Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2020, 20:23   #145
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zapędy w kierunku ograniczenia pochodu nowych agresorów okazały się jednak dość ciężkie do wprowadzenia w życie - przynajmniej bez pomocy ukrytego za stołem przewodnika. Niestety, jego własny efekt nadnaturalnego rozkładu zdawał się być trikiem jednorazowym, odbijającym się na samopoczuciu (a może i na długoterminowym stanie zdrowia) czkawką. Natomiast emanacja Shateiela, gdy zastosowana wobec bardziej hardych karków, przyniosła efekty skromniejsze niż anioł śmierci oczekiwał - zaledwie jeden z agresorów zwolnił kroku i przyklęknął na jedno kolano, sycząc przy tym z powodu entropii trawiącej jego odzienie i skórę. Pozostała trójka, w tym i przywódca bandy, parła twardo naprzód. Co więcej, mężczyzna ze złotym zdobieniem na kapturze prześcignął swoich kolegów. A zrobił to na tyle szybko, że nim Nana zdążyła zareagować, zamachnął się w jej kierunku kawałem zakrzywionego żelastwa, rozorawszy pożyczone ubrania. A przy tym chyba również tkanki żołądka, bo na kończącym atak ostrzu jawiła się teraz smuga czerwieni. Zaraz potem dał się słyszeć świst powietrza połączony z furkotem tkaniny. "Jakby spadało coś ciężkiego" - przemknęlo przez myśl upadłej. Najwyraźniej miała rację, bo gdzieś za atakującym ją zakapiorem, pośród wrzasków, dziewczyna wyłapała groteskowy zbitek dźwięków - trzaskających desek oraz pękających kości. Nową dozę zamętu uwieńczył jęk bólu zamierający w czyimś gardle.

Dowódca ekstremistów najwyraźniej także zasłyszał owe odgłosy, bo odwrócił się gwałtownie do tyłu, przyjmując pozycję obronną. Dzięki temu Shateiel był w stanie zobaczyć, że mężczyzna, którego kilka sekund temu unieruchomił swoją aurą śmierci, leży teraz powykręcany na podłogowych deskach. Jego czaszka została zmiażdżona przy pomocy okutych butów należących do sylwetki odzianej w purpurę. Dalej, za pierwszym makabrycznym widokiem, znajdował się drugi - czwórka łuczników została przyszpilona do pozostałości ścian i połamanych belek. Z gardeł, oczodołów, barków oraz nadgarstków tych niefortunnych mężczyzn wystawały niezliczone srebrne igły, długie przynajmniej na kilkanaście centymetrów. Pośród chaosu walki anioł śmierci nawet nie zauważył, kiedy dzierżący łuki wojacy zostali zgładzeni. Jednak fakt, że przydzielony mu przez wezyra ochroniarz trzymał w lewej dłoni kolejną garść kuriozalnych szpikulców pozwalał przynajmniej określić sprawcę.


Shateiel kontynuował rozprzestrzenianie rozkładu, skupiając się na podłodze i licząc na to, że pod spodem są piwnice. Sam zaczął z wolna się wycofywać. Mimo że nie miał pewności, czy Alex będzie w stanie go usłyszeć, na chwilę obrócił się w jego stronę.
- Zwiewaj stąd!
Niestety, choć jeden z wciąż żyjących "terrorystów" okazał się zbyt ciężki dla podłogowych desek - jego noga zagłębiła się po kolano w gnijące warstwy drewna - to udało mu się odzyskać równowagę. Najwidoczniej pomieszczenia piwniczne znajdowały się bezpośrednio pod tymi kuchennymi, co pokrzyżowało strategię Shateiela. Utrata równowagi przez zakapiora zaowocowała jednak utratą koncentracji, a ta, jak to zwykle w czasie konfrontacji bywa, utratą życia. Próbując wyciągnąć swoją uwięzioną gidyję, drągal nie zauważył fioletowego cienia sunącego w jego stronę. Po chwili nie miał już czym go zauważyć - głowa ekstremisty oddzieliła się od reszty ciała w akompaniamencie srebrnego półokręgu, który na moment zarysował się w powietrzu. Drugi z żołdackich ekstremistów - najwidoczniej jakimś cudem pojąwszy pełnię beznadziejnych okoliczności w jakie przemienił się jego niedoszły, religijny triumf, odrzucił swój oręż jak poparzony i, biadoląc na czym świat stoi, zaczął - jak sądziła Nana - błagać o darowanie mu życia. Wywołało to “praworządny” gniew w jego dowódcy, który, ściskając broń tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie. Herszt bandy rzucił się do przodu z bojowym okrzykiem... i z zamiarem rozpłatania na dwoje swojego podkomendnego. Celu nie sięgnął z dwóch powodów - pierwszym była znajoma już, okuta powierzchnia buta, która wypłaciła biadolącemu dezerterowi kopniak wystarczająco silny, aby wysłać go między roztrzaskane pozostałości karczemnych mebli.


Kolejnym powodem było ostrze, które w akompaniamencie iskier zatrzymało to należące do przywódcy bandytów. Arcyłotr w złotym kapturze i “obrońca” Nany stali teraz naprzeciw siebie. Oboje próbowali przeforsować przeciwnika, jednak żaden z nich nie ustępował nawet na milimetr. Korzystając z okazji, Alex, zgodnie z zaleceniami swojej sojuszniczki, poderwał się do biegu, ale nagła zmiana szans i perspektyw w lokalu znacząco zachwiała jego chęcią ucieczki. Zatrzymał się po przeskoczeniu barku i... po prostu patrzył na próbę sił.

Nie zastanawiając się długo, Nana posłała energię rozkładu wprost w kierunku butów dowódcy ekstremistów. Byle tylko się zachwiał.
- Schowaj się. - Shateiel warknął na swojego dawnego przewodnika. Ten, wytrącony z transu wywołanego konsternacją i podziwem, zrobił, jak mu kazano.

Może to deski trzasnęły pod wpływem aury Halaku, a może to kumulacja entropii wokół pięt drągala przeżarła się w końcu przez jego obuwie, trawiąc mięso i kości. Tak czy inaczej, szef zgładzonej bandy runął niespodziewanie w tył, czemu towarzyszył ryczący protest niedowierzania opuszczający jego gardło. Protest ów ustał, gdy kapturnik łupnął plecami o ziemię. Dlaczego? Ano dlatego, że jego furia ustąpiła miejsca całkowitej niewiarze, a mięsień sercowy szpikulcowi w odcieniu księżyca. Pies gończy wezyra siedział teraz okrakiem na swoim przeciwniku, z dłonią zamkniętą wokół iglicy. Ta uwalniała kolejne pokłady wybroczyn z ciała dogasającego wroga.

Spojrzenie skryte na maską nie spoczywało jednak na zgładzonym, a na poranionej protagowanej. Co więcej, we wzroku tym kreowała się pewna niepokojąca intencja… Nana wyprostowała się, dociskając dłoń do krwawiącej rany. Shateiel pozwolił na chwilę przejąć kontrolę medycznej wprawie zakonnicy, gdy ta badała palcami otwór na swym barku. Kto wie, może nawet obeszłoby się bez szycia, jeśli sprawnie usnęliby grot...

Zdziwienie dziewczyny musiało więc być całkiem spore, kiedy coś trafiło ją bezpośrednio w klatkę piersiową, zagłębiając się w fałdach ubrania. Zakrapiana paranoją mentalność Shateiela, która to natychmiast odzyskała kontrolę, spodziewała się uświadczyć kolejnego grotu w kolorze szlachetnego kruszcu - jak i kwiatu czerwieni rozkwitającego z trafionego miejsca. Miast tego anioł odnotował coś na kształt nalepki. Nie... był to raczej świstek zbliżony wyglądem do jednego z tych dalekowschodnich talizmanów, których, według stacji Discovery, używało się do odpędzania złych duchów. Biały papier z jasnozielonymi gryzmołami, które z każdą chwilą zdawały się pulsować coraz jaśniej.
- Bardzo mi przykro, ale musimy zakończyć Pani wizytę przedwcześnie. Polecenie odgórne - skwitował mężczyzna w purpurze, kiedy jego dłonie wykonywały szereg niepojętych gestów, w jakiś sposób korespondujących z dziwnym przedmiotem. Zanim dziewczyna i tkwiący w jej wnętrzu anioł zdążyli zaoponować, pochłonął ich wirujący pilar zieleni. Nana zdołała jedynie nerwowo zerknąć w kierunku kryjówki Alexa. Chwilę potem odruchowo zwinęła skrzydła. Otuliła się nimi, gdy coś poderwało ją ku górze.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 14-01-2021 o 20:14.
Highlander jest offline