Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2020, 16:42   #34
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Członków drużyny nigdy nie jest za dużo. No chyba tylko wtedy gdy z całej wyprawy łupów zebranych tyle co kot napłakał, a jeszcze trzeba to wszystko po równo podzielić wtedy zawsze było za dużo głów do wykarmienia.
Widać było, że najbardziej doświadczony z poszukiwaczy czyli smokowiec zastanowił się przez chwilę. Na tą chwilę niczego nie tracili. Nie mieli na tym etapie do podzielenia ani obiecanej im z góry nagrody za zlecenie ani przewidywanego ewentualnie łupu. Jedna osoba więcej w drużynie, a tym bardziej mag zawsze się przyda. Do tego jeszcze szukał Edorima, z którym rozstali się nie tak dawno temu i raczej w niemiłych okolicznościach.
Wojownik podjął błyskawiczną decyzję.

- Jeśli nie masz co robić to równie dobrze możemy połączyć siły. Kogoś posługującego się tym imieniem widzieliśmy i to nie tak dawno. Rozstaliśmy się z nim aa drodze do tej wioski. Jechał spacerowym tempem na swojej dwukółce także, myślę, że lada moment powinien tu być. Pytanie tylko dlaczego go szukasz i czy on ucieszy się ze spotkania z tobą. - Powiedział Draugdin wskazując Johnowi wolne krzesło przy stole. Zawsze był rad posłuchać ciekawych opowieści.


Tymczasem w drugiej części tej samej karczmy...

Milena akurat kończyła rozmowę z Miriam, gdy Delamros podszedł do nich. Poczekał, aż Elfka wróciła do ich stolika.
- Powiedziałbym, że widzieliśmy coś bardzo niepokojącego – zwrócił się do Miriam i uśmiechnął się szarmancko. – Na pewno taka piękna kobieta i to jeszcze na takim stanowisku, z pewnością wie o wszystkim, co dzieje się w okolicy. - Nagle jego mina spoważniała. – Po drodze tutaj, natknęliśmy się na szkielet leżący przy drodze, w dłoni miał książkę o kursie dla bohaterów. Widać, lektura na niewiele się przydała, ale mniejsza z tym. Czy może przybył tu niedawno ktoś obcy? Ktoś kto sprawia wrażenie niekoniecznie dobrze nastawionego do życia i innych?

Miriam rozejrzała się konspiracyjnie i gdy pozytywnie oceniła sytuację nachyliła się do mężczyzny, po czym powiedziała.
W sumie to jest ktoś jeszcze, kto szuka Madame Cane. Gości się tu już od kilku dni i nie rusza do łowców skór. Tylko jakby na coś lub kogoś czekała… W sumie to bardzo osobliwa przyjezdna. Jakbyś chciał sprawdzić, to pierwszy pokój po lewej, na piętrze.
Miriam nie dodała nic więcej, ale to wystarczyło, żeby poważnie zaintrygować Delamrosa, który, nie konsultując się ze swoją dotychczasową drużyną, udał się niezwłocznie w kierunku wspomnianego pokoju.

Mężczyzna żwawo wkroczył po schodach i bez wahania zapukał do wskazanej izby. Gdy usłyszał niewyraźny zapraszający odzew, niecierpliwie złapał za mosiężną klamkę. Uchyliwszy odrzwia jednak nic nie zauważył. Postąpił krok do środka, a gdy słuch i węch zdążyły zaalarmować go o zbliżającym się niebezpieczeństwie, było już za późno. Chłodne stalowe ostrze musnęło jego gardło i przylgnęło doń w wyrazie niemej groźby. Delamros wygiął się niczym struna, próbując uniknąć nieprzyjemnego dotyku narzędzia śmierci. To jednak w odzewie docisnęło się mocniej do jego ciała, delikatnie nacinając powierzchnię pokrytej zarostem skóry. Chorster syknął z bólu, gdy ostra jak brzytwa głownia upuściła zeń nieco krwi. Perliste krople barwy szkarłatu niespiesznie spłynęły po zbroczu stalowej klingi i z ledwie słyszalnym kapnięciem opadły na drewnianą podłogę. Potem nadszedł silny kuksaniec w plecy, wpychający łotra głębiej do pomieszczenia. Zaraz zrobiło się ciemniej, gdy drewniana futryna odezwała się na trzaśnięcie drzwiami.

Podobają ci się moje pachnidła? — usłyszał dość osobliwe, pierwsze słowa ze strony napastnika. Poza ciepłym oddechem drażniącym jego małżowinę i silną wonią róży połączonej z aromatem jaśminu oraz wanilii Delamros wyłowił również, że pytanie zadała kobieta obdarzona głosem niezwykle melodyjnym i nad wyraz przyjemnym dla ucha. Wybrzmiewała w nim jednak jakaś perfidna słodycz i przesadna wyniosłość, a wręcz zwykła zarozumiałość. Co, biorąc pod uwagę całokształt niekomfortowej sytuacji w jakiej się znalazł, wywołało u łotra mimowolne ciarki. Nie tracąc czasu zaczął gorączkowo rozglądać się po pomieszczeniu i rozmyślać nad wyjściem cało z opresji. Samoistnie jego czoło pokryły gęstniejące krople potu.
Zarówno perfumy jak i głos są wyjątkowo ponętne… Uzył swojego najbardziej czarującego głosu, aby kupić sobie trochę czasu zanim coś wykombinuje lub nadarzy się okazja wyrwać z tej niekorzystnej pozycji w jakiej się znalazł.
Uuchh... spójrz jeno na siebie! Jesteś tak słodko bezradny i struchlały. Lękasz się mojej wspaniałości? I słusznie — kobieta wydawała się aż przesadnie rozkoszować swoją władzą nad życiem Chorstera — Pewnikiem nie lubisz przegrywać, co? Ale wiesz… Problem w tym, iż ja też. Trzeba było sobie wtedy odpuścić, zaprawdę. Ale musiałeś dopiąć swego… — po krótkim zawieszeniu głosu usta napastniczki jeszcze bardziej zbliżyły się do ucha szelmy, a jej mowa stała się niezwykle szydercza — Nie podoba ci się dotyk mojego sztyletu? Wiesz, ja ze swej strony nie miłuję ciemnych i wilgotnych miejsc, pozbawionych wygód. A musiałam w takowym odsiedzieć co nieco z powodu twej głupiej i urażonej męskiej dumy. Ech, panie kapusiu… może powinnam cię jej pozbawić, coby zapobiec w przyszłości takim wypadkom?

Jej uzbrojona ręka na moment zsunęła się z gardła pojmanego i zbliżyła sugestywnie do wrażliwego miejsca między jego nogami.
Dleamros spróbował szarpnięciem wyrwać się z objęć napastnika jednak gdy ostrze sztyletu mocjniej przywarło do jego szyi zrezygnował.
Ech, zważaj! Jeśli poplamisz mnie krwią, zabiję cię jeszcze raz! — poprawiwszy chwyt na sztylecie dodała groźnie — Chcesz coś jeszcze wyrzec? Jakieś ostatnie słowa? Może modlitwa?
Przełknął ślinę i z trudem wypowiedział słowa:
- Czekaj! Możemy się jakoś dogadać?
Po pierwsze: Uznaj moją wyższość!
- Nie wiem co miałoby to zmienić, skoro nie widząc cię o Pani nie mogę cię rozpoznać. Jednak jeżeli ci na tym zależy to dobrze. Przyznaję. - Przysłowie, że tonący brzytwy się chwyta było bardzo prawdziwe.
To wszystko? Liczyłam na coś więcej. Ale dobrze, wystarczy. Nie chciałabym nawet ubrudzić sobie tobą rąk. Idź precz i ciesz się, że nie puszczam cię w samych onucach.
Delamros sumiennie złożył na pobliskim stoliku co miał cennego w tym łatwo zarobione niedawno 40 sztuk złota i z niemałą ulgą ruszył w stronę drzwi, ale zaraz poczuł brutalne ukłucie w okolicy łopatek.
Nie tędy kochasiu — usłyszał szybkie ofuknięcie. Łotr odwrócił się i spojrzał na swoją przeciwniczkę ze zdziwieniem, rozpoznawczy ją w końcu konstatując przy okazji, że wyglądała zupełnie tak jak ją zapamiętał z nieprzyjemnego spotkania w “Elfiej Pieśni”. Twarz młódki była dość charakterystyczna i bardzo ładna. Posiadała parę bystrych oczu o szmaragdowych tęczówkach i długich rzęsach, lekko wystające, połyskliwe i pełne acz małe usta, podkreślające skromnie zadarty nosek. Te cechy i nieznacznie ostre rysy z licami o wyczuwalnie infantylnym charakterze powodowały, że pozornie sprawiała wrażenie rozpuszczonego dziecka. Przekonanie to jednak daleko nie odbiegało od jej maniery i zdecydowanie kontrastowało z kobiecą budową oraz wysokim wzrostem. Długie pasma wiśniowych włosów, razem z równo przyciętą grzywką wypływały niedbale spod narzuconego na jej głowę malachitowego kaptura od peleryny, obrazowo kontrastując z jego kolorem. Uważny obserwator dostrzegł pośród nich zarys małych, spiczasto zakończonych uszu. Napastniczka bez wątpienia była półelfem.
Oknem! — wytłumaczyła ostro — Nie musisz żegnać się z swoimi towarzyszami. Zrobię to za ciebie, no dalej!

Dziewczyna uchyliła okiennicę i sugestywnie wskazała łotrzykowi drogę. W sumie było to tylko pierwsze piętro, więc szelma wzruszył ramionami i nie bez problemu zeskoczył z parapetu, lądując na dole bez uszkodzenia nóg. Świadom czujnego wzroku mścicielki udał się potencjalnie najkrótszą drogą w kierunku Cormyru. Po jakimś czasie jego sylwetka zniknęła w oddali, a wtedy wyperfumowana łotrzyca zamknęła okiennice.
Po zagarnięciu świeżo zdobytych dóbr i nasyceniu się słodkim smakiem zemsty szmaragdowooka przeszła do interesów. Otworzyła drzwi wynajętej komnaty i podeszła do stojącej naprzeciwko drewnianej balustrady. Trzymając się poręczy i omiótłszy wzrokiem salę poniżej szybko wypatrzyła stolik z podróżnymi, nie pasującymi do zwyczajowego krajobrazu Orzechówki. Nonszalanckim krokiem z wysoko uniesionym podbródkiem zeszła po schodach. Wyglądało to nieco teatralnie, ale kobieta zdawała się wcale tym nie przejmować. Podeszła do grupy poszukiwaczy przygód i przemówiła bez cienia skrępowania:
Witajcie, najemnicy, jestem Lavena Da’naei, nadzwyczajna “iluzjonistka” — po tych słowach zrobiła krótką przerwę by łaskawie zbadać reakcję zgromadzonych, po czym kontynuowała — Może was to zaskoczy, ale przypadkiem wiem, że właśnie opuścił was jeden z kompanów. Cóż za tragiczny wypadek, nieprawdaż? Trudno zrozumieć mi motywy tego człowieka oraz jego pośpiech, ale zawczasu zdołał się wygadać, że szukacie niejakiej Tary Cane. Można by rzec, że fortunnie się złożyło, bowiem ja również potrzebuję ją odnaleźć. Co byście powiedzieli na tymczasowy sojusz gwoli realizacji wspólnego celu?
“Tak, ci się nadadzą” skonstatowała w myślach półelfka, przyglądając się grupie składającej się z odzianej w szkarłat elfki emanującej delikatnie splotem, postawnego smoczego pomiotu oraz blondwłosego Johna Wellingtona Wellsa, którego zdążyła poznać zawczasu z racji dzielenia z nim jednej tawerny.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline