Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2020, 00:12   #38
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Lavena nie urodziła się w wielkim mieście, ani też nie spędziła tam swych pierwszych lat żywota, a mimo to nie była specjalną wielbicielką rustykalnych klimatów. Za to od pierwszego zetknięcia uliczne życie i miejska atmosfera urzekły ją swoją wyjątkową magią. Tylko takie miejsce mogło w pewien sposób usatysfakcjonować jej niespokojnego i niedojrzałego ducha. Każdy dzień był bowiem bogaty w wspaniałe okazje do zarobku czyhające na odważnych i zuchwałych. Nie bez znaczenia również było, że za grubymi murami, w jednym wielkim kulturowym tyglu, gromadziły się rozmaite osobistości wszelkich ras i stanów oraz wspaniałe cuda z całego Faerunu. Nawet na krnąbrnej i zbyt niecierpliwej do studiów dziewce wrażenie robiły liczne skarbnice wiedzy i mądrości będące na wręcz na wyciągnięcie ręki. Przyzwyczajonej do lasów i polan Lavenie imponowały też niesamowite dzieła architektury i sztuki. Najbardziej jednak intrygująca i powabna była dla niej ciemna strona tej monety, czyli mroczne uliczki pełne niebezpieczeństw i tawerny pełne łotrów, a także niezliczone sposoby na spełnianie swoich najbardziej wyuzdanych, nie zawsze legalnych zachcianek... To właśnie w takim miejscu, a dokładnie samych Wrotach Baldura, przez ostatnich kilka lat zadomowiła się i dorobiła pewnego majątku oraz renomy. Niezwykle pokochała to miejsce, przez co nader ciężko było jej je opuścić. Osobista wendeta jednak wyciągnęła ją poza bezpieczne mury i zagnała wiele mil na wschód. Potrzeba zachowania reputacji, która w jej zawodzie była niezwykle istotna, oraz doznane szkody na ciele i duchu wywierały na niej niezwykle silną presję ku temu by dokonać srogiej zemsty na pewnym śliskim jegomościu o mianie Delamros Chorster. Dzięki uśmiechowi losu szybko trafiła na trop łotrzyka, a nawet dostała niespodziewaną ofertę zarobku niekolidującego z jej planami. Tak też trafiła do Orzechówki, dzięki cennym wskazówkom zleceniodawcy, dużo wcześniej niż jej pierwotny cel.

Jak na egzaltowany i wypieszczony miejskimi luksusami gust półelfki osada była kolejną zapadłą dziurą gdzieś na skraju głównych szlaków handlowych. Jedynym co działało na korzyść wioski było niezwykle anomalne zjawisko obejmujące tereny w jej okolicy. Mianowicie, nie było tam ani krztyny śniegu a średnia temperatura utrzymywała się na znośnym poziomie. Dziewczyna podczas pobytu w ogóle nie kłopotała się przyczyną tegoż zjawiska, nie była w swym mniemaniu jakąś naturolubną druidką (nie odziedziczyła tego po matce), ani też nie posiadała w sobie żyłki uczonego, ciekawego tajemnic świata. Rada była, wszakże temu, że nie musiała sobie odmrażać kości w słabo izolowanej izbie. I tak kiepsko znosiła tutejsze warunki. Nie dość, że dotarła za późno, by spotkać osobę, którą obiecała odnaleźć, to jeszcze przybytek, w którym się zatrzymała, niewyszukanie określony jako "Dziurawy Rondel", trącił nudą i przyziemnością. Prostego jadła i twardego łoża nie wynagradzał dostęp do kilku lepszych alkoholi. A porozrzucane w okolicy chaty, kryte strzechą i pozbawione w jej mniemaniu krzty elegancji, odstraszały od prób zwiedzania okolicy. Lichym domostwom nie ustępowały surowo ciosane oblicza miejscowych i ich prozaiczne dylematy oraz wiejskie problemy. Ogółem nic godnego uwagi dla osoby na poziomie, który w swych oczach Lavena reprezentowała. Dlatego też większość czasu spędziła w swojej wynajętej komnacie. Jedyną odmianą od tutejszego, nużącego trybu życia była podobno żałosna próba zdobycia miasta przez zbójów sprzed tygodnia, jednak była ona równie absurdalna i nieudolna co próba łapania otiaga na wędkę. Tak nędzna okolica nie zasługiwała widocznie nawet na porządny napad, skoro grupa obwiesi nie poradziła sobie z chłopami uzbrojonymi w widły.
Ponad połowę okresu spędzonego przez wiśniowowłosą w osadzie zajmowało zbieranie informacji o Tarze Cane oraz pełne ekscytacji planowanie i przygotowywanie zemsty na zbliżającym się Delamrosie. Teraz jednak, wzbogacona dobytkiem łotra i być może nawet samą kompanią tegoż nicponia, mogła kontynuować swoje drugie zadanie.

Kielich cormyrańskiego Arrhenish — powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu w kierunku dziewki służebnej dosiadając się z gracją do stołu poszukiwaczy przygód. Już dawno wypatrzyła butelkę wymienionego szlachetnego napitku, choć zdziwiła ją jego obecność, bowiem powątpiewała, że któregokolwiek z tutejszych byłoby nań stać. Sama właścicielka zarzekała się, że trunek otrzymała niespodziewanie w darze od jakiegoś podróżnego ze wschodu. Teraz nadarzył się dobry moment dla półelfki, coby adekwatnie się zaprezentować, płacąc aż dwie złote monety za jeden kielich wykwintnego nektaru.

Po otrzymaniu zamówienia ujęła kielich z winem w arystokratycznym stylu, do którego bardziej aspirowała niż miała prawo z racji urodzenia (jej ojciec podobno pochodził z szlachetnego rodu z Evermeet, ale tak naprawdę wiedziała o nim tyle co nic). Poniekąd rozbawiło ją to w jaki sposób nieznajomi zareagowali na zniknięcie Chorstera (widocznie u nich także nie zaskarbił sobie sympatii) i jak nawet ciepło ją przyjęli. Nie zamierzała tego zmarnotrawić. Zanim zaczęła rozmowę nonszalancko zrzuciła kaptur będący elementem kunsztownej, wpadającej w malachitowy odcień peleryny o karmazynowym wnętrzu, spiętej elegancko powyżej linii piersi turkusową broszą w kształcie rozłożystego kwiatu o wielu płatkach. Dziewczyna lubiła dobrze wyglądać i skupiać na sobie uwagę. Z tego powodu przywdziała biało-czarną koszulę o szlacheckim kroju z skromnym dekoltem, odsłoniętymi ramionami i pionowymi wycięciami po obu stronach bioder. W zasadzie czarna była tylko jej górna część, licząca okrągły kołnierzyk i kilka cali materiału poniżej. Szerokie mankiety i dwa wąskie pasy biegnące pionowo od wycięć na biodrach do pach miała koloru brązowego. Reszta koszuli, wliczając w to całe rękawy, była biała. Wszystkie detale tej zacnej części garderoby wyhaftowane były złotymi nićmi, zaś niektóre elementy wysokiej klasy krawiec z wyczuciem ozdobił drobnymi klejnotami. Koszuli nie ustępowały szykowne ciasne spodnie w odcieniu głębokiej czerni, również wykańczane złotem. Nad biodrami oplatał ją karmazynowy, cienki skórzany pas z doczepioną do niego krótką pochwą i wetkniętym tam drogocennym sztyletem. Stopy Laveny zaś okrywały wykonane z przedniej jakości skóry wysokie, sznurowane buty z wywiniętą cholewą.
Mi również miło was poznać — wyrzekła kurtuazyjnie, choć z racji jej powierzchowności zabrzmiało to nieco tak, jakby to druga strona powinna czuć się zaszczycona jej obecnością, niemniej, w duchu trochę doceniła ona maniery grupy. Rozejrzała uważnie się po obliczach każdego z siedzących przy stoliku. Smoczy pomiot robił na niej wrażenie, i to nie tylko zwalistą posturą, ale także pochodzeniem. Nigdy nie widziała takiej istoty, a jeśli posiadała ona chociaż część przymiotów swego gatunku, to musiała być równie przebiegła co silna. Należało więc się przy niej strzec. Co do Elfki, to nie zdradziła o sobie za wiele, ale jej szaty i parę innych detali mówiły dużo więcej. Jeśli potrzebowała czasu by się otworzyć, to Lavena była skłonna jej go dać. Na razie musiała wybadać, czy jej zachowawczość nie ma charakteru skrytej wrogości. Wellingtona zaś zdążyła poobserwować już wcześniej i nawet rozważała czy go nie wtajemniczyć w swoje plany. Do tej pory jednak nie zdążyła się ku temu odpowiednia sposobność, szczególnie, że szmaragdowooka nie mogła lekkomyślnie opuszczać komnaty, by nie zaalarmować mogącego zjawić się w każdej chwili Delamrosa. Los jednak postanowił i tak ich ze sobą połączyć. I dziewczyna odniosła wrażenie, że dobrze się stało, bowiem instynktownie wyczuwała istniejącą między nim a nią pewną zgodność charakterów.
Nad wyraz fortunnie się złożyło, że rejterada pewnego ekhm… łotrzyka… pozwoliła mi zaznajomić się z tak zacną i obytą kompanią — pochlebstwa Lavena serwowała niczym wykwintne dania, dobrze doprawione i wyłożone na eleganckim talerzu — Pozwolę sobie odpowiedzieć każdemu z osobna, zarówno na obecne, jak i przyszłe pytania.
Otóż, drogi Draugdinie — jej para zielonych tęczówek spoczęła na pokrytym łuską awanturniku — Jak to mianowała Cię twa towarzyszka wojaży, Milena, motywacje me są nieskomplikowane i szczere. Poproszona zostałam zaledwie, by dowiedzieć się jak miewa się niejaka Tara Cane, bowiem nie daje o sobie znaku życia od dni nastu, co najmniej. Trapi to niezmiernie jej starego druha, zatem zapłacił mi on, bym zaledwie się dowiedziała, czy przy zdrowiu jest ona i jakie problemy może miewać. Dlaczego sam się tu nie udał? Odparł mi, że pewne obowiązki go przed tym aktualnie powstrzymują, ale wkrótce do mnie dołączy. Nie radził mi jednak zwlekać, jeśli jego przyjaciółka mogłaby być w tarapatach. Więc tak, czy inaczej opuściłabym wkrótce to miejsce. W kierunku zapewne wam znanym.
A co do mych „iluzjonistycznych” uzdolnień… — dziewczyna zawiesiła efektownie głos przekładając między długimi palcami złotą monetę, która po chwili niby magicznie zniknęła z jej smukłej dłoni — To potrafię, nie chwaląc się, roztaczać przed ludźmi wspaniałe wizje, zdominować ich zmysły a także sprawić, że rzeczy i kłopoty znikają. Gdy zaś czynię swą pracę, sami nie dowierzają własnym oczom. Taka ze mnie sztukmistrzyni — stwierdziła z zadziornym uśmiechem, niemal chichocząc, po czym akurat przybiła toast z Johnem i powiedziała:
Ja przeto wzniosę toast za pełne mieszki, interesujące przygody i zdrowie obecnych. Niechaj Tymora ma nas w opiece.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 01-07-2020 o 12:37. Powód: drobne korekty
Alex Tyler jest offline