Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 21:55   #204
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace miał pewien pomysł. W zasadzie to miał mnóstwo pomysłów i problem w tym, że nie wiedział w co powinien włożyć swój czas najpierw. Niestety zaniedbał Emi pochłonięty całkowicie możliwością rozwiązania zagadki plagi dręczącej Fangwood. Pomysł na rozwiązanie podsunęły mu w zasadzie okoliczności - zwiad, krasnoludzki druid... Pamiętał, jak wniknął w myśli Sulima, jak poczuł swobodę podróży, bycia ptakiem przemierzającym przestrzenie w na ciepłych prądach powietrza. Tak, mógł to powtórzyć, mógł spróbować wejść do głowy tej zepsutej istoty i dowiedzieć się co tak naprawdę trawiło puszczę od środka.
Polecił związać, zakneblować i oślepić wróżkę, tak aby mógł w skupieniu odprawić odpowiedni rytuał. Metody spróbował raz na Sulimie, ale krasnoludzki umysł był otwarty i przyjemny niczym książka z bajkami dla dzieci. Tu można spodziewać się wszystkiego.
Gdy wyszli poza potencjalny zasięg patroli Jace kazał położyć wróżkę na ziemi samemu rysując skomplikowane geometryczne wzory na ziemi. Każdy utworzony kształt łączył się lub zawierał poprzedni i po każdym ukończonym, psionik rozwierał dłonie kierując magiczną energię spływającą do rowków w ziemi, wypełniając ją trzaskającą wyładowaniami maną świecącą na bladoniebiesko. Zajęło mu to dobre paręnaście minut zanim wszystko było ustawione. Tak jak w przypadku rytuału z Rufusem, w jednej części leżała nadal nieprzytomna wróżka, w drugiej siedział Jace. W każdym punkcie mocy okultystycznego wzoru wstawił mały ogarek, który płonął niespokojnie gdy chłopak sięgnął wgłąb umysłu. A w zasadzie próbował, bowiem stworzenie, nawet nieprzytomne stawiało opór. Strzepnął ręce wstając. nie udało się, ale nie zamierzał się poddawać. Zgasił ogarki i przeszedł się wokół sięgającego 5 metrów średnicy magicznego pentagramu.
- I co? Już?
- Nie, odrzuca mnie. Muszę... muszę spróbować inaczej... zastanawiam się tylko jak? Którędy się tam dostać.


Dorysował jeszcze jedną warstwę run mających spotęgować jego siłę osłabiając jednocześnie wróżkę i ponownie rozstawił ogarki, które ponownie zamrugały złowrogo. Usiadł skupiając swoją wolę na umyśle nieprzytomnej wróżki. Tym razem udało mu się pokonać barierę, wywrócił oczy gdy jego umysł wkroczył do środka.
Otaczało go zewsząd lekki odór zgnilizny i przemokniętego spróchniałego drewna. Wszędzie wokół niego, gdziekolwiek by nie spojrzał widział cień, błoto, wszechobecne komary, ale nie takie zwykłe. Te były duże, wielkością przypominające psa myśliwskiego, z długimi, wrednymi igłami. Wszystkie porośnięte dziwnym grzybem. Spojrzał w górę, jednak nie dostrzegł słońca. Cała puszcza spowita była cieniem. Pod nogami nie czuł mchu, ale plechę, z której wyrastały przedziwne powyginane purchawki i muchomory, a wszędzie czuł stęchliznę … i rozkład. Ruszył w głąb dżungli szukając odpowiedniego wspomnienia. Kierował się bezbłędnie niczym hart tropiący zwierzynę, aż wreszcie znalazł.
Wspomnienie było świeże, sprzed kilku, może kilkunastu tygodni. Miękką ziemię sporej jaskini pokrywały grzyby o pięknych, chorobliwych barwach, miejscami sięgające niemal dwóch metrów wysokości. Na niektórych większych pniach brakowało kapeluszy, wyraźnie odciętych gładko u nasady. W rogu stało kilkanaście sporych skrzyń, wypełnionych pysznymi, woniejącymi grzybami. Kilka z nich zamieniono na klatki dla niewolników - słabych, nic nie wartych wróżek, którym brakowało odwagi i wiary, by przyjąć dar Pani Arlantii. A ona była taka dobra dla nich! Powinny dawno temu skończyć jako nawóz, albo do chirurga, może jemu by się przydały! Ale nie warto się nimi przejmować - Pani miała dla niej misję! Wróżka obejrzała się na kilku innych feyów różnych rodzajów, którzy zostali tu wezwani.
Sekundę później jej wzrok powędrował do wyjścia z komnaty, w którym pojawiła się Ona! Wysoka, piękna, pokryta wspaniałymi liszajami, Arlantia w całej swojej zgniłej krasie! Driada wkroczyła do pomieszczenia, nie zaszczycając obecnych nawet krótkim spojrzeniem, uwagę poświęcała jedynie jednej ze skrzyń z grzybami. Odwrócona plecami, zaczęła coś przy nich robić, jakby odprawiała jakiś rytuał, czy modły. Po chwili odsunęła się i wskazała skrzynkę.
-Weźcie te grzyby, moje dzieci, każdy ile może, i roznoście je daleko. Rozsiewajcie moje błogosławieństwo po całym Fangwood! Jeszcze kilka dekad i Plaga sama zacznie pokrywać las wspaniałą zgnilizną, a póki co wy bądźcie jej przewodnikami!
Po tych słowach driada wyszła, a grupka zakażonych fey rzuciła się do skrzyni, wyrywając sobie fragmenty grzybni. Na tym wizja urwała się, a chłopak czuł jak spada. Nienawidził tego uczucia wychodzenia z czyiś wspomnień. Nagle poczuł ból w tyle głowy gdy uderzył o zimną ziemię. Z jękiem obrócił się na bok i zwymiotował.
- Mam coś – wychrypiał do Hannskjalda wycierając usta. - Mam.
 
psionik jest offline