Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2020, 12:55   #135
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Mervi, korzystając z resztek czasu pomiędzy wyprawą badawczą oraz zebraniem… nie znalazła zbyt dużo. Część starych kluczy kryptograficznych które posiadała wygasła ostatnio, a bez jednostki tridalnej było jej trudno uzyskać nowe w rozsądnym czasie. Aktualne dane nie wykazywały szczególnego poruszania Unii w tym rejonie. Mimo, iż nie wiedziała o czym agenci Unii rozmawiają, wiedziała często, że rozmawiają. Lillehammer było ciche.
Zbyt ciche.

***

Wszystko wskazywało, iż badać okolice potencjalnego węzła przyjdzie Patrickowi bez towarzystwa innych magów. Jeszcze przed zmrokiem ojciec Iwan oraz ojciec Adam udali się na inspekcję zapieczętowanego już węzła, deklarując, iż jak tylko skończą, przyjadą do Patricka. W głosie mistrza Iwana czuć było zaufanie jakim obdarzył Patricka. Iwan po prostu wierzył, że technomanta poradzi sobie.
Na razie siedział w samochodzie na małym parkingu pod cmentarzem. Lampy dawały bardzo marne oświetlenie, widoczności nie poprawiał rzęsty, zimny deszcz. Nie grzmiało, wiatr był typowy na taką pluchę – nie mocny lecz wystarczający aby odczuwalne zimno było większe niż w rzeczywistości – aż nie chciało się myśleć, że będzie trzeba na siebie zarzucić płaszcz przeciwdeszczowy i chodzić po okolicznych grobach. Niestety z parkingu nic nie wyczuł, szybkie pomiary Pierwszej robiąc samochodem kółko wokół cmentarza również nic dały wyników. Co gorsza, nie cały sprzęt Patricka nadawał się do pracy w deszczu. Regularne moduły już dawno zabezpieczał przed wodą czy pyłem, natomiast na szybko zmontowane układy dostawały zwarć, zalane zębatki ślizgały się, a przyciski obsługujące sprzęt… po prostu niewygodnie naciska się net gumowy panel sterowania.
Spojrzał jak gęste strugi deszczu spływały po szybie samochodu. Mistycy mieli podobne problemy. Jakoś nie wyobrażał Jonathana kreślącego kręgi w deszczu, jak Syzyf którego narzędzia magy zmywałby deszcz, lub Iwana którego gorące modlitwy zagłuszałby jeden wielki plusk. Ciekawe czy chórzysta wierzył w różnicę między wypowiedzianym słowem modlitwy a tylko pomyślnym?
Kolejne dziwne myśli, tym razem o tym, iż Tomasowi na pewno spodobałoby się tu – jest zimn, mokro, nie przyjemnie oraz to cmentarz – przerwał odgłos pukania w oczną szybkę szybę kierowcy.
Syn eteru nie zauważył nieznajomego do ostatniej chwili…. Chociaż to może lepiej. Gdy spojrzał na szeroko uśmiechniętą twarz, poczuł, iż pierścień na palce boleśnie parzy gdy mechanizmy sprzężenia eteru metapsychicznego reaguję z biologicznymi receptorami…. Czyli po prostu wspomagają umysł. Stwór który stał przed szybką nie wyglądał na człowieka.
Paskudna, wykoślawiona gęba została wzbogacona o jedno, wielgachne oko wyglądające jak zarośnięte jakąś formą pleśni czy grzyba oraz drugie, małe i wyjątkowo rozbiegane. Krzywe, wystające zęby, częściowo połamane, niekompletne nie blokowały trochę zbyt długiego i nazbyt wijącego się krwistego jęzora przypominającego wystającą z ust pijawkę. Jego barwa kontrastowała z ziemistą cerą.
Nie padał na niego deszcz, trzymał parasol, kontrastujący z jego aparycją równie mocno co ubiór. Barczysty humanoid nosił drogi, chyba uszyty na miarę garnitur. Gdy stwór cofał szponiastą, powykręcaną dłoń od szyby, Irlandczyk dostrzegł złoty zegarek oraz gustowne spinki do koszuli.
- Domyślam się, że Patrick – stwór zaczął pewnym, neutralnym głosem – jeśli ojciec duchowny dobrze mi przekazał informacje.

***

Proza życia dopadła i drugą grupę magów. Musieli opuścić wygodne wnętrze pojazdu, gdyż Rodzina nie zalecała parkowania przy samym wypisku, co zmuszało ich do pokonania pewnej odległości pieszo, na tym przeklętym deszczu. Musieli wyglądać żałośnie, wielcy magowie zaklinający rzeczywistość którym zaciął się wózek Jonathana podczas rozkładania go przed samochodem. Było to tak przyziemnie kontrastujące z wampirami, kosmicznymi zagrożeniami i całą tą wojną, że nawet poprawiło im to humor.
Humor również poprawiała broń palna. Ojciec Adam, wraz z pewnym wsparciem Patricka jako przykrywki oraz Tomasa (w niewyjaśnionej roli, jak to bywa z eutanatosami) zaopatrzyli ich nawet dobrze. Każdy mógł odebrać w fundacji pistolet z lewymi papierami instruktora, a samochód fundacyjny posiadał podwójne dno bagażnika, docelowo aby przewozić nim karabin szturmowy. Aktualnie znajdowały się tam bardziej broniopodobne konstrukcje Klausa.
Na miejscu przywitała ich delegacja złożona z dwóch osób. Niewysoka blondynka, białej, niemal kredowej cery kontrastującej z mocnym, wyrazistym makijażem (acz na swój sposób gustownym i nawet stonowanym) przywitała ich uśmiechem. Posiadała typowe norweskie rysy twarzy i przypominała trochę banią bizneswoman lub agentkę biura nieruchomości, przyodziana w grafitową garsonkę. Wyglądała na wczesne czterdzieści lat.
Parasolką osłaniał ją… na bogów, jak on wyglądał! Mervi zawsze wolała specyficzny rys charteru u mężczyzn, lecz te rysy, włosy, uśmiech… Silne, kontynentalne rysy twarzy, pewnośc postawy, ogólna sympatia. Przyodziany w koszulę rozpiętą pod szyją i skórzaną kurtkę, wampir lustrował ich miłym wzrokiem, a Mervi ciągle zastanawiała się, czy po posiadaniu przyjaciela eutanatosa nasteþnym krokiem jest przyjaciel wampir.
Musiała zrobić kilka głębszych oddechów przesiąkniętego deszczową zgnilizną powietrza aby ochłonąć. To nie była magia, nie, nie statyczne sztuczki. Czemu on tak wyglądał? Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić stworzenia takiego avatara w Pajęczynie.
Klaus miał podobne odczucia, acz dużo mniej intensywne. Raczej fascynował go model psychowizualny, dlaczego odpowiednie krzywe, tekstury i barwy tak na nas działają. To mogłaby być specjalne
Pierwszy przestawił się jegomość, chyba jako ważniejszy. Mówił miłym, ciepłym głosem.
- Marek – uśmiechnął się podając im wszystkim chłodną (lecz nie trupio-zimną) dłoń do uścisku.
- U mego boku Ingrid – przedstawił kobietę która również podała im rękę – niestety nasz główny Mistrz Sztuk Tajemnych zajęty jest innymi obowiązkami, lecz zapewniam, że nasza droga Ingrid nie ustępuje wiedzą i umiejętnościami, jak przystało na wieki klan Tremere.
- To zaszczyt – Jonathan uśmiechnął się witając ich, chociaż przez moment wyglądał jakby musiał zjeść pół cytryny – u mego boku Klaus i Mervi. Ruszamy?
- W drodze możemy omówić kilka kwestii – kobieta powiedziała sucho – w razie potrzeby zwiększyliśmy patrole policyjne w tym miejscu… z odpowiednio zaufanymi ludźmi.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline