Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2020, 21:47   #35
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Decyzje padły. Mieli chwilę na przygotowania. Oprócz Vaali, Harran również przygotował się magicznie, jak i Kvaser budząc ochronę przed tym czym mogli potraktować przeciwnicy.
“Magowie” zrobili to co magowie zrobić powinny. Vaala przywołała niszczącą burzę ognia.
Harran posłał lodową błyskawicą w tego osobnika który najbliżej jego celu. Oba były celne i niszczące, choć trzeba było przyznać że mechaniczne konstrukty były uparte w swym trwaniu przy egzystencji. Tymczasem snajperzy zasypywali przywódcę przeciwnika strzałami lub najbliższe cele. Ambroṩ zaś miał problem. Nie widział celu. Zwykle nie było to aż tak dużym problemem. Inne zmysły rekompensowały mu brak wzroku. Zwykle… tym razem jednak zapanował metaliczny hałas, który nie ułatwiał i tak trudnego zadania ślepemu łucznikowi. Problem bowiem polegał na tym, że o ile wizualnie wszystkie automatony się różniły barwą i kształtem pancerza, to… nie na tyle, by brzmiały inaczej. Trudno było wychwycić tę różnicę w dźwiękach. Posyłane strzały trafiały w przeciwników, ale ile jego “ochronę”... lub inne cele.
Mmho nie mogła nawet dosięgnąć celu jakim był adamantowy automaton. Na szczęście było jeszcze wiele innych celów.
Wędrowiec, Kvaser i Imra ruszyli w kierunku calu, każde nadnaturalnie przyspieszone. Wędrowiec miał przewagę i jak tylko był pewien iż Vaala jest bezpieczna… teleportował się ku ich celowi. Kvaser i Imra… mimo że szybcy… nie mogli się mierzyć z natychmiastową teleportacją. Na ich szczęście.
Za to stali się celem zmasowanego ataku stworów… igłowe pociski które były tak skuteczne przeciw żukowi, zdołały jedynie ukąsić… boleśnie acz niezbyt szkodliwie. Oczywiście złote posłały błyskawice w ich kierunku. Te jednak spłynęły po nich jak woda po kaczce.
Mały i szybki niziołek uskakujący z małpią zręcznością przed mechanicznymi piłami potworków zdołał przemknąć przez ich szeregi. Imra… została zatrzymana, acz jej ulubiona broń zmiażdżyła pancerze tych potworków które próbowały ją dziabnąć ruchomymi zębatymi ostrzami.
Wędrowiec zaatakował poważnie uszkodzonego potwora, któremu magia i strzały ślepego półelfa poważnie nadszarpnęły konstrukcję. Trafił, a potem…. nastąpiła magiczne eksplozja. Niewidzialna fala przeszyła ciało awanturnika, a choć Wędrowiec nie poczuł bólu, to skutki były o wiele straszniejsze. Buty przestały działać, ciało skurczyło się do pierwotnej formy. Było to niemal bolesne czuć jak wszystkie psioniczne efekty po prostu ulegają wymazaniu. Zwłaszcza nieprzyjemnym widokiem było rozwianie się jego mentalnego ostrza, nawet jeśli nie przepadało na zawsze. Opaska na jego głowie jak i buty oraz pierścień na jego palcu stały się martwe… oby nie permanentnie. A choć miał przed sobą tylko dwa platynowe i pokiereszowane stwory.
Niemniej za sobą drogę w dół po niemalże pionowej ścianie. I niedobitki wrogów. I sojuszników.
Dla Mmho pokaz magii był imponujący. To co robili inni towarzysze również. Faktycznie, zadanie trafiło na nie byle kogo. Łuczniczka nie opuszczając swojej pozycji nadal strzelała w cele znajdujące się w jej zasięgu.
- To było świetne - powiedział Harran do Vaali. - Zawsze jesteś taka... gorąca? - spytał, po czym poczęstował tym samym zaklęciem co poprzednio największe skupisko wrogów.
Vaala spojrzała na Harrana, mrużąc oczy. Nie powiedziała nic… a zamiast tego, ruszyła pędem do Irmy. Stojąc obok niej, ramię w ramię wśród wrogów, przywołała kolejny magiczny twór. Płonący wąż, wijący się z jej dłoni przemknął przez przeciwników.
- No no! Taka kruszyna a tyle zapału! - wykrzyczała Imra ponad metalicznym chrzęstem żuków. Sama starała utrzymać je na zasięg swojej broni. Ta nagle zabłysła magią i łukami elektryczności, które spłynęły ze skóry półelfki.
Coś się w niziołku zmieniło. Trwało to chwilę. Gdy magowie skończyli swoje salwy, a łucznicy oddali strzały, Kvaser postąpił kilka kroków do przodu. Powoli, trzymając niedbale miecz oparty o ramię. Jego ruchy były dziwnie luźne, jakby całe napięcie złości, emocji, intensywnych uczuć nagle zeń zeszło. Niezwykle spokojny, tylko wyglądający osobliwie niziołek spoglądał na armię maszyn.
Powietrze wokół Wściekłego Borsuka falowało. Żar powoli wylewał się z jego ciała. Bujna, rozczochrana grzywa powiewała do góry jakby stał pod gorącym piecem. Mały wojownik uśmiechnął się szeroko i oblizał suche wargi. Serce pompowało krew jak szalone, naczynia krwionośne w oczach pękały. Rumiane wykwity przekrwionych mięśni kontraktowały z czarnym tuszem tatuaży.
Kvaser wcale się nie uspokoił. On tylko zbierał gniew. Trwało to ułamek sekundy gdy w pozornie tych samych oczach co przed sekundą zapłonęły szalone świetliki najprawdziwszego w świecie obłędu.
Skóra niziołka zaparowała jak gorące żelazo po zetknięciu z wodą. Momentalnie otoczyły go czarne, dymne postacie, wyłaniając się znikąd jakby ciągle przy nim były. Przestrzeń wokół małego wojownika wypełnił dźwięk skwierczenia i jakieś nierozróżnialne, warkotliwe szepty.

Ruszył biegiem, chociaż bardziej trafne było powiedzieć, iż jeszcze pomiędzy jednym mrugnięciem oka a następnym stał przy nich, a potem już rozpędzona kulka kończyn, stali i cienistego dymu skakała pomiędzy mechanicznymi owadami. Niziołek uchylał się przed ciosami, przeskakiwał pomiędzy odnóżami, przestrzeliwał się. Gdyby nie prędkość, można było uważać, iż to popis akrobatyczny. W którym tylko losowa kończyna, fragment ciała, głowa, cześć miecza pojawiały się i znikały z całunu duchów otaczający Kvasera.
Dziś bez krwi Borsuku, co to za walka?
Kogo dziś mścimy? Zabij, niszcz, czemu to nie krwawi…
Cały Archeon wymaga pomsty, ale to nie nasza wojna.
Nasza, nasza, szczątki martwej potęgi pożeranej przez robactwo!
Pędź mały!

Zawsze te głosy w głowie. Jego droga, jego przysięga, jego totem. Zemsta. Rano, jedząc, śpiąc, kochając się, zawsze te szepty. A gdy jego gniew powstawał, głosy były silniejsze, żywsze, cały tabun umarłych i tych którzy nigdy nie żyli od niego mówił.
I lubił ten głos. Przypominał. Wspierał. Przyjaciele. Jedni z ostatnich.
Uskoczył przed metalowymi żuwaczkami stwora wskakując od razu na wystający pręt z korpusu martwej, metalowej istoty. I potem na kolejny, i kolejny, skacząc w górę po fragmentach istoty z tą samą dziwną, niemal zwierzęcą gracją. Można było odnieść wrażenie, iż zmiana kierunku ruchu nie zrobiła na nim wrażenia. Kvaser nie wspinał się, lecz po prostu wykonywał kolejne, wysokie skoki w płynnym ruchu.
Miałem kiedyś serce, oddałem serce.
Pędź Borsuku póki żyjesz.
Chcę niszczyć. Zniszcz coś.

Wreszcie doskoczył do miejsca skąd z bliska widział Wędrowca i resztki generała tych istot. Niziołek wyszczerzył się obłąkańczo widząc co przydarzyło się towarzyszowi i zaśmiał w wniebogłosy.
- Skarlałeś!
Rzucił donośnie przetaczając się po po kolejnym kawałku konstrukcji, skacząc przez kolejny w kierunku pierwszego z platynowych stworów.
- Do ciebie mi jeszcze daleko! - odkrzyknął mu automaton, po czym szybkim ruchem odtworzył swoje myśloostrze i zamachnął się na drugiego ze skarabeuszy. Utrata części magii zabolała, ale nie mogła go powstrzymać.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline