| No cóż, rozmowa im się jakoś nie kleiła, ale przecież z niektórymi dopiero co się poznali, więc na pewno będą mieć jeszcze czas, by zacieśnić relacje. Posiedziała trochę w karczmie a potem zgodziła się, by Traivyr odprowadził ją do domu. Po drodze rozmawiali o wszystkim i o niczym, a Astrid bardzo dobrze czuła się w jego towarzystwie. Tove też od razu go rozpoznał, bo niemal chwilę po obwąchaniu zaczął obskakiwać mężczyznę i próbowaćlizać go po twarzy. Druidka podziękowała za odprowadzenie, pożegnała się z nim i zamknęła za sobą dokładnie drzwi.
Mieszkali z ojcem w całkiem sporej chacie na obrzeżach wioski i dla ich dwójki był za duży, a co dopiero, gdy Torvald wyjeżdżał w interesach. Astrid nie lubiła zostawać wtedy sama, dlatego pozwalała Tove spać w swoim pokoju na łóżku, co stary psiak bardzo lubił. Zjadła kolację, nagrzała sobie wody i wzięła długą, relaksującą kąpiel w balii, a potem tak, jak została stworzona, położyła się do łóżka. Przez dłuższą chwilę głaskała leżącego obok niej zwiniętego w kłębek Tove po łbie, myśląc trochę o Traivyrze, aż w końcu zasnęła.
Obudziła się całkiem wcześnie, wyspana i w dobrym nastroju. Przez kolejną godzinę medytowała, prosząc siły natury o błogosławieństwo a następnie ubrała się i zjadła pożywne śniadanie. Nie wiedziała, ile zajmie im wyprawa do lasu, więc starała się spakować do plecaka wszystko, co najpotrzebniejsze. Nie zapomniała również o broni - sejmitar kuty z zimnego żelaza i krótka włócznia z pewnością jej sie przydadzą, jeśli przyjdzie im się zmierzyć z porywaczami szlachcianki. Przy pasie uwiesiła również sztylet a do kieszonek powędrowały komponenty do czarów. Na prostą tunikę zarzuciła też skórzany pancerz wykonany z kilku nałożonych na siebie i zszytych utwardzonych skór. Pamiętała, że ojciec mówił, jej, że taka osłona sprawdza się dużo lepiej niż zwykła skórznia. Oby nie musiała przekonywać się o tym w praktyce.
Przeszukując strych znalazła stare sanie, którymi ojciec woził ją, gdy była mała, a zimy były bardzo śnieżne. Na pewno przydadzą im się w czasie wyprawy. Spakowała do plecaka zimowe ubranie, na które składał się między innymi ciepły płaszcz, czapa i rękawiczki, nie zapomniała również o rakietach śnieżnych wygrzebanych z szafy. Na zgrabne nogi włożyła skórzane spodnie, by nie krępowały ruchów. Przed wyjściem napisała jeszcze krótki liścik do ojca, by nie martwił się o nią, gdyby wrócił wcześniej z miasta. Tove na czas jej nieobecności zaprowadziła do sąsiadki obok, żegnając się z psiakiem czule. Stara Midge nigdy nie miała nic przeciwko zajęciu się leciwym zwierzakiem i Astrid wiedziała, że u niej Tove będzie miał jak w domu. A nawet lepiej.
Z plecakiem i tarczą na plecach ruszyła do karczmy. Musiała wyglądać dość dziwnie w pełnym rynsztunku, w którym lokalni raczej jej nie oglądali i w dodatku ze starymi saniami pod pachą, ale nie przejmowała się tym, uśmiechając do każdego mijanego przechodnia. Po drodze spotkała Tessarię i korzystając z okazji wymieniła z nią kilka słów na temat Yulna. Dowiedziała się, że Ulfen opowiadał o naprawdę zimnej pogodzie panującej w lesie, dlatego gdy Astrid tylko dotarła do "Gronostaja" od razu opowiedziała o tym pozostałym. - Powinniśmy zostawić twojego osiołka we wsi, Akialu. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby biedak zamarzł nam gdzieś po drodze - powiedziała do Kotoczłeka.
Za pieniądze otrzymane w ramach zaliczki Astrid kupiła u Vivian łyżwy, bo po prostu mogły się przydać w tej wyprawie. Gdy upewniła się, że ma już wszystko, czego potrzebuje, wyruszyli z Heldren ku przygodzie. Przez większość czasu rozmawiała to z Traivyrem, to zagadywała pozostałych, a gdy byli już całkiem blisko, czuła, że temperatura w lesie nie będzie należała do najwyższych. Niedługo później znaleźli się między drzewami i dotarli do miejsca, gdzie zaczynała się zima. Astrid z zaciekawieniem i zachwytem wypisanym na twarzy przyglądała się ośnieżonym drzewom i najbliższej okolicy. Przebrała się również adekwatnie do panującej aury, wrzucając na stopy rakiety śnieżne.
Niedługo później dotarli do miejsca, o którym mówił im Yuln. Druidka była głęboko wstrząśnięta tym, co ujrzała. Zabite konie i ludzie, jeden wóz powalony, gdzieś dalej mężczyzna zamknięty w lodzie. Tutaj wydarzyła się prawdziwa rzeź! Nigdy wcześniej nie widziała obrazu takiego okrucieństwa. Odruchowo chwyciła za włócznię, zwieszając ją przy boku. Po plecach przebiegł jej nieprzyjemny dreszcz. - Nie podoba mi się to, jest za cicho. Powinniśmy trzymać się blisko siebie i mieć oko na otoczenie, nie wiadomo, na co możemy tutaj jeszcze trafić - rzuciła do pozostałych, ruszając, by przyjrzeć się lodowej figurze mężczyzny. - Pewnie to te fey z północy tak potraktowały tego nieszczęśnika... cóż za paskudna śmierć.
Mijając Mihaela położyła mu dłoń na ramieniu i wypowiedziała dwa krótkie słowa. - W razie, gdybyś musiał polegać na swoim refleksie, czy innych umiejętnościach, masz ode mnie mały magiczny prezent na krótki czas. - Uśmiechnęła sie do tieflinga i ruszyła w swoją stronę, rozglądając po okolicy. Po przyjrzeniu się zamkniętemu w lodzie najemnikowi chciała zerknąć na szlak biegnący w gląb lasu, ale nie zapuszczać się tam na razie.
Ostatnio edytowane przez Umbree : 15-06-2020 o 18:38.
|