Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2020, 09:29   #209
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Co oglądasz? - zaskoczył ją głos Charlesa. Nawet nie usłyszała kiedy się pojawił tuż obok. Zdążył przebrać się w t-shirt i jeansy. Z ekranu leciał bełkot informacyjny o polityce, przestępczości i propagandzie Capitolu, który niczym się nie różnił od wczorajszego i zapewne jutrzejszego. Mężczyzna natomiast wpatrywał się uważnie w jej twarz, jakby pytanie wcale nie dotyczyło telewizora.
- ...Jakieś pierdoły - odparła i dopiero teraz, na krótką chwilę, skupiła swoją uwagę na ekranie. Zdecydowanie nic ciekawego nie mówili. - Mnie ten dzień zmęczył bardziej niż się spodziewałam - zmarszczyła brwi. Przechyliła się ku niemu i oparła głowę na jego ramieniu. Znów chłód jego aury został przytłumiony ciepłem jego ciała. Zrobiło jej się lepiej kiedy był obok.
- Co się więc kotłuje w tej ślicznej główce? - Objął ją ramieniem.
Przytuliła się do niego. Nie chciała jeszcze opowiadać o swoim dniu, żeby jeszcze chwilę nacieszyć się bliskością, bo nie miała pojęcia jak on zareaguje po tym jak opowie mu o swoim dniu.
- Jak zjemy, nie chce o tym gadać na pusty żołądek - odpowiedziała i spojrzała na zegarek na ręku. - Za chwilę powinno być.
- Mhm - Wziął pilota ze stolika i zaczął przerzucać kanały w poszukiwaniu czegoś sensowniejszego. W końcu natrafił na Imperialną komedię, która wyśmiewała ich własną biurokrację. Pewnie w Bauhausie i Capitolu nie przeszłoby to przez cenzurę, ale Klany Imperialu, tak jak Domy Bauhausu, miały wyłączność w pewnych obszarach przemysłu, a do tego powszechnie znana historia ich klanowej wojny domowej powodowała, że tego typu produkcja jednocześnie dawała prztyczka w nos i rozładowywała konflikty.

Po kilku minutach oglądania rozległ się odgłos dzwonka do drzwi. Charles wyzwolił ramię, którym obejmował Iryę, wstał z kanapy i ruszył do drzwi. Zamienił kilka słów z dostawcą, wręczył mu kilka banknotów capitolskich dolarów, po czym zamknął drzwi i wrócił z papierową torbą w dłoniach.
- I co tutaj mamy? - zapytał Iryę zaglądając do środka i pociągając nosem.
- Jeśli nie pomylili nic w zamówieniu to mamy burgery, frytki, krążki cebulowe, serki w panierce, sosy i skrzydełka... - wyliczyła z pamięci. - Hymm... Mogłam przesadzić z ilością. Jak zamawiałam to już byłam głodna - zaśmiała się.
- To w takim razie talerze i sztućce to byłoby plugawienie capitolskiej etykiety - parsknął i zaczął wykładać zawinięte w papier jedzenie na szklanym blacie. Jednego burgera podał Iryi, a sam usiadł ponownie na swoim miejscu na kanapie i zajął się odwijaniem drugiego. Gdy wgryzł się w bułkę, jedną wolną ręką rozpakował frytki i kilka z nich wpakował sobie do jeszcze pełnych ust.


- To jest jedzenie - powiedział z przymkniętymi oczami gdy już przełknął kęs.
Corday wgryzła się w swoją kanapkę i ucieszyła się mogąc stwierdzić, że catering trzyma wysoki poziom. Rozpogodziła się widząc jego zadowolenie. Przyjemnie było patrzeć jak mu smakuje. Jak chodzili po restauracjach zauważyła, że ze wszystkich wyrafinowanych dań jakie jedli, to jednak najbardziej zdawały się mu smakować proste burger z dużą porcją wołowiny.
- To ja przyniosę piwo - powiedziała. Wstała i z burgerem w ręku, wzięła krążek cebulowy, wkładając go do ust i poszła do kuchni. Przyniosła dwie butelki, jedną postawiła przed Charlesem, a z drugiej napiła się solidny łyk i usiadła na kanapie. - Tak, to był genialny pomysł - skomentowała z zadowoleniem, sięgając po frytki.
- Ale nie za często, bo skończymy jako spaślaki - dobry humor go nie opuszczał, a o mało nie udławił się ze śmiechu widząc reakcję imperialnego aktora, który został odesłany do trzeciego z kolei pokoju po następny aneks do swojego podania.
- To nam nie grozi o ile zachowamy odpowiednią aktywność fizyczną - powiedziała z oczywistym podtekstem i zaśmiała się. W takich warunkach szybko poczuła się zrelaksowana. Wzięła panierowany serek, umoczyła go obficie w sosie i zjadła, delektując się.

Morgan wyraźnie nie był zainteresowany krążkami cebulowymi, a serek wziął tylko na smak Gdy skończył burgera i frytki rozparł się na kanapie z butelką w dłoni.
- No to o co chodziło? - zapytał przekręcając opartą głowę w kierunku Iryi.
Corday która napchała się jedzeniem tak bardzo, że już nie miała nawet ochoty na seks, spojrzała na Charlesa prawie z pretensją, że wrócił do tematu. Ale musiała przyznać jedno, gdy była przejedzona też było jej już wszystko jedno co się dalej będzie działo. Nawet zdążyła się wkręcić w komedię, którą oglądali.
- Ok, miejmy to za sobą - mruknęła z rezygnacją i dopiła piwo. - Ale masz się nie złościć - zaczęła i odstawiła pustą butelkę na stół. Przesunęła się tak by siedzieć na wprost niego. - Anonimowo doniosłam na Yamadę do Bractwa, jak dopisze szczęście to przestanie być problemem. I tak, byłam w cholerę ostrożna robiąc to.
- Jak to doniosłaś? - Jego spojrzenie nabrało ostrości. - Bractwo otworzyło telefon zaufania, a ty zadzwoniłaś z budki? - W jego głosie można było wyczuć pretensję. Pierwszy raz Morgan okazywał w stosunku do niej coś co można było nazwać złością, mimo że mocno hamowaną.
Zapewne Irya zmartwiłaby się jego gniewem, gdyby nie to, że wcześniej wypite porto na pusty żołądek i w stresie zadziałało ze zdwojoną siłą, więc była bardziej wstawiona niż powinna po takiej dawce alkoholu.
- Nie, nie ma z nimi tak łatwo... - mruknęła pod nosem, ale niestety naglące spojrzenie Charlesa nie pozwoliło jej zastanawiać się, czy faktycznie taka forma byłaby prostsza. - Normalnie doniosłam. Przebrałam się i podrzuciłam list do konfesjonału kiedy wszyscy zaczęli wychodzić z Katedry po mszy. Zatarłam za sobą ślady zmieniając kilkukrotnie auto, trasę i przebranie. Nie pozostawiłam po sobie żadnych śladów odcisków czy innego dna, a to co miałam na sobie wtedy już spaliłam.

Charles patrzył na nią badawczym wzrokiem przez dłuższy czas.
- Nikt cię nie śledził? - zapytał w końcu, a jego poziom irytacji nieco zmalał.
- Nikt, byłam bardzo ostrożna i dokładnie sprawdzałam swoje plecy - zapewniła blondynka.
- Jak masz jakieś dojścia to sprawdź co Bractwo robi z takimi donosami. - Złość praktycznie w całości została zastąpiona rzeczowym tonem. - Co konkretnie napisałaś?
- Jego dane, gdzie można go spotkać, przynależność heretycką i losowe czary-mary jakie potrafi.
- A wiesz co potrafi? - Morgan wyraźnie się zainteresował.
- A przepraszam, powinnam powiedzieć "losowe czary mary jakie MÓGŁBY mieć". Nie użył niczego w klubie, bo było za dużo świadków, więc tak naprawdę nie wiemy co potrafi - wzruszyła ramionami. - Nie mniej, po doświadczeniach z Billym, wolę z Yamadą rozmówić się w inny sposób. No chyba że braciszkowie zbyją donos, wtedy będziemy się martwić co dalej.
- Żeby przypadkiem przy okazji nie zainteresowali się autorem donosu. Wiedza o losowych heretyckich czary-mary to nie jest wiedza zwykłego obywatela. Właśnie zaczynam żałować, że zbyt dużo ci powiedziałem - potarł twarz dłonią. - Chyba za bardzo uśpiłaś moją czujność.
- Wcale nie żałujesz - uśmiechnęła się szeroko. - Ale popatrz na to z innej strony, przynajmniej jak Bractwo by mnie wyciągnęło na przesłuchanie to będę miała o czym gadać, żebyś ty miał dość czasu spieprzyć z Luny - zaśmiała się.
- Niby gdzie? - obrzucił ją kpiącym spojrzeniem.
- Na Marsie już byłeś to zawsze można jeszcze zwiedzić Wenus czy Merkurego - stwierdziła optymistycznie Irya.
- Zmienić nazwisko i zacząć wszystko od zera. W tym wieku i bez żadnej renomy. Jasne - parsknął.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline