Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2020, 21:13   #92
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Trochę zajęło ustalenie jakiegoś punktu odniesienia. Lamia nie była kartografem, lecz nałożnicą, toteż Leith dość szybko przekonał się, że jej wyobrażenie o świecie jest trochę, a nawet bardzo uproszczone. Jednak po dokładniejszym wywiadzie i ustaleniu lokacji, które dziewczyna znała oraz względem których potrafiła ustalić położenie domniemanej Wyspy Smoków określić. Okazało się zresztą, że miejsce to znajdowało się jakieś kilkanaście kilometrów w kierunku oceanu od niewielkiej wysepki - samotni, którą Aurora podarowała swemu małżonkowi.
Znajdowało się... lub raczej miało się znajdować. Leith, mimo wzmocnień, jakie “wyhodował” swoim mięśniom grzbietowym i skrzydłom czuł narastające zmęczenie, głód, a przede wszystkim frustrację, gdy po kilkunastu godzinach latania w te i wewte nie zobaczył niczego poza kilkoma niewielkimi wysepkami, z których żadna nie wydawała się być na tyle duża by zaspokoić potrzeby kilku kóz, a co dopiero smoka.
- To musi być gdzieś tutaj - powtarzała z determinacją Lamia - Musi być! Widziałam dokładnie. To musi być gdzieś w pobliżu. Leć może teraz na północ. - Zaproponowała, choć oboje wiedzieli, że Leith już tam latał, i to znacznie dalej niż rzekoma wyspa miałaby się znajdować.
- Mogę, ale jeśli nic nie znajdziemy niedługo, w końcu wpadnę do morza i usnę. A ty umrzesz. Nie jest to chyba rodzaj wolności której szukasz… - powiedział mężczyzna po czym wylądował na jednej z niewielkich, „kozich” wysepek. Której formacja skalna tworzyła coś na kształt jaskini, w której mogliby się schować, otoczonej niewielką plażą.
- odpocznijmy moment a ty zastanów się czy jest coś lub ktoś kto może nam pomóc. Dobrowolnie czy też w sposób inny… - wyjaśnił Leith stojąc po kolana w wodzie na skraju wysepki szykując się na rzut szponów w kierunku jakiejś ryby, którą zamierzał zjeść jeszcze żywcem. Przychodziło mu to bez większego trudu - ryb było tu całe mnóstwo, a woda przeźroczysta niemal.
Lamia skinęła głową. Widać było, że sama walczy ze zmęczeniem i zniechęceniem, jednak coś sprawiało, że ta białowłosa ślicznotka miała w sobie zaciętość większą niż niejeden wojownik.
- Czy mógłbyś... upolować też coś dla mnie? - zapytała w którymś momencie Lamia, po czym dodała z dumą. - Oczywiście, nic za darmo. Ty wykorzystasz dla mnie swoje umiejętności, a ja... pokażę ci czego się nauczyłam od dziewczyn z haremu. Musisz być samotny bez żony…
Leith rzucił w kierunku Lami, sikającą na wszystkie strony krwią rybą, której bękart zdążył już odgryźć głowę i którą tą głowę właśnie był przełykał.
- Zanim zostałem „królewiczem” byłem kurewiczem w burdelu, bynajmniej nie w departamencie logistyki i nie pracowałem tam głową.
- Zauważyłem, że jesteś poprawnie zbudowana i wystarczy być nie dewiantem a zwykłym samcem by miło spędzić z tobą czas.
- Skoro mi służysz w moim interesie jest byś nie umarła. To dotyczy także śmierci z głodu… Może dla twoich rodaków to nie jest logiczne, ale... to jest logiczne.
- Moja żona jest teraz samotna i wśród wrogów. Owszem, ja bardzo potrzebuje dać upust swojej frustracji, ale nie na twoim ciele. Chętnie bym natomiast kogoś zabił. Zabił źle.
O dziwo, Lamia nie wyglądała ani na przestraszoną, ani na zawiedzioną. Skinęła głową i zaczęła palcami rozbierać rybę, by wybrać najsmaczniejsze mięso.
- Doradziłbym ci nabrać teraz sił byś mogła lepiej wykonywać swoje obowiązki względem mnie.
Leith żuł już skórę kolejnej ryby gdy przypomniał sobie o czymś. Zerknął na Lamię. Dziewczyna oblizywała właśnie kręgosłup stworzenia, które skonsumowała.
- Te wasze rytuały… lisie syny wysłały cię do tych waszych świątyni? dla wzmocnienia mocy i tak dalej?
- Nasze? - białowłosa spojrzała na tkwiący pomiędzy jej dwoma wyjątkowo krągłymi piersiami klejnot i prychnęła - Nie czuję się jedną z nich, choć... teoretycznie jestem potomkinią dwojga skrzydlatych, w moich żyłach płynie też inna krew. Ważniejsza. - Jej spojrzenie na moment stwardniało, po czym jednak przypomniała sobie o treści pytania. - Nie, ja nie złożyłam ofiary. Kobietom zabrania się tego na Dworze Ognia. Stary Lis twierdzi, że tylko synowie mają prawo oddawać się opiece Ojca Dnia.
- Hmp… - Leith wydłubał ość z pomiędzy kłów. - A chciałabyś? gdyby to był twój wybór? dobrze się zastanów - przestrzegł.
Spojrzała na niego złocistymi oczami, w których płonął ogień, jakże różnymi od srebrzystych tęczówek Aurory.
- Nie. Nie chcę mieć z tą rasą nic wspólnego. Zresztą... i tak wyrwali mi skrzydła. Nigdy nie będę jak oni. Dlatego muszę znaleźć inną ścieżkę.
- Mmm… - Leith kiwnął głową.
- Mi też je raz wyrwali, to nie jest nieodwracalne. Nie wydaje mi się byś chciała padać na kolana przed Ojcem, ale to nie jest przecież jedyne bóstwo. Matki boją się wszyscy ci lisi mężczyźni i w ogóle wszyscy skrzydlaci. I mają rację. Jeśli jednak masz w sobie wystarczająco nienawiści może uzna cię za godną?
Lamia oblizała palce - miała wyjątkowo ostre i długie paznokcie, umalowane na czerwono, jakby ociekały krwią już przed posiłkiem.
- A co ty będziesz z tego miał? Znaczy, wiem, co ci mogę dać, moja oferta jest nadal aktualna. Wystarczy, że zdejmiesz z siebie to łuskowe coś... Jak chcesz mogę to zrobić tylko ustami, nie będziesz musiał okłamywać tej swojej żony, że posuwałeś inną.
- To znów jest dość logiczne: jeśli moja sługa staje się potężniejsza, zysk jest również mój. Dbając o ciebie zapewniam zaś sobie twoją lojalność. Ryzyko zaś jest tylko twoje. Ja i moja żona potrzebujemy lojalnych podmiotów, służ mi wiernie a zemsta której pragniesz może nawet być w twoim zasięgu. - mówiąc to bękart zdążył stanąć twarzą w twarz z Lamią. bezceremonialnie zgarnął jej dłoń w swoją łapę i okrył ich oboje swoimi skrzydłami tak by osłonić siebie i kobietę przed śniegiem zacinającym ku wrót świątyni Matki Nocy.
- Nie kuś, twój urok nie jest mi zupełnie obojętny i za którymś razem mógłbym się zgodzić. Aurora zaś mogła by zabić cię w gniewie. - bękart nie mógł się nie uśmiechnąć - I miałaby do tego prawo. - Mieszaniec puścił dłoń kobiety i odszedł krok do tyłu by ta mogła zorientować się w nowej, zimowej scenerii.
Lamia jednak, zamiast rozglądać się, patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie boję się. Ani jej. Ani ciebie. Strach to wybór, więc nie boję się nikogo.
- Idź, siostro, idź i zmierz się ze swoim przeznaczeniem, zostań drapieżcą lub pozostań ofiarą.
Kobieta skinęła głową, a jej twarz zakryły momentalnie targane wiatrem, równie białe co śnieg włosy. Zadrżała z zimna, bo też wciąż miała na sobie tylko strój niewolnicy, kiedy podchodziła do wrót świątyni. Mimo to naparła na wielkie odrzwia i... po chwili zniknęła wewnątrz budynku.
Leith nie pamiętał ile trwała jego ofiara, można w sumie było przypuszczać, że to kwestia indywidualna. Po niecałej godzinie wrota się uchyliły. Lamia wyglądała właściwie tak, jak wcześniej z jedną małą różnicą. Nie zmienił się kolor jej kamienia - który wciąż pozostawał blady, ale zmieniły się jej... dłonie. Zaczęły w dziwny sposób przypominać szpony, których posiadaczem był Leith. Czy to jednak świadczyło o jakiejś przemianie?
[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/f53d9caae_qaaaeps.jpg[/MEDIA]
- Rozczarowany, co? - zapytała dziewczyna, próbując okryć się swoim skromnym odzieniem przed zimnem.
Leith wzruszył ramionami.
- Przeżyłaś, same bóstwo uznało więc że masz prawo żyć. A to są dobre szpony - zauważył - dobre do zabijania. Wiesz, że według prawa królowej każdy powinien być dobry w tym do czego jest stworzony. - Powiedział mężczyzna po czym chwycił Lamię by znów przenieść ich na kozią wyspę.
Choć zawsze robił to bez ostrzeżenia i mało delikatnie, musiał zauważyć, że za każdym razem białowłosa dopasowuje się jakoś tak do jego ciała, że gdy ją puszczał, miał wrażenie jakby się przytulali. Zresztą chyba nie tylko on, Lamia uśmiechnęła się pod nosem, po czym usiadła na piasku.
- Prześpię się tutaj. Nie lubię ścian wokół siebie. - rzekła, mając chyba na myśli prowizoryczną jaskinię, która znajdowała się pośrodku wysepki.
Leith kiwnął głową i ruszył ku jamie.
- w razie problemów krzycz. - polecił mieszaniec zagłębiając się w ciemnościach. Bękart przywarł szponiastymi stopami do sklepienia jaskini niczym ogromny nietoperz z zamiarem krótkiej drzemki.
Akurat miał się wybudzać, gdy dosłyszał głos Lamii.
- Wiem, już wiem, gdzie nie sprawdzaliśmy! Chodź, szybko! - białowłosa była naprawdę rozentuzjazmowana.
Pokazywała palcem na niebo, nie wiedząc nawet lub nie zważając na to, jak pięknie prezentowała się w blasku zachodzącego słońca jej drobna, kobieca sylwetka.
- Ptaki, spójrz na ptaki. - Poleciła.
Faktycznie ponad nimi unosiły się dwie młode mewy, które wciąż skore były do zabawy. A może do zalotów? Leith nie znał się na obyczajach nadmorskich ptaków. Widział jednak, jak te zaczepiają się, droczą ze sobą, wpadając w chmury, by za chwilę z nich wypadać i wykonywać pozorowane ataki.
- Nie sprawdzaliśmy nieba, tam na górze. - Powiedziała Lamia, śmiejąc się zadziwiająco szczerze.
Leith pokiwał głową po czym biorąc poprawkę na pazury Lamii kucnął i polecił jej by wdrapała mu się na plecy.
- Trzymaj się mocno - polecił po czym rozłożył szeroko skrzydła by moment później po prostu zmaterializować się wysoko na niebie. Będąc w powietrzu, mieszaniec zaczął wznosić się nawet wyżej.
Mimo iż Lamia nie ważyła wiele, czuł balast z każdym metrem wysokości, który zdobywał. Na szczęście linia chmur była już blisko. Coraz bliżej. Wreszcie przebili się przez śnieżny puch, by zobaczyć... niebo ponad chmurami. Żadnych smoków.
Białowłosa położyła się i przylgnęła do pleców Leitha. Jej długie, ptasie szpony znajdowały się teraz niebezpiecznie blisko jego szyi - osłoniętej, ale jednak kluczowej w procesie ewentualnego mordowania.
- Leć dalej - powiedziała mu do ucha kobieta - w tamto duże skupisko chmur.
Owo duże skupisko oczywiście nie znajdowało się blisko, było raczej czymś jakby większym obłokiem na horyzoncie.
Nie pazury, czy jakkolwiek mistyczne moce, a właśnie brak strachu sprawiał, iż Leith ocenił Lamię jako niebezpieczną istotę. Ktoś kto się nie boi, jest całkowicie nieobliczalny. Bękartowi strach zwyczajnie pachniał i fakt, że nie wyczuwał go w dziewczynie, która przylegała nagim ciałem do jego własnych nagich przecież pleców, mówił mu wiele.
- Na pewno można byłoby mnie zabić popełniając przy tym samobójstwo w jakiś prostszy sposób, choć zamarznięcie w chmurach na pewno będzie spektakularne… - narzekał sobie pod nosem bękart lecąc wciąż jednak ku obłokowi na horyzoncie.
- Jasne. Zasługujesz na śmierć pomiędzy dwoma nagimi udami, skręcającymi ci kark - odparła Lamia i ciężko było stwierdzić czym to rodzaj żartu, ukrytego komplementu, czy szydery.
Leith kiwnął głową.Trudno byłoby polemizować z logiką słów Lamii: Nie dość, że właśnie w udach skrywały się największe posiadane przez nie tylko zresztą kobiety mięśnie, to jeszcze nie trzeba było specjalnie zachęcać większości mężczyzn by dobrowolnie wsadzili własną szyję w takie „imadło” Jak zwykle bowiem wszystko rozbijało się o to jak coś jest zapakowane, jak pachnie i jak smakuje.
Kłębowisko chmur było coraz bliżej, dzięki czemu Leith coraz lepiej widział, że... coś tu jest nie tak. Te chmury nie reagowały na podmuchy wiatru. Tkwiły w miejscu pozbawione ruchu.
Czyżby faktycznie była to więc kolejna już latająca wyspa? Mieszaniec wskazał Lami szponem to co obserwował przyspieszając jednocześnie lot w tym kierunku.
Nim białowłosa w jakikolwiek sposób zareagowała, chmury zaczęły nagle poruszać, się, jakby mocniej przywierając do siebie i tym samym tworząc bardziej szczegółową fakturę, która przywodziła na myśl... smocze łuski!
[MEDIA]https://cache.desktopnexus.com/thumbseg/2419/2419233-bigthumbnail.jpg[/MEDIA]
Monstrualny kształt poruszył się i zaczął obracać w ich stronę, zupełnie już nie przypominając obłoku. Po chwili dojrzeli też jego pysk, który odwrócił się w ich stronę. Rząd ogromnych zębisk połyskiwał niczym iglice zamku. Bursztynowe oko z pionową źrenicą poruszyło się i... tak, zostali zauważeni.
Leithowi własne łuski zjeżyły się na szyi i barkach.
- Mmm… jeśli masz coś mądrego do powiedzenia, teraz jest na to czas… - bękart zasugerował siedzącej na nim kobiecie, by po chwili dodać:
- w sumie… nawet jeśli nie będzie to mądre, może chociaż będzie to jakieś ostatnie słowo? - pomarudził zmuszając się do przełamania uroku własnego zdenerwowania.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline