Nie mogło być tam zbyt wiele tekstu więc Lloyd skinął głową i podziękował. Porucznik skinął swoją głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi a komandor podał karteczkę kapitanowi. Ten ciężko westchnął i pokręcił głową. Na chwilę zapanowała cisza.

- Podjęto decyzję o ewakuacji naszych wojsk z Francji. Ewakuacja zacznie się dzisiaj. - francuski oficer obwieścił coś czego w ostatnich dniach chyba wszyscy się po trochu spodziewali. Ale gdy to się stało to jakoś zrobiło się to bardziej dobitnie, że kolejna kampania w której alianci dostają łomot od Niemców.

- Dobrze ale dla nas to niewiele zmienia. Nie zmienia też waszego zadania. - brytyjski dowódca potrząsnął głową ale ciągnął dalej odprawę. Wyglądało na to, że ta misja zyskała kolejny powód by ją wykonać.

- Tak. Ale Paryż to dla was drugi etap tej misji. Gdy tam dotrzecie, skontaktujecie się naszą placówką. Chyba pamiętacie jeszcze agenta Batarda**? On was pamięta i znów przejmie gdy tam dotrzecie. Jeśli nie uda się wam z nim skontaktować wówczas będziecie mieli inne kontakty. - Francuz płynnie uzupełnił wypowiedź kolegi wspominając o francuskim odpowiedniku Noemie z którym para obecnych agentów już współpracowała w marcu podczas paryskiego etapu swojej misji.

- Ale to drugi etap. Pierwszym jest lotnisko Beauvais. - Brytyjczyk podszedł do rozwieszonej na stelażu mapy Francji i wskazał na punkt w północno - wschodnim krańcu tego kraju. - Zabierze was tam samolot. Jeśli pogoda pozwoli to dzisiejszej nocy. O 20-ej macie punkt zbiórki na lotnisku w Northolt. - wskaźnik oficera Royal Navy stuknął w nieregularny kleks oznaczający Londyn. Rzeczywiście często agenci korzystali z tego pod londyńskiego lotniska.

- A teraz wasz cel. Zapewne nazwa Eben Emael nie jest wam obca prawda? - Francuz uśmiechnął się lekko zdając sobie sprawę, że trudno by po ostatnich dwóch tygodniach ktoś nie słyszał tej nazwy. Zerknął na kolegę a ten wskazał na punkt przy zachodniej granicy Belgii z Niemcami gdzie powinna być ta twierdza.

- Widzę, że znacie. Dobrze. Zapewne zdajecie sobie sprawę przykrą niespodziankę i zawód jaki sprawił nam szybki upadek tej twierdzy. - Busson też chyba mówił to raczej dla formalności bo o tym też wszyscy zdawali sobie sprawę. Teraz nowe tragedie przyćmiły nieco ten zawód ale jeszcze z tydzień czy dwa temu wszyscy sobie zadawali pytanie co tam się właściwie stało.

- Nie wiemy co tam się stało. Cała belgijska załoga zginęła lub poszła do niewoli. Zdjęcia lotnicze jakie udało się nam zdobyć nie wyjaśniają sprawy. A na inne źródła raczej nie mamy co liczyć. No tajemnica. Ale podejrzewamy, że Niemcy użyli jakiejś nowej broni. - francuski kapitan rozłożył ręce przyznając się oficjalnie, że pewnie nie tylko wojska aliantów ale ani wywiad ani agencja nie mają pojęcia co tam się stało ponad dwa tygodnie temu. Jakim cudem ta nowoczesna i silnie obsadzona twierdza mogła upaść?

- Wiemy, że Niemcy użyli nowego typu jednostek. Spadochroniarzy. Ale jesli nawet to desant powinien zostać rozproszony na dużym obszarze. Na tak prawie punktowym obszarze twierdzy mogliby wylądować najwyżej pojedynczy spadochroniarze. A to zbyt mało by zdobyć twierdzę. I to w ciągu jednego dnia. Jakby Niemcy spróbowali czegoś takiego powinni dostać łupnia tak jak w Holandii***. - brytyjski oficer marynarki postanowił być nieco bardziej precyzyjny. Ale w agencji akurat o tym wiedziano. I właśnie każdy kto się chociaż trochę znał na tych spadochronach też dochodził do takich wniosków. Więc samo użycie wojsk spadochronowych nie wyjaśniało tej tajemnicy. Musiało być coś jeszcze.

- Ale wojenna fortuna wreszcie się do nas uśmiechnęła. - podobnie uśmiechnął się francuski dowódca tej operacji. - Niedaleko Beauvais jest obóz jeniecki i szpital w którym są ranni przewiezieni z frontu. - kapitan zerknął na kolegę i ten znów postukał w mapę gdzie miał lądować samolot z agentami.

- Kontrwywiad francuski ustalił, że w tym szpitalu przebywa kapral Joffrey Lejen. - francuski oficer przeczytał to nazwisko z jakiejś kartki. - O ile nie zaszła jakaś pomyłka administracyjna ze zbieżnością nazwisk to kapral Joffrey Lejen był w załodze twierdzy Eben Emael. Nie wiemy jakim cudem nie dostałby się do niemieckiej niewoli ale jest w ciężkim stanie. Jeśli jednak był podczas ataku w twierdzy może się okazać niezwykle cennym świadkiem. - kapitan uniósł w górę cienką aktówkę która pewnie zawierała dane owego belgijskiego kaprala.

- Drugi ewentualny świadek może być jeszcze ciekawszy. O ile okazałby się być we właściwym miejscu i czasie dwa tygodnie temu. To Niemiec. Niemiecki spadochroniarz. Kapral Steffen Faber. Nie do końca jednak wiadomo z jakiej jednostki. Nie wiemy czy z tych sił co atakowały twierdze. Być może to jeden z tych co lądowali w Holandii i dostali się do naszej niewoli. To już będziecie musieli sprawdzić na miejscu. Też jest ranny i przebywa w tym samym szpitalu. - brytyjski dowdóca zaczął omawiać drugiego kandydata na świadka jaki mógł rzucić nieco światła na tajemnice błyskawicznego upadku belgijskich fortów.

- Waszym głównym zadaniem jest dotrzeć do tego szpitala i zabezpieczyć ich obu. Najpierw musicie ich odnaleźć, przejąć i przewieźć do Paryża. A tam razem z naszymi archiwami tutaj. Zajmiemy się nimi na miejscu dlatego przede wszystkim muszą dotrzeć na właściwą stronę Kanału żywi. To jest wasze główne zadanie. - Brytyjczyk w mundurze oficera Royal Navy popatrzył na nich z naciskiem gdy mówił co uważa za priorytet tej misji dla tej właśnie grupki agentów.

- Ponieważ będziecie bawić się w eskortę dostaniecie paru ludzi do pomocy. A oficjalnie będziecie oficerami żandarmerii polowej. Dostaniecie stosowne mundury, dokumenty i wyposażenie. Już w Paryżu skontaktujcie się z lokalną komórką oni powinni udzielić wam stosownej pomocy. Ale nie miejcie złudzeń dla nich priorytetem jest wywiezienie archiwum. - Busson płynnie wszedł w wypowiedź kolegi gdy zaczął dodawać dalsze szczegóły ich nowej misji. Z Beauvais do Paryża nie było tak daleko. Półtorej, może dwie godziny jazdy samochodem. Przynajmniej tak to na mapie wyglądało.

- Musicie jednak wziąć pod uwagę front oraz stan rannych. Nie wiemy kiedy Niemcy ruszą na południe Francji ale ruszą na pewno. Zapewne nie zaczną póki nie uporządkują swoich spraw w belgijskim kotle. Stan rannych tak dokładnie nie jest nam znany ale też lepiej nie zwłóczyć póki mogą jeszcze o czymś mówić. - Lloyd z kolei przypomniał o tej sytuacji na froncie. Południowy front od tygodnia trwał właściwie nieruchomo gdy walki skoncentrowały się na północy. Ale ostatnie dwa tygodnie pokazały, że sytuacja w nowoczesnej wojnie potrafi się zmieniać z dnia na dzień. A z kolei z Beauvais do linii frontu wcale tak daleko nie było. Przy tempie jakimi potrafiła się toczyć niemiecka ofensywa to dzień, dwa, może trzy i miasto mogło być zajęte przez nieprzyjaciela. A w zasięgu Luftwaffe to było nawet w tej chwili.

Gdy obaj dowódcy przedstawili najważniejsze założenia nowej misji przyszła pora na omówienie detali. Zapoznanie się z materiałami, dokumentami, zadawanie pytań i wysuwanie własnych pomysłów. Oczywiście jako agenci agencji o nietuzinkowych nawet jak na wywiad zainteresowaniach musieli mieć oczy, uszy i umysły otwarte na wszelkie możliwe użycie przez wroga niecodziennej broni i technik. Zwłaszcza jak ostatnia misja bezlitośnie ujawniła, że wróg taką technologią dysponuje. No ale najważniejsze było przetransportowanie tych dwóch świadków na Wyspy albo chociaż wywiezienie ich z Francji.



---


*Mesdames et Messieurs - (fra) panie i panowie.

**ag.ter Soren Batard - dla przypomnienia, to francuski agent który był łącznikiem Noemie i George'a w paryskiej misji z ciężką wodą w marcu.

***niemieccy spadochroniarze dostali sporego łupnia podczas desantu na terenie Beneluksu ale część zadań udało im się wykonać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline