Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2020, 10:10   #208
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Nie minęło wiele czasu, gdy ze strony, w którą udali się Jace i Emi, dobiegł bohaterów głuchy odgłos uderzenia i trzask drewna, jakby coś rozpędzonego walnęło z impetem w jakieś drzewo. Hannskjald przez moment nasłuchiwał, ale zabrakło rumoru walącego się pnia – drzewo wciąż stało. Niedługo potem psionik i dopplerka wrócili, ku wyraźnej uldze Herge’a już bez jeńca…
Reszta wieczoru upłynęła drużynie w druidzkiej kryjówce na zajadaniu się wyśmienitą sarniną i omawianiu planu zwiadu przed próbą odbicia Trevalay. Kelmar i Vindo okazali się, bez zaskoczenia, świetnym źródłem informacji odnośnie fortu i jego środków obrony. A tych tak naprawdę było niewiele – jego lokalizacja była kluczową cechą, która przez dekady istnienia świetnie sprawdzała się przeciwko wszelkim zagrożeniom, które mogły nadejść z Fangwood. Kelmar zaznaczył, że dostęp do świeżej wody prosto z rzeki, spore zapasy prowiantu i niewielki ogródek warzywny pozwalały na długą izolację w wypadku oblężenia, szczególnie że zwykle nie przebywało w nim wielu Łowców na raz (wyglądało na to, że większość z nich przedkładała sobie otwartą przestrzeń nad zamknięcie w twierdzach). Samo obleganie fortu także nie należało do najłatwiejszych: jeden z trzech mostów był pułapką, a pozostałe dwa dało się zawalić ręcznie, odcinając się zupełnie od reszty świata. Hobgobliny z pewnością wiedziały już o tych mechanizmach, ale według słów Vindo, popełniały podobny błąd, co Łowcy – osiadali na laurach, nie przejmując się patrolami okolicy.

VI dzień miesiąca Lamashan (X), Fangwood, 67 dni po ucieczce z Phaendar, 41 dni po dotarciu do jaskiń

Ranek był zimny i pochmurny, przez co opuszczenie ciepłej i przytulnej kryjówki było smutną koniecznością. Fort był oddalony o zaledwie godzinę marszu, więc po śniadaniu Kelmar zaproponował podejście bliżej, by móc zobaczyć go na własne oczy, a potem wycofanie się i zabranie do właściwego zwiadu.
- Skoro i tak siedzą w środku, nie zaszkodzi obejrzeć z bezpiecznej odległości. Pójdziemy przodem i upewnimy się, że jest czysto.

***


Szum rzeki słyszalny był już z kilkuset metrów, zanim jeszcze spośród drzew wyłoniły się zabudowania fortu Trevalay. Kilka przysadzistych kamiennych budowli wypełniało znajdującą się na środku głębokiej rozpadliny kamienną kolumnę, mającą przynajmniej sto metrów długości i parędziesiąt szerokości. Szczyt tego słupa z litej skały opasany był wysokim na ponad trzy metry murem. Budynki wewnątrz, solidne i przykryte drewnianymi dachami, ledwie wystawały ponad niego, z wyjątkiem szerokiej wieży we wschodniej części fortu, która sięgała blisko piętnastu metrów. Nawet z oddali widać w niej było masywną wyrwę na ostatnim piętrze, z której spływał spokojny strumień wody.
Fort Trevalay rzeczywiście wyglądał na trudny do zdobycia – jedynym sposobem na wejście na jego teren wydawały się trzy mosty zbudowane z grubych lin i grubych desek, rozpięte ponad rozpadliną, prowadzące na północ, południe i zachód od fortu. Wejście na dwa pierwsze z nich było strzeżone przez dwóch hobgoblinów każdy, zaś ich końcu znajdowały się pozbawione bram przerwy w murze, przez które dało się dostrzec fragmenty dziedzińca. Widać na nim było, poza kilkoma żołnierzami Kłów, także częściowo poskładane konstrukcje z drewna i stali – zapewne jakieś machiny oblężnicze.
 
Sindarin jest offline