Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 19:00   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

- Olgrimie, chciałbym... - Villem zapytał krasnoluda, gdy chwilowo herborystki zabrały Carys by pomóc jej w toalecie i mężczyźni zostali sami - Chciałbym cię zapytać jako specjalistę w dziedzinie którą się parasz. Jak bogowie… - Rycerz dobierał słowa powoli, ostrożnie i z wyraźnym namysłem. I z wielką jak na młodzieńca w swym wieku powagą. - postrzegają zerwanie przysięgi narzeczeńskiej?
- To dość… trudne pytanie.- odpowiedział ostrożnie krasnolud drapiąc się po karku. - I wymaga sprecyzowania. O którym bogu mówimy? Bo podejście zależy od doktryny. I na czym polegało złamanie przysięgi.
- To bardziej ogólne pytanie - odpowiedział Villem czując się nieco niezręcznie na tak bardzo obcej sobie płaszczyźnie - Złamanie polega na złamaniu warunków przysięgi… myślą… sercem… czynem. I ostatecznym zerwaniu jej… A bóg… - Villem zastanawiał się przez chwilę. Nie wiedział czy pytać o patrona przyrzekającego, przyrzekanej, czy kapłana, który był świadkiem przysięgi…Poza tym Olgrim nie musiał przecież się na nich wyznawać - Co Dugmaren o tym mówi?
- Cóż… Dugmaren nie zajmuje się przysięgami. To domena Wielkiej Matki, ona pilnuje tych kwestii. Poza tym krasnoludy składają przysięgi jeszcze na imię Wszechojca… a wojownicy przysięgają czasem Clangeddinowi Srebrnobrodemu lub Gormowi Gulthynowi.- wyjaśniać począł Olgrim, a następnie się stropił dodając.- Ogólnie my wielce cenimy słowo i znamy ukrytą w nim moc, więc przysięgi składamy rzadko...bo nie wolno nimi szastać….ale to… temat na rozmowę przy kuflu. Natomiast co do twoich wątpliwości to nie… przysięgi myślą złamać się nie da. Słowem czasem, czynem zazwyczaj, ale nie myślą. Niemniej jeśli złamana została przysięga w oczach jakiegoś bóstwa, to wypada udać się do kapłana owego bóstwa. Najlepiej tego który ową przysięgę przyjmował, acz ostatecznie może być każdy inny… wyłożyć mu sprawę i okoliczności złamania owego słowa. A potem ów kapłan po rozpatrzeniu w duchu całej sytuacji i modlitwie do boga, nakłada na tego kto przysięgę złamał, pokutę stosowną do wagi czynu.
Rycerz dumał naprawdę dobrą chwilę nad słowami Olgrima, co potwierdzało skupienie i zaduma wymalowane na jego twarzy. W końcu odezwał się temi słowy:
- Olgrimie. Świadkiem złożonej przeze mnie przysięgi narzeczeńskiej był kapłan Amaunatora. A ponieważ nie spodziewam się go spotkać niebawem, uczyń mi proszę ten zaszczyt i zadaj pokutę w jego imieniu. Świadomie bowiem nie dotrzymam warunków przysięgi i nie poślubię niewiasty, której to przysięgałem. Z racji tego faktu zrzekam się swego rycerskiego stanu mając Ciebie tym razem za świadka. Niechaj bogowie osądzą mnie.
Co rzekłszy Villem pochylił głowę przed krasnoludem. I jakkolwiek w odzieniu szpitalnym wyglądał zabawnie, brzmiał bardzo poważnie i uroczyście jakby chwila owa miała dla niego wielką wagę.
Krasnolud zamarł w zaskoczeniu słysząc słowa Villema. Amaunator, nie spodziewał się że kiedykolwiek usłyszy to imię. Bądź co bądź, ciężko o kapłana bóstwa które jest de facto martwe od tysiącleci, bóstwa imperium które samo w sobie było legendą. Czy przysięgi składane martwemu bóstwu w ogóle mają moc ? Olgrim wątpił. Niemniej skoro rycerz tak uważał, to cóż..
- Nie jestem czy można się zrzec rycerskiego stanu. Ten może być odebrany przez suzerena. Niemniej jeśli chcesz porzucić stan to… winieneś porzucić sygnet, imię i herb. - ocenił kapłan.- Wyrzec się całkiem dawnego życia, jeśli chcesz wziąć nowe…
Podrapał się po brodzie dodając głośno.- Nie wzywaj osądu bogów pochopnie. To nigdy nie jest mądre.
Zamyślił się ogłaszając swój wyrok. -W ramach pokuty zaś. Powinieneś napisać listy do narzeczonej i rodziców narzeczonej. I swoich. I wyjaśnić im sytuację. Pokutą będzie też zadośćuczynienie im.
- Dziękuję Olgrimie - odrzekł po dłuższej chwili milczenia Villem.
- Zawsze do usług i porad duchowych.- odparł z uśmiechem kapłan.


To co Olgrim, popluskamy się?” … jak odmówić takiej propozycji.

- Więęęc… -zaczął krasnolud rozbierać się powoli zerkając co jakiś czas na coraz bardziej golutkie ciało bardki. - ... co się właściwie stało? Przydzwoniłem mocno gębą w bruk. Nie wszystko pamiętam. Jak to się stało… że wylądowaliśmy tutaj. W tym lazarecie, w tym zamku… co ty im powiedziałaś?
- No… same dobre rzeczy? O walkach z potworami i smokami - Zaśmiała się Bardka.
- Acha.. a jak dobre? - zapytał krasnolud zanurzając się goły w ciepłej wodzie i rozkoszując przyjemnością płynącą z tego stanu rzeczy. W przeciwieństwie do niektórych kultów Moradinnsman, jego Kościół nie wymagał ascetycznych praktyk.-Czego mamy się spodziewać po rozmowie z szlachcicami ? Jakich to rewelacji o nas ?
Amaranthe również weszła w końcu do dużej wanny, siadając na wprost Olgrima, po czym zaczęła przyglądać się, i obwąchiwać, stojące blisko buteleczki z różnymi pachnidłami, przeznaczone chyba do kąpieli, aż w końcu wlała sporą zawartość jednej z nich w wodę.
- Heroiczna walka z Gnollami...z całym zastępem Gnolli - Dziewczyna na moment wyszczerzyła ząbki - Wysiekanie tuzinów pijawek...wielkości koni. Rozgromienie...stada Goblinów. Ubicie...dwóch smoków? - Zatrzepotała niewinnie rzęskami -Choć to tylko nasze ostatnie dokonania? Te najświeższe? - Zachichotała.
Krasnolud jęknął… boleśnie i podrapał się po czuprynie.
- Tooo dlatego utknęliśmy w królewskim lazarecie zamiast w jakimś przyświątynnym? Nie sądzisz, że teraz oni… będą mieli oczekiwania?- zapytał podejrzliwie.
- To chyba dobrze, prawda? Teraz dostaniemy możliwość odkucia się, i w końcu i porządnie zarobimy? - Bardka zaczęła obmywać swoje ramiona i… piersi. Spoglądała przy tym Olgrimowi prosto w oczy, przygryzając figlarnie usteczka.
- Nooo… nie wiem…- odparł krasnolud zezując to na krągłości bardki.- Jakież to problemy mają miejscowi? Jakież to ploteczki podsłuchałaś?
- Na zachodzie krainy, gdzie góry, i granica z kolejną, zwącą się Vaasa, bandy Barbarzyńców i potworków uprzykrzają życie prostemu ludowi… Król w tej chwili tam jest, na wyprawie wojennej… - Powiedziała Amaranthe, a nagle jej stópka, gdzieś tam pod wodą, znalazła się na kroczu Krasnoluda. Dziewczyna z kolei, uśmiechając się, niby nic, dalej się myła…
-Achaa...a pozaa tym…- Olgrim starał się zachowywać spokojnie i rozważnie, acz Amaranthe jak zwykle mu tego nie ułatwiała. - Mnie bardziej interesują plotki i wydarzenia tu na miejscu. A nie gdzieś tam…
Bo w końcu musiał istnieć jakiś powód dla którego traktowano ich z tak dużą atencją. Olgrim jakoś nie wierzył za bardzo we wspaniałomyślność władców.
- Te "gdzieś tam" to ledwie ze trzy dni konno… a tu na miejscu? Nic ciekawego… Król i Królowa podnoszą królestwo po latach walk z potworami właśnie i jakąś armią Licza czy coś… - Palce stopy Amaranthe poruszyły się nieco w newralgicznym miejscu Olgrima, i dziewczyna zaczęła tam pocieranie i jakby masowanie Krasnoluda.
- Nic… ciekaweg…- oj nie ułatwiała mu koncentracji na czymkolwiek poza swoją stópką,jak krągłościami wynurzającymi się lekko z wody.- Czyli… co… pooopowiadasz i sooobie… póójdzieemy?
Bardka słodko się uśmiechnęła, chwilkę jakby powierciła w miejscu, po czym… do pierwszej stópki dołączyła druga. Po chwili zaś interes Olgrima znalazł się pomiędzy nimi, miło pocierany i drażniony miękką skórą.
- Pewnie mają dla nas jakieś zadanie, albo coś takiego, inaczej po co właśnie nas by tu leczyli… - Amaranthe przymknęła oczka.
- I to mnie martwi… wolałbym wiedzieć… na co… się piszę…- krasnolud z ciężkim oddechem przyglądał się ciału bardki, sam będąc całkowicie we władzy pieszczących go stóp wspólniczki.
- Nadejdzie ten moment, gdy nam to wyjawią… a wtedy zawsze można powiedzieć nie, i iść swoją drogą… - Dziewczyna nagle przestała nietypowych pieszczot, po czym wynurzyła obie nogi, układając je na obu brzegach wanny. Otwarła oczka, spoglądając na Olgrima, rozchylona w zapraszającej pozie.
- Teraz jest jednak moment na coś innego? - Szepnęła.
- Trzpiotka…- odparł kapłan wstając i podchodząc do dziewczyny. Jego paluchy poczęły wodzić po udach, a on sam całując jej krągłe piersi, naparł biodrami i wziął ją w posiadanie leniwym ruchem bioder. Kolejne były już bardziej stanowcze i silniejsze… i szybsze.


Figle z Amaranthe nie uśmierzyły wątpliwości Olgrima. Krasnolud pochodził z gminu, z zaułków miejskich i półświatka. Pałacowe korytarze nie były naturalnym miejscem dla byłego złodziejaszka. Nie czuł się tu zbyt swobodnie i wolałby opuścić te mury. Ale nie mógł. Nie wypadało wszak opuszczać gospodarza bez pożegnania.
Na szczęście dla kapłana, dwójka jego towarzyszy była szlachetnie urodzona i znała się na etykiecie. Czymś o czym Olgrim nie miał pojęcia. Więc planował całą tą dyplomację i relacje zostawić w ich kompetentnych dłoniach.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline