Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2020, 20:10   #105
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzięki, MG ;)

Po opuszczeniu sali audiencyjnej Daveth postanowił skorzystać z łaskawego zezwolenia, udzieliła im królowa i zwiedzić miasto, oczywiście w towarzystwie Laury, dla której siedzenie w luksusowym pokoju niewiele różniło się od zamknięcia w ciasnej klatce.
Ale wcześniej Daveth chciał zamienić parę słów z Droltudenem.
- Prosiłbym bardzo o przydzielenie mi przewodniczki - powiedział. - Młoda, umiejąca szybko chodzić, dobrze znająca miasto - przedstawił swoje preferencje.
- Mogą być dwie przewodniczki - dodał. - Najlepiej by było, gdyby były w strojach służby pałacowej.

Marszałek Dworu uniósł nieco jedną ze swoich gadzich brwi, przysłuchując się "żądaniom" Davetha.
- Dwie młode przewodniczki… oczywiście ładne, zgrabne, z odpowiednimi kształtami, tak? - Uśmiechnął się perfidnie. - Czy jeszcze coś?
- Mogą być członkinie gwardii pałacowej, jeśli się pan obawia o ich cnotę - odparł spokojnie druid. - To chyba dobrze, że ktoś lubi piękno, prawda? - Spojrzał na marszałka dworu. - Ale jeśli takich na dworze nie ma... - Zawiesił głos.
- Poszukam… i pytałem, czy jeszcze coś, panie Amatan? - Odparł niewzruszonym tonem Dragonborne.
- Nie, dziękuję. Do chwili powrotu ze spaceru przewodniczki mi wystarczą - odpowiedział uprzejmie Daveth. - Ile mam czasu do wieczornej uczty? Zdecydowanie nie chciałbym się spóźnić. To by był niewybaczalny nietakt - dodał poważnym tonem.
- Godzina osiemnasta. Będą biły dzwony, i tym podobne wskazówki, zwracają uwagę cywilizowanych osób, odnośnie czasu… poradzi pan sobie? - Tym razem Droltuden się wrednie uśmiechnął, szczerząc swoje kły.
- Spróbuję. - Daveth nie wyglądał na przejętego złośliwościami, jakimi raczył go Droltuden. - A nawet jeśli coś umknie mojej uwadze, to będę mieć przy boku przewodniczki, znające się na tego typu utrudniających życie drobiazgach. Bo chyba nie przydzieli mi pan, marszałku, jakichś podkuchennych, co dopiero ze wsi do pałacu trafiły, prawda?
- Powiedziałem, że poszukam odpowiednich osób do tego zadania… - odpowiedział rozmówca.
- W takim razie nie widzę problemów - stwierdził Daveth, darując sobie stwierdzenie, że słowo "odpowiednie" można różnie rozumieć. - Nie widzę też powodów do złośliwości... One nie pasują do osoby na takim stanowisku. Jeśli uważa pan, panie marszałku dworu, że moja osoba nie pasuje do tego otoczenia - rozejrzał się dokoła - to wystarczy parę słów i już mnie tu nie będzie. Królowa, jestem pewien, zrozumie pana motywy.
- Jesteś gościem Królowej, a nie moim. Nie wszystko musi się więc mi podobać, prawda? A te swoje… urazy, czy i groźby, godne iście damulki, to sobie wsadź panie Amatan, gdzie słońce nie zagląda - Marszałek wzruszył ramionami.
- Wielce szanowny mój nie-gospodarzu - odparł Daveth - skoro coś ci się nie podoba, to to swoje niepodobanie zachowaj dla siebie. A na to, że nie odróżniasz gróźb od obietnic, to ja nic nie poradzę.
- Nie jestem byle służebnym, więc mogę pokazać co mi się podoba, a co nie. A co do reszty… - Droltuden wzruszył ramionami, po czym się odwrócił, i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł…
- Wiele brakuje tutejszej służbie - rzucił za nim Daveth, zaciekawiony, co takiego Droltuden ma przeciwko druidom. A może przeciwko niemu akurat? Czyżby kiedyś jakiś Amatan narozrabiał i naraził się jej królewskiej mości?
To pytanie pozostawało bez odpowiedzi.

* * *


Daveth wrócił do pokoju i, korzystając z bogatej zawartości szafy, przebrał się w coś mniej rzucającego się w oczy, mniej oficjalnego, a potem rozsiadł się wygodnie w fotelu, by poczekać na obiecane przewodniczki.
- Za chwilę wybieramy się na spacer - powiedział. - Mam nadzieję, że nie będziesz rozrabiać.
Laura przybrała minę prawdziwego niewiniątka - całkiem jakby była malutkim, niegroźnym kotkiem.
- Za chwilę przyjdą tu dwie panie, które razem z nami pójdą na spacer - uprzedził przyjaciółkę. - Ładnie i grzecznie się przywitaj. Nie strasz ich, bo będziemy musieli zostać w domu.
Nie sądził, by w pałacu grasowali złodzieje, postanowił więc zostawić w pokoju większość swego ekwipunku - plecak i całą broń. Wziął tylko garść monet, by móc zrobić parę drobnych zakupów i, ewentualnie, zaprosić swoje przewodniczki na wino.

W końcu rozległo się stukanie w drzwi komnaty… i ku rozczarowaniu Druida, który otworzył drzwi, oprócz znajdującego się tam na swoim stanowisku strażnika, stał jakiś młodzian w typowym ubiorze służby zamkowej.
- Czyżby przysłał cię pan Droltuden? - zapytał Daveth. - Masz być naszym przewodnikiem?
- Emmm… nie… - Młodzian zezował na tygrysicę w komnacie. - One czekają na dole, na dziedzińcu panie…
- Lauro, chodź, idziemy.
Na te słowa tygrysica podniosła się z dywanu i dołączyła do swego przyjaciela.
- Ten młodzieniec nas zaprowadzi - wyjaśnił druid. - Nie ma czasu, by się z nim bawić - dodał. - Prowadź więc - polecił służącemu.

Ruszyli więc korytarzami i schodami zamczyska, a Daveth zauważył, iż w wielu miejscach służba była zajęta strojeniem ścian i sufitów kwiatami, rozwieszaniem dwóch rodzajów herbów, i ogólnym sprzątaniem.
- Czy szykuje się jakieś wielkie przyjęcie? - spytał druid. - Chyba tłum gości ma przyjechać.
- Weselicho będzie! - ucieszył się służący, pewnie odnośnie sporej, związanej z tym wyżerki. - Najstarsza księżniczka będzie ten… no… staje na… no wiesz panie!
- Na ślubnym kobiercu? - spróbował domyślić się Daveth. - A kto jest tym szczęśliwcem?
- Baron Arof Ravensun - odparł młodzian.
To miano nic Davethowi nie mówiło.
- Młody, stary, przystojny, bogaty...? - zagadnął, by podtrzymać rozmowę. - Jak ma na imię księżniczka? Ile ma lat?
- No… nie wypada mi o takich rzeczach gadać panie... - zmieszał się chłopak.
- A ile jest warta taka informacja? - spytał Daveth, sięgając do sakiewki i wyciągając garść srebra.
- Nie wyp... - zaczął młodzian, i zezując na monety, o mało nie zleciał ze schodów, którymi akurat schodzili, na co spojrzało na niego (i Davetha) kilku starszych służących, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, dekorujących tu i tam pomieszczenia. Pokręcili jakoś tak z... rezygnacją głowami.
- Nie wypada panie... dowiesz się gdzie indziej - dokończył chłopak.
- Masz rację. - Daveth skinął głową i schował pieniądze. - A czy napiwki wypada przyjmować? - spytał.
- Jak nikt nie widzi - zaśmiał się krótko służący.
Daveth uśmiechnął się, a gdy dokoła nikogo nie było wręczył chłopakowi pięć sztuk srebra.
- Wypij za swoje zdrowie, albo... zrób z tego jakiś dobry użytek - powiedział.
- Dzię… dziękuję panie! - Chłopak aż się zapowietrzył, szybko chowając monety.

Wkrótce też dotarli na dziedziniec, gdzie wskazał Davethowi dwie czekające na niego kobiety, po czym opuścił już Druida… a ten z kolei, im bliżej podchodził obu “przewodniczek”, tym bardziej miał wątpliwości co do naprawdę wielu spraw. Wyglądało na to, iż wielmożny pan marszałek dworu ma bardzo ciekawy gust. Albo tak nisko ocenia Davetha.

- Witaaaaaj panieeee - zaszczebiotała ta ubrana na czerwono, dygając bardzo nie-dworsko, po czym zachichotała.
- Witaj panie - powiedziała i ta jasnowłosa, nieco nerwowo uśmiechając się na widok tygrysicy.
- Witam, drogie panie. Czy to was przysłał pan Droltuden? Macie być naszymi przewodniczkami po mieście? - spytał druid.
- Taaaaaaak - odezwała się “śpiewnie” znowu ta pierwsza, spoglądając na Laurę. - Jaaaaki fajny koooociak!
Jej towarzyszka z kolei jedynie przytaknęła głową na słowa Davetha.
- Jestem Daveth, to jest Laura. A wy?
- Avraaaa. - Ta w czerwonej sukience pochyliła się mocno do przodu, dając wielki wgląd w swój dekolt, by chyba pogłaskać Laurę… która spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem, ale nie odsunęła się. A potem obwąchała dłoń dziewczyny.
- Ja jestem Colilra - przedstawiła się druga.
- Miło was poznać - powiedział Daveth, chociaż był daleki od zachwytu. W przydrożnej karczmie zapewne nie pogardziłby taką przygodą, ale to był pałac, a nie kurna chata... - W takim razie prowadźcie. Najpierw jakaś winiarnia, porozmawiamy trochę, a potem obejrzymy kawałek miasta.
- Winiarniaaa? Ojeeej! - zaśmiała się Avra, głaszcząc tygrysicę po łbie. A wśród tego śmiechu zafalował biust kobiety. - Będzie faaajnie!
- Jak sobie życzysz, panie - powiedziała z kolei z miłym uśmiechem Colilra, przytakując głową.
- Prowadźcie zatem - poprosił Daveth.
- Długo już pracujecie w pałacu? - spytał, gdy przeszli parę kroków.
- Myyy? W pałaaaacu? Hahahaha! - Roześmiała się głośno Avra, głośniej niż wypadało, zwracając na nich uwagę kilku osób. Młoda kobieta uwiesiła się na ramieniu Davetha, a ten wtedy wyczuł wyraźną woń alkoholu.
- To nie tak… - zaczęła jej towarzyszka, ale w sumie cała trójka była już blisko bramy, tam z kolei… czekał na nich strażnik??
- Pan Amatan? - spytał zbrojny.
- Zgadza się. - Daveth skinął głową. - Czym mogę służyć? - Starał się być uprzejmy, chociaż sytuacja podobała mu się coraz mniej. Ciekaw był, co jeszcze wymyślił Droltuden... i zamierzał jak najszybciej pozbyć się co najmniej połowy swoich przewodniczek.
- Nie ma raczej mowy o pomyłce, w końcu chyba w całej stolicy jest tylko jeden jegomość z tygrysem… to dla pana - powiedział strażnik, po czym podał Davethowi jakiś pierścień i zwój. - Ten papier to królewski glejt, zapewniający powrót na zamek, oraz rozpoznawalny w całym mieście, zresztą pierścień również. Oba oczywiście do zwrotu, jeszcze dzisiaj.
- Uuuuuuuuu - Obie kobietki wydały z siebie odgłos podziwu, po czym... obie pochwyciły Davetha z jednej i drugiej strony pod ramię. Dotarło do nich, iż ten jest “grubą rybą”?
Będę pilnować jak oka w głowie - zapewnił Daveth, odbierając oba przedmioty.. - I oddam zaraz po powrocie - dodał, zakładając pierścień i chowając zwój w zanadrze. - Czy znasz te panie? - spytał strażnika.
- Kiedyś chyba je widziałem, ale dokładniej sobie nie przypominam… dlaczego pytasz panie? - Odparł strażnik nieco zdziwionym tonem. A jeszcze bardziej zdziwione były obie kobietki uczepione Druida.
- Lubię wiedzieć, z kim mam mam przyjemność - odparł Daveth. - Avro, podziękuj panu Droltudenowi, ale chwilowo podziękuję za twoje towarzystwo. - Sięgnął do sakiewki, po czym przysunął pod nos dziewczynie sztukę złota. - Panna Colilra dotrzyma mi towarzystwa... przez parę chwil.

Wieczny uśmieszek na twarz Avry zniknął w oka mgnieniu… podobnie jak strażnik, który bardzo szybko wycofał się parę kroków w tył. Dłoń Colilry z kolei zacisnęła się odrobinkę mocniej na ramieniu Davetha.
- Co ty... - Wydukała ciemnowłosa, puszczając Druida. Monety zaś nie tknęła.
- Przykro mi bardzo - powiedział Daveth - ale musisz się z tym pogodzić.
- Nie wiesz co tracisz - Burknęła wkurzona Avra, niemal zgrzytając zębami - Col? - Zagadnęła towarzyszkę.
- Tak… - Jasnowłosa puściła Davetha, po czym również od niego odstąpiła. Minimalnie kiwnęła do niego głową, i obie po prostu go opuściły, wychodząc bramą w stronę miasta…
- I to by było na tyle, jeśli chodzi o prawdomówność i uczynność Droltudena - powiedział, bardziej do siebie, niż do strażnika, który nawet nie drgnął. - Czy możesz mi znaleźć szybko kogoś, kto zna miasto? - spytał.

Strażnik zwrócił skrytą pod hełmem głowę w kierunku Davetha.
- Niestety panie, to przekracza moje obowiązki - Odpowiedział, po czym ponownie spoglądał przed siebie.
- Świat schodzi na psy - stwierdził Daveth, po czym przekroczył, w towarzystwie Laury, bramę i ruszył w stronę miasta.
Daveth nie miał pojęcia, czy Droltuden jest głupi, złośliwy czy jedno i drugie. Osobiście stawiał na to ostatnie, ale mógł się mylić. Za to był pewien, że marszałek dworu ma pewne talenty, skoro zdołał w parę chwil załatwić parę... hmmm... panienek. Chyba że trzymał kilka takich w zapasie. Na wypadek przybycia prymitywów z dziczy lub na własny użytek.

Do miasta nie było daleko, a że zamek leżał na wzgórzu, to można było po drodze podziwiać różne widoki. I nie chodziło tu o tyłki obu panienek, a o panoramę miasta. A Daveth usiłował wypatrzyć budynek, który mógł być świątynią.
Oczywiście mógł zagadnąć pierwszego z brzegu przechodnia, ale co własne oczy, to własne oczy.
Fakt - najbliższe źródło informacji maszerowało właśnie przed nim, ale Daveth był przekonany, że Avra prędzej by mu wydrapała oczy, niż odpowiedziała na parę pytań. A poza tym - jako że w zamku pracowała najwyżej dorywczo, to o pałacowych sekretach pewnie wiedziała mniej niż więcej… zwłaszcza, że było ją słychać.
- Te, patrz, on za nami lezie!
- Avra ciiii...
- Co “ciii”, co “ciii”?? Co, łeb mi każe ściąć czy co?
- Na bogów, stul dziób! Idziemy się napić!
- Ooooo, to jest dobry pomysł! A on pewnie i tak ma małego, hiehie...

Jeszcze raz potwierdziły się podejrzenia Davetha co do obu panienek. Ciekaw był tylko, czy gdyby inny z gości poprosił o przewodnika czy przewodniczkę, to stary cap też by jej przydzielił jakąś dziwkę.
Przeciw sprzedajnym panienkom druid nic w zasadzie nie miał, chociaż wolał kobiety, które nie kupczyły swoimi wdziękami. A jako przewodniczkę po Damarze wolał mieć kogoś... z wyższej półki, niż podchmielona i zbyt głośna Avra.

Postanowił więc chwilę poczekać, nim obie panienki oddalą się na jeszcze większą odległość, obserwując okolicę. Tuż przed zamkiem na wzniesieniu, rozciągały się w dół starannie przystrzyżone trawniki, było nieco pojedynczych krzaczków róż, czy i małych drzewek i ławeczek. Ot takie tam eleganckie sprawy wyższych sfer…

Na samym dole, była z kolei następna brama w pierścieniu murów, wysokich na 5 metrów, a za nimi w końcu zaczynała się pierwsza dzielnica miasta. Z miejsca gdzie z kolei stał Druid, wyraźnie widział po swojej lewej stronie coś jakby drugi, okazały pałacyk-zamek(?), o białych murach, i czerwonych dachach. Może to była jakaś świątynia, ta niby największa i najważniejsza w całym Heliogabalus?

Najlepszym wyjściem było iść i przekonać się na własne oczy.
Nie zwracając już uwagi na rozzłoszczone panienki Daveth ruszył w stronę bramy. Był pewien, że tam też będą jacyś strażnicy, a ci - zapewne - będą skłonni udzielić mu wyjaśnień. A jeśli nie? W końcu ma zdrowe nogi i bez problemów, zapewne bez problemów, może dotrzeć do "drugiej budowli w mieście".
- Dzień dobry - Daveth zatrzymał się dwa kroki od strażnika. - Czy możecie mi powiedzieć, panowie, co znajduje się w tamtej wspaniałej budowli?

Nastała chwila milczenia, jakby sądzono, iż pytający spadł z konia… albo nie był tutejszy. Wybrano tą drugą opcję.
- To jest Zakon Złotego Pucharu - padła odpowiedź.
Nazwa Davethowi nic nie mówiła. Puchar kojarzył mu się z ucztami, na których wino lało się strumieniami, ale z pewnością nie o to chodziło.
- Czy jako przybyszowi z obcych stron możecie mi powiedzieć coś o tym zakonie? - spytał.
- Świątynia Ilmatera? - powiedział drugi zbrojny, po czym zlustrował Davetha z góry do dołu. - Wychodzisz obcy przybyszu z zamku królewskiego… kim jesteś? - dodał, a obaj jakby mocniej chwycili swoje glewie stalowymi rękawicami.
- Gościem - odparł Daveth, równocześnie pokazując pierścień. Drugą dłoń położył na łbie tygrysicy. - Lauro, spokojnie. Ci panowie wykonują tylko swoje obowiązki.
- Pierścień mogłeś ukraść… - powiedział ten bardziej podejrzliwy.
- Ktoś by go kiepsko pilnował - odparł Daveth, sięgając po opieczętowany pergamin. - Czy to zaspokoi twój głód wiedzy i rozwiąże wątpliwości? - zapytał.
- W porządku, panie…? - Obaj strażnicy nieco zluzowali postawy na widok i pergaminu.
- Jakie jeszcze świątynie są w mieście? - spytał Daveth, który wolałby znaleźć świątynię Mielikki, ewentualnie Silvanusa.
- Pytałem o miano, panie, z kim mamy do czynienia? - odezwał się znowu ten “bardziej upierdliwy”.
- Daveth - odparł druid. - Czy to jednak nie lekka przesada z waszej strony? Każdego gościa tak sprawdzacie?
- Każdego, którego nie znamy, kto nie wjeżdża tu, czy wyjeżdża orszakiem… a taki samotny wędrowiec na piechotę, trochę nietypowe?
- Przepraszam, nie pomyślałem o tym, by poprosić pana Droltudena o przydzielenie mi większej obstawy. A ze względu na moją przyjaciółkę - pogłaskał Laurę po łbie - wolę chodzić pieszo - wyjaśnił, przeklinając w duchu głupotę i złośliwość marszałka dworu.
- No tak, w sumie racja... - Ton zbrojnego już całkiem złagodniał - To miłego pobytu w stolicy?
- Dziękuję bardzo - odparł Daveth, po czym wyszedł bramą, i skierował się w stronę świątyni Ilmatera, stawiając pierwsze kroki w stolicy Damary.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-06-2020 o 20:19.
Kerm jest offline