| Po obrzuceniu okolicy spojrzeniem, zabraliście się do pracy. Traivyr rzucił proste zaklęcie, próbując wykryć tutaj działanie jakiejś magii, jednak niczego takiego nie zauważył. Ruszył więc przeszukiwać porozrzucane przy powozach skrzynie i już po chwili zorientował się, że jeśli było w nich cokolwiek wartego uwagi, zostało zabrane przez bandytów. Ostały się jedynie suknie i sukienki oraz bielizna należące najpewniej do porwanej szlachcianki. Astrid podeszła do zamkniętego w bryle lodu mężczyzny i od razu zdała sobie sprawę, że ktokolwiek mu to zrobił, musiał dysponować magicznymi zdolnościami związanymi z zimą i mrozem. Czyżby fey, o których wspominał Yuln? A może Wiedźmy?
Akial i Draugin rozglądali się w tym czasie po pobojowisku. Sypiący tu wcześniej śnieg zatarł nieco ślady, ale nie wszystkie. Kotoczłek z półorkiem dostrzegli wciąż odbite w białym puchu ślady ludzkich stóp przy zwłokach zwierząt i ludzi. Część mężczyzn zginęła od bełtów, strzał i mieczy, służkom Argentrei popodcinano gardła i zostawiono na śniegu, by się wykrwawiły. Przy bliższym przyjrzeniu się, obaj dostrzegli jednak na zwłokach sporo niewielkich ran, które na brzegach miały niezdrową, fioletową barwę i musiano zadać je naprawdę niewielką bronią. Może igłami? Tak to przynajmniej wyglądało, nigdzie jednak nic takiego nie znaleźli.
Zwłoki kobiet i mężczyzn ogabiono ze wszystkiego, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Ślady stóp przy ciałach nie wyglądały chaotycznie - napastnicy wiedzieli, po co napadli na powozy i co mają robić. Same karety nie nosiły śladów żadnego ostrzału, a jedna z nich musiała wywrócić się, gdy trafione strzałami konie odbiły gwałtowanie w stronę drzew. Żywe zwierzęta uprowadzono w stronę wąskiej ścieżki za statuą, przy której stała teraz Astrid. Ślady w głębokim śniegu wciąż były widoczne i wiodły w las. Na oko można było się doliczyć kilkunastu par stóp, a miejsce znaczyło również dość głębokie żłobienie w śniegu, co oznaczało, że bandyci musieli ciągnąć za sobą coś całkiem sporego. Nie zdołali też w żaden sposób ukryć śladów na śniegu, więc można było bez problemu nimi ruszyć.
Stojący pośrodku drogi powóz musiał być tym, którym podróżowała Argentea; świadczyło o tym wysokiej jakości drewno barwione na ciemny fiolet z jakiego był wykonany a także taldański herb na drzwiczkach i inne zdobienia. Mihael obszedł go dokoła, zauważając, że przez uchwyty dwuskrzydłowych drzwiczek przełożona była włócznia, by zablokować je od zewnątrz. Już miał je otwierać, gdy usłyszał skrobanie w wewnątrzną część ściany karety i zdławione odgłosy. Próbował zajrzeć do środka przez oba najbliższe okienka, jednak zaciągnięte zasłonki uniemożliwiały dostrzeżenie czegokolwiek. Zawołał więc towarzyszy, którzy przyjrzeli się zablokowanym drzwiczkom i z bronią w gotowości zapadła decyzja o ich otworzeniu.
Mihael wyciągnął włócznię i nacisnął na klamkę. Nie zdołał otworzyć drzwiczek do końca, gdy ze środka wysypała się w jego kierunku jakaś kobieta z wyciągniętymi rękoma. Mnich bez problemu odskoczył w bok i nieznajoma wylądowała twarzą w śniegu. Za nią pojawiła się kolejna, jednak z żywymi ludźmi obie kobiety nie miały już nic wspólnego. Ich bladoszara skóra wyglądała, jakby gniła, oczy pozbawione były wyrazu. Sukienki, które miały wcześniej na sobie zerwano z nich aż do pasa, odsłaniając paskudnie zmienione teraz piersi, co musiało oznaczać, że gdy jeszcze żyły, bandyci najpewniej je zgwałcili. Charczały przy tym ponuro, ruszając w waszą stronę.
Słyszeliście kilkukrotnie w swoim życiu opowieści o ożywionych plugawą, nekromancką magią zwłokach pozbawionych własnej woli i atakujących wszystko co się rusza, jednak teraz przekonywaliście się na własne oczy, że żywe trupy - bo tak na nie mówiono - istniały naprawdę. Wydając z siebie paskudne dźwięki, przemienione służki Argentei ruszyły w stronę Mihaela i Akiala, kłapiąc zębami. |