22-06-2020, 09:40
|
#58 |
| Bracia nic nie powiedzieli, tylko ruszyli dalej, szybciej niż poprzednio. Szli w grupie, ten z latarką co chwila się odwracał i lustrował kręgiem światła mgłę wokół nich. Hector nie wiedział, jak daleko jest ten dom, ale z tego co zdążył zauważyć, to wszyscy tutaj mieszkali na tej samej ulicy.
Minęli palący się dom Davisów. Dach był zawalony, ściany też powoli przestawały istnieć. Pożar nie przeniósł się dalej, tyle dobrego.
Na ulicy oprócz nich nie było nikogo, ale i tak nie zwalniali. Kilka Grzybów na pewno musiało tu jeszcze być, uciekali przecież przed nimi podczas ewakuacji Davisów. Dotarli ze dwa domy dalej, kiedy miejscowy z latarką, oświetlił 5 sylwetek. Grzyby jak na komendę, odwróciły się w ich stronę, nie wypowiadając żadnego słowa, żadnego jęku. Grupka stała mniej niż 10 jardów na prawo od nich. -Biegiem! - zawołał ten z latarką - jeszcze tylko 2 domy!
Hector nawet nie zaproponował innego planu, biegł za nimi, światło latarki chaotycznie rozpływało się we mgle. Stres, adrenalina. Jakby zszedł do nowojorskich kanałów, na co nigdy nie miał ochoty.
Zaraz pojawiły się kolejne grzyby, tym razem dwóch, też po lewej. Tamtych wcześniejszych chyba udało się odstawić na bezpieczniejszą odległość, ale Hector wolał patrzeć pod nogi, nie za siebie. Zresztą i tak być nic nie zobaczył -Hector, w lewo i na schody! idziemy przez szopę!
Przekroczyli niską furtkę. Tak chyba nie wyglądała twierdza. Wbiegli na zewnętrzne strome schody wspinające się na poddasze. Były wąskie i śliskie, Hector o mało co nie wywinął orła. Jeden z braci szukał po kieszeni klucza. Cholera. -Dajcie światło!
Krąg światła omiótł to mini podwórko, dwa grzyby już przekraczały furtkę, do schodów miały ledwie ze trzy jardy.
Zbyt blisko.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 26-07-2021 o 23:38.
|
| |