Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2020, 09:20   #435
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony przez Dru, Aiko i MG

Francisca weszła do pomieszczenia i przez chwilę jakby rozglądała się za drogowskazem. Jednak nawet pomimo widzenia w ciemności nic nie wskazywało na to gdzie teraz powinni się udać. Westchnęła i zmówiła szeptem krótką modlitwę.
- Jest pod nami. Dużo pod nami. Źródło mocy tutejszego ghula.
Stojąc plecami do wejścia, którymi dostali się do środka wskazała gdzieś pomiędzy na lewo, a na wprost. Tyle że w dół.
- Tam. Musimy znaleźć schody.
Anna przytaknęła ruchem głowy. Czuła narastające zmęczenie kolejne modlitwy i wizje odciskały na niej swoje piętno.
- Walterze.. Czy bywałeś tu kiedyś? Czy wiesz gdzie jest zejście? - Oparła się nieco niepewnie o Gerge, rozglądając się za jakimiś schodami.
Francisca tymczasem przyglądnęła sie podłodze i scianom. Oba ghule były ludźmi i chodziły w to miejsce częściej niż w inne. A każdy człowiek zostawia ślady.

- Nigdy nie schodziliśmy do podziemi. Raz byłem w kaplicy u góry - odpowiedział Walter.

Franciszka tymczasem rozglądała się po klepsku. Niestety wszędzie było multum śladów prowadzących w praktycznie każdym kierunku. Krypta musiała być odwiedzana zdecydowanie często. Co gorsza, nie tylko jedna osoba kręciła się w okolicy.
Wenecjanka zmarszczyła brwi. W całkowitej ciemności jej mimika uległa pewnemu rozluźnieniu.
- Zdaje się, że wielu korzystało z tego miejsca. Czyżby więc wampir miał więcej ghuli niż nam się wydaje?
Cicho westchnęła i zapytała w myślach ducha, który ją nawiedzał
‘Jesteś tu?’
- Rozumiem… - Anna spojrzała na Francisce. - To mogły być też ofiary wampira…
Powolnym krokiem ruszyła przed siebie szukając jakiegoś przejścia. Gdzieś musiał pojawić się podmuch z głębin… miała taką nadzieję. - Walterze… Huginie. Sprawdźcie lewą i prawą stronę, weźcie z sobą po dwóch ludzi. Nie mamy czasu.
Francisca nie wyczuwała żadnej obecności. Tak, jakby ktoś odciął ducha służącego jej radą od tego miejsca. Albo nawet od całego świata w jakim się znajdowali.

Walter i Hugin nie mieli ze sobą ludzi, dlatego dobrali się w pary. Witold swymi świecącymi dłońmi dotknął kilka kamieni. Nagle przekazał im moc swoich dłoni, a kamienie wielkości pięści teraz rozbłysły światłem. Jeden z kamieni został w pomieszczeniu z Anną, Franką i Gergem. Drugi zabrał Walter z Eberhardem. Witold zaś szedł za Huginem. Oto wlewali światło Pana do serca Ciemności.

Anna spojrzała niepewnie na świecący przedmiot, a potem na swych towarzyszy.
Wenecjanka zdawała się nie być zdumiona świecącym przedmiotem.
- Nie ma go tu - powiedziała do Anny - W tej kaplicy był duch, który nawiedzał to miejsce. Bał się, a teraz zniknął zupełnie - mrugała oczami nie mogąc przyzwyczaić wzroku do patrzenia przez całkowity mrok, a potem na świecący kamień.
- Nie ma też nikogo innego. Przynajmniej na razie. Przedtem Walter nie mógł dotrzeć do końca korytarza - zawiesiła głos i podeszła do nagrobków, aby przeczytać kogo w nich pochowano.
- Ja… poprosiłam Pana by nas chronił przed sługami złego. - Anna spoglądała na lśniący kamień czując jak jego światło dodaje jej otuchy. - Musimy też szukać. Gdy… gdy schodzi się do podziemi często czuć chłód. Poszukajmy. - Wskazała kierunek, w którym nie udały się pozostałe dwie grupy.

Kobiety ruszyły przed siebie oświetlając sobie drogę kamieniem. Po jakimś czasie Franciszka dostrzegła ruch w cieniu. Jednak nie zbiło ich to z tropu. Szły cały czas. Franciszka czuła, że mijają miejsce w którym znajduje się źródło mocy ghula. Było po jej lewej stronie. Jednak tutaj nie było zejścia. Dotarły do jeszcze większej komnaty niż ta wcześniejsza. Coś w niej było… cienie. Szybko znikały za tabliczkami, czy sarkofagami.
Gerge sięgnął po miecz i stanął przed kobietami gotów do walki.

- Czy to… szczury. - Anna rozglądała się nerwowo po pomieszczeniu starając wyczuć czy jest jakiś podmuch, czy może gdzieś w głębi jest zejście niżej. Jednak powietrze nawet nie drgnęło. Jeżeli przejście gdzieś było, to z pewnością nie było go tutaj.
- Jesteś pewna, że to powinno być niżej? - Zakonnica spojrzała na towarzyszącą jej Włoszkę. - Ja… zawsze jak schodziłam do katakumb przy zejściach było czuć powiew. Tu go nie ma.
Francisca rozejrzała się.
- To pomieszczenie może być ślepe. Wtedy chyba nie wieje. Jestem pewna, że miejsce, którego szukamy jest niżej. Były trzy drogi. To nie ta, która jest nam potrzebna. Czy wracamy?
- Tak…
- Anna obserwowała uważnie cienie, chcąc coś w nich dojrzeć. - Tak.. nie mamy czasu.

Cień wychylił się, jakby chcąc sprawdzić kto przyszedł. Był wielkości kilkuletniego dziecka. Nawet kontury jego ciała wyglądały podobnie. Pomieszczenie najwidoczniej było ślepe, ale wracając ryzykowały pozostawienie cienia za sobą.
- Tam - Gerge pokazał palcem kształt.
Anna zawahała się.
- Nie… powinniśmy z nim walczyć sami… sam. - Spojrzała niepewnie na swego opiekuna.
Gerge spojrzał w stronę tunelu którym przyszli. Teraz właśnie do niego się kierowali.
- A jeżeli zaatakują nas gdy będziemy odwróceni do nich plecami?
Francisca zmarszczyła brwi.
- To nie odwracajmy się do nich plecami… przynajmniej jedno z nas. Możemy wycofać się ostrożnie. Nie mamy daleko by wrócić.
Zakonnica przytaknęła ruchem głowy.
- Francisco prowadź, Gerge… będziesz ich obserwował? - Spytała nieco niepewnie swojego opiekuna.

Gdy wracali usłyszeli odgłosy walki ze swojej lewej strony. Pomieszczenie było puste, a z korytarza do którego wcześniej szedł Hugin i Witold dobiegały błyski światła i zgrzyty metalu o kamienie.
- Zdaje się, że nasi towarzysze potrzebują pomocy - powiedział Gerge patrzący prawie cały czas w stronę tunelu jaki opuszczali.
Anna puściła się biegiem w tamtym kierunku, zostawiając Wenecjankę z tyłu. Ona też patrzyła bardziej za siebie niż w przód.
- Eb - wydała z siebie ni to krzyk, ni jęknięcie w kierunku wejścia w którym zniknęli Walter z Eberhardem. Nie była zupełnie przygotowana na walkę. Z kim jednak bili się dwaj bracia? Ostrożnie podążyła za Anną.
W ciemności widać było istoty wielkości dzieci utkane z cieni. Hugin swą włócznią odpychał napastnika. Choć był to cień, to jednak jego pazury wyglądały na ostre. W tym czasie kolejne dwa cienie rzuciły się na Gergego. Te, które widzieli wcześniej. Chciały ich wziąć w kleszcze.

Do Franki dotarło natomiast co innego… Oni i Witold trafili na ślepe zauki. Tymczasem Eberhard i Walter musieli znaleźć przejście. Szli dalej i teraz byli pewnie już niżej. Bliżej wampira lub jego Ghula.
Anna rozejrzała się nerwowo nie wiedząc co ma czynić. Patrzyła, czy któryś z jej towarzyszy nie jest ranny i stanęła blisko Gerge prosząc o dar opieki.
- Musimy iść za Eberhardem - Francisca rozejrzała się niepewnie. Potem zmówila słowa modlitwy.

Franciszka wraz z kolejnymi słowami doznawała zrozumienia. Cienie które tu się ukrywały zostały wezwane do tego świata przez tajemniczego mistyka. Istota ta związała je ze sobą i trzymała na służbie. Ich pragnieniem było służyć, żeby zyskać wolność. Były zwiadowcami. W cieniu przemierzały miasto i śledziły różne istoty. Inkwizytorów. Księży. Ludzi księcia. Atakowały szczury, które zauważyły w tych samych miejscach. Wszystko, żeby tylko móc wrócić do swojego mrocznego domu. Otchłani. A teraz kierował nimi strach. Bały się. Franciszka czuła jak te istoty zostały przyparte do muru. Coś odcięło im wszelki kontakt z ich dziedziną. Uniemożliwiało sięgnięcie po moc cieni. Teraz grupa inkwizytorów oddzinała im drogę ucieczki z podziemi. Jedynym wyborem stał się atak.

Zadrżały. Wszystkie cztery cienie jednocześnie. Targane bólem? Cokolwiek wymodliła Anna to w tej chwili powodowało to, że Cienie zamarły. Zdać się mogło, że nie spodziewały się, że człowiek może je zranić. Choć Franiciszka wiedziała już, że nie mają złożonych umysłów. Same w sobie jeżeli nawet były demonami, to zupełnie nieznacznymi. Były raczej jak posłuszne psy.

Witold również żarliwie się modlił. Z jego dłoni buchnął żar. Cień najbliżej niego rozpłynął się. Tak samo jak się pojawił. Bez jęku. Bez żadnego dźwięku.

Gerge zamachnął się swoim ostrzem, które z kolei przeszyło inny cień nie robiąc mu żadnej krzywdy.

Franciszka zaś wraz z kolejnymi chwilami doznawała boskiej łaski. Pan odsłaniał przed nią tajniki umysłów trzech pozostałych istot. Miały szpiegować. Wezwał ich Enrique Auditore. Potężny mistyk, który wyrwał ich z otchłani i spętał. Miał pomocnika. Rycerza, który przyjmował formę mgły lub rogatego demona. Obu zależało na tym samym. Na znalezieniu Starszego. Tak o nim mówili. Starszy. Stary. Pradawny. To on wzbudzał ich strach. Ale cienie nigdy nie zetknęły się ze Starszym. Starszy miał natomiast sługę. Kultystę. To jego ruchy śledzono z największą starannością. Tytułowano go Żercą. Mistykiem żywiołów. Kałdunem. Nosił płaszcz z kruczych piór.

Anna widząc, że ciosy Gerge nic nie robią duchom modliła się dalej prosząc o opiekę i wsparcie Pana.
Wenecjanka odruchowo spojrzała na Annę. Zaraz jednak wróciła do obserwacji otoczenia, aby w razie ataku uniknąć szponów tych małych istot.
- To szpiedzy. Coś odcięło ich od pustki do której chcą wrócić. Boją się. Boją się jak zwierzęta pozbawione schronienia.
Potem machnęła ręką i krzyknęła jakby rzeczywiście odpędzała psa
- Uciekajcie stąd! Precz! Odejdziecie z tego świata, gdy już skończymy. Nic tu po was.

Istoty cofnęły się o kilka kroków. Coś nadal sprawiało im ból, ale nie były to ciosy miecza. Słowa Franciszki? Czy też modlitwa Anny?

Trudno było teraz tego dochodzić, ale suma tych efektów była skuteczna. Gdy Witold uniósł dłonie otoczone płomieniami cienie czmychnęły.
Anna odetchnęła, chwyciła za dłoń Gerge.
- Szybko, musimy znaleźć wampira. - Pociągnęła mężczyznę ruszając w kierunku, w którym udał się Walter.

Cała piątka wiedząc, że trafili na ślepe zaułki ruszyła w stronę jaką podążali Eberhard i Walter. Po kilkunastu metrach natrafili na schody, które skręcały gwałtownie w lewo. Dalej w głąb był wampir. Franciszka czuła to, tak jak czuła nieprzyjemne dreszcze. Pierwszy szedł Witold. Jego dłonie już nie niosły płomieni. Pozostało przyjemne jasne światło.

Za nim szły dziewczyny i Gerge. Pochód zamykał Hugin.

Dźwięk szczekającej broni nie pozostawiał złudzeń. Inkwizytorzy natrafili na ostatniego obrońcę.

W korytarzu leżała pochodnia, a za nią toczyła się walka. Płonący miecz Eberharda odbijał się parowany. Wokół rozbryzgiwały się iskry niczym w kuźni. Przeciwnik miał szeroką tarczę i wielki jednoręczny topór. W cieniu próżno było dojrzeć jego oblicze. I wtedy na oczach wchodzących wyprowadził potężny cios. Cios, który złamał stylisko młota Waltera i szedł w dół. W głąb jego ciała. Ostrze przechodziło przez zbroję z łatwością, z jaką mogłoby wbijać się w masło. Tak w praktyce wyglądała legenda o nadludzkiej sile ludzi pijących wampirza krew.

Eberhard nie próżnował, wbił swoje ostrze w brzuch szarżującego Ghula. Nagle gdy płomień miecza zgasł we wnętrznościach mężczyzny w korytarzu zrobiło się ciemniej. Ciało Waltera osuwało się przy akompaniamencie nieludzkiego wręcz ryku.

Ale coś… coś stało się z jego ciałem. Coś trudnego do zrozumienia. Połamany młot opadł obok pochodni, a olbrzym w zbroi, z toporem rozdzielającym jego ciało rzucił się niczym berserker.

W cieniu zniknął Walter i Ghul. Wraz z tym drugim zniknęła broń Eberharda, który teraz obejrzał się za siebie widząc ruszającą im na pomoc grupę.
Anna ruszyła biegiem w kierunku Waltera. Musiała mu pomóc… był ranny. A niedawno postawiła go na nogi.
Wenecjanka poruszała się ostrożniej. Wolała nie oglądać widoku krwawiących ciał. Skupiła się na tym gdzie wyczuwała miejsce mocy.
Miejsce mocy nie drgnęło. Zdawało się być coraz bliżej. Tyle tylko, że jedyna droga do niego zdawała się prowadzić korytarzem w którym toczyła się walka.

Gerge pochwycił dłoń Anny, gdy ta wyrwała się przed nich.
- Nie! Czekaj. Tam nic nie widać.

Z korytarza dobiegał ryk. Nieludzki. Trzaski i zgrzyty gdy zbroja jednego z walczących tarła o ścianę. Walka się nie skończyła. Ona wręcz rozgorzała na nowo. Ghul zdał się być niczym zwierze. Dźwięki jakie wszyscy słyszeli kojarzyły się z szarpaniem mięsa przez głodnego psa.

Eberhard zrobił kilka kroków w tył. Pozbawiony miecza był bezbronny. Na czoło ruszył Witold, a jedna z jego dłoni zaczęła świecić mocniej. Korytarz owszem ciągnął się jeszcze jakieś sześć, może siedem metrów od miejsca w którym toczyła się walka. Teraz było na nim wyraźnie widać rozciągniętą smugę krwi, jakby ciało Waltera było ciągnięte po posadzce przez ranionego ghula. Co więcej przy samym zakręcie chyba targnął ciałem paladyna ciskając nim o ścianę i pozostawiając na przeciwległym murze wielką krwawą plamę. Wszystko znikało za załomem prowadzącym tam, gdzie wedle wiedzy Franiciszki był wampir.

Anna obejrzała się z przerażeniem na Gerge.
- Szybko.. Musimy go uratować. - Spróbowała pociągnąć swego opiekuna w kierunku, w którym udał się ghul.
Inkwizytor nadal ją trzymał za rękę, ale tym razem ruszył razem z nią szybkim krokiem.

Francisca zmrużyła oczy o ile to było w ogóle możliwe w ciemności i ruszyła ostrożnie za Gerge i Anną.
Zakonnica rozglądała się nerwowo ściskając w dłoni ofiarowany jej świecący kamień i mając nadzieję, że on rozproszy mrok.

Zgodnie z nadziejami Anny mrok cofał się. Jej modlitwa odcieła dostęp cieniom z Otchłani do krypty.

Francisca poczuła coś dziwnego. Najpierw poczuła, że źródło mocy ghula drgnęło. Poruszyło się. Przeniosło się w przestrzeni. Najpierw o pół metra. Potem o kolejne pół metra. A potem zniknęło… niczym pękająca bańka z mydliny w czasie gorącej kąpieli.
 
Aiko jest offline