Wątek: DEA
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2020, 00:10   #43
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2020.02.28; pt; g 20:00

Czas: 2020.02.28; pt; g 20:00
Miejsce: San Diego, restauracja “U Bena”
Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz ciemno, umiarkowanie, umi.wiatr i ulewa


Na zewnątrz niby było 24*C. Tak przynajmniej pokazywały termometry. Ale na zewnątrz było już ciemno jak w nocy i przez tą ulewę jaka zalała ulice zrobiło się dość nieprzyjemnie. Dobrze, że chociaż wewnątrz restauracji było cicho, ciepło i spokojnie. Ale z tego powodu także i pusto. Poza nimi dwoma siedziało ledwo parę osób rozsypanych pojedynczo albo w parach po tym lokalu nastawionym na podawanie różnych posiłków o różnych porach doby no i niezastąpionych, dolewkach kawy.

Były agent FBI nie sprawiał osoby prowadzącej zbyt aktywny tryb życia. Raczej na zwolennika szybkiego, śmieciowego jedzenia. Ale jednak zgodził się na to by inny agent federalny go odwiedził w San Diego. Z LA nie było tak daleko, zresztą adres Knotza też był jakiś z okolic San Diego a nie samego miasta. No ale widocznie wolał się spotkać na w miarę neutralnym gruncie. Chociaż skoro to on zaproponował lokal to pewnie nie był mu obcy.

- Ale leje nie? - zapytał grubas bawiąc się papierowym kubkiem po coli jaką zamówił do bardzo kalorycznej kolacji. Zdążył wysłuchać co szczuplejszy kolega ma do powiedzenia z tą propozycją i widocznie sobie teraz kalkulował nad odpowiedzią zagajając po drodze o pogodę. No faktycznie Ed mógł potwierdzić bo musiał przejechać samochodem ten kawałek między miastami w tą ulewę. Dobrze, że nie było takiego sztormu jak ostatnio bo chyba by trzeba przełożyć to spotkanie.

Czekając aż gruby się namyśli Ed, tak samo jak po drodze do San Diego miał okazję wspomnieć południowe spotkanie z dwoma kolegami Salvado. W środę jak do nich zadzwonił to Grinberg wydawał się zdziwiony tym telefonem i samym zaproszeniem. Maxwell już mniej no ale może kolega zdążył mu coś powiedzieć zanim agent specjalny DEA do niego zadzwonił. No ale żaden nie robił trudności, obaj zgodzili się przyjechać w piątkowe południe. Czyli dzisiaj parę godzin wcześniej. Więc ten etap planu poszedł bez większych trudności.

Ale albo tamci nie do końca wierzyli w szczere i przyjazne intencje agenta Hoovera, albo ten się czymś zdradził no albo po prostu zadziałali profilaktycznie bo przyjechali z adwokatem. Jednym ale Maxwell nie zgodził się rozmawiać bez adwokata więc skończyło się na tym, że Chris z Edem rozmawiali najpierw z jednym a potem drugim w towarzystwie ich papugi. Obaj też mówili całkiem chętnie i nie sprawiali wrażenia, że coś mataczą.

- No tak, to prawda, zmieniliśmy termin powrotu. - mimo zdziwienia tematem rozmowy to Grinberg przyznał bez większych oporów do tego o czym parę dni temu mówił Johnson. - To przez Al. Kompletnie się posypała. A nasza trójka działa jak sprawny mechanizm jak kogoś nie ma to mechanizm nie działa zbyt dobrze. No i martwiliśmy się o nią. Dlatego postanowiliśmy, że jej dobro jest ważniejsze niż nasza praca i postanowiliśmy wrócić do domu wcześniej. - kolega Salvado wyjaśniał motywy jakie nimi kierowały przy zmianie tego terminu powrotu do Stanów.

- A nie mówiłem o tym wcześniej bo wydało mi się to mało istotne no i właściwie wyleciało mi to z głowy. No ale jak teraz pytasz to rzeczywiście tak było. - przyznał z pewnym zażenowaniem i skruchą, że nie pamiętał o tym podczas pierwszej rozmowy. Natomiast ten wariant o ochronie w zamian za zeznania zdumiał go kompletnie. Nawet może trochę obraził.

- Chyba sobie za dużo pozwalasz. - żachnął się przesłuchiwany, zwłaszcza, że adwokat przytomnie wspomniał, że takie rzeczy to trzeba specjalny wyrok sądowy i tak dalej i to znacznie wykracza poza standardowy nakaz sądowy od prokuratora co zresztą było prawdą. - Nie wiem czego się dopatrujesz w tej sprawie. Jakieś nie wiadomo co. Przyjechałem tu aby wam pomóc. Mówię jak było, poświęcam swój czas jaki powinienem być teraz w pracy by oczyścić imię naszej przyjaciółki i pomóc wam wyjaśnić wszelkie niejasności. A ty mi tutaj wyskakujesz z czymś takim? - Grinberg popatrzył na przesłuchującego urażonym wzrokiem jakby zawiódł jego zaufanie i podważał dobrą wolę i chęć współpracy.

- I nawet nie wniosłem sprawy do sądu za to nachodzenie bo prosiłeś o to. - przypomniał o ich rozmowie telefonicznej z początku miesiąca gdy chyba rzeczywiście zrezygnował z pozwania DEA do sądu bo do tej pory żadne wezwanie do biura nie przyszło.

W każdym razie chociaż obaj koledzy Alyssy złożyli podobne zeznania to na jakiś przełom to nie wyglądało. Grinberg miał chyba za złe agentom, że doszukują się nie wiadomo czego i tak jakby celowo coś zataił a nie przez nieuwagę czy pomyłkę. Wyglądał na rozgniewanego czy wzburzonego chociaż starał się nad tym zapanować w czym pomagał mu adwokat przypominając wszystkim, że nie musi odpowiadać na żadne pytania a agentom, że jeśli nie mają podstaw do postawienia jego klienta w stan oskarżenia to lepiej by puścili ich do domu.

Sens zeznań Maxwella był mniej więcej podobny. W ogóle mu wyleciało z głowy ta zamiana biletów, Chris o to wcześniej nie pytał a to o co pytał to przecież mu odpowiedział. Ale z ich dwóch to widać było, że to żylasty i starszy Grinberg jest ten od gadania. Pulchny informatyk jak tylko zorientował się co Ed chce mu zaproponować czy uderzyć w ostrzejszy ton właściwie zamilkł i pozwolił mówić adwokatowi. Więc ostatecznie okazał się jeszcze bardziej powściągliwy niż jego kolega z pracy. Ed w końcu nie mówił im wcześniej po co chce ich wezwać więc raczej nie mogli wiedzieć, że będzie pytał o te zmiany terminu powrotu. A niezależnie od siebie złożyli podobne zeznania. Czyli albo ustalili zeznania wcześniej albo po prostu było tak jak mówili.

- No niezłe z nich numery. - zaśmiał się cicho Knotz gdy spojrzał na ekran gdzie zamarł kadr z fałszywymi monterami. - Ale wyjaśnijmy sobie jedno na samym początku. - przerwał na chwilę by przykuć uwagę rozmówcy do tego co powie. - Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Pierwsze słyszę, że ktoś u was wywinął taki numer krawężnikom. - zaznaczył dobitnie odcinając się od tego przekrętu.

- Znam parę osób co mogłoby się pokusić o taki numer. Ale nie widzę motywu. To jacyś zawodowcy. Na pewno nie jest to ich pierwszy taki numer. Zrobili to praktycznie bezbłędnie. Z rysopisem ciężko bo się zamaskowali. Jak są aż tak dobrzy to nawet to co widać może być podpucha. Odcisków palców też pewnie nie ma co? - były agent FBI odsapnął po obfitej kolacji i zabrał się za lody jakie zamówił na deser. Zerknął sponad miseczki pełnej lodowych pyszności na rozmówcę i chyba nie spodziewał się potwierdzenia z tymi odciskami.

- Miałbym ich sam zacząć szukać to zacząłbym od samochodów. Skądeś musieli je wziąć i jeździć nimi po ulicach. Nawet jak je potem zutylizowali. - przerwał by nabrać łyżeczką kolejną zimną porcję lodów i wpakować sobie do ust.

- I cała akcja wygląda jak z dupy. Po co oni weszli na ten komisariat? By zniszczyć nagrania z jakiegoś hotelu? - popatrzył sceptycznie na rozmówcę. Znów pokręcił głową jakby mu się to kompletnie nie kleiło. - Jak dla mnie bez sensu albo jest coś czego mi nie mówisz. Zobacz jak się przygotowali. U tego kolesia z serwisu, z samochodami, przebierankami. I co? Wchodzą na komisariat w biały dzień po to by skasować nagrania? Bzdura. Łatwiej by było zabrać te płyty albo podmienić. No albo to tylko wierzchnia warstwa i chodzi o coś jeszcze. - Henry znów pokręcił głową na znak, że nie kupuje takiej wersji. Akurat z zabraniem płyt mógł mieć rację a mógł nie mieć. Ed nie był pewny jak dokładnie ich pilnowano gdy łazili po zaciemnionym komisariacie ale było jakieś ryzyko, że policjanci mogli ich jednak zrewidować przy wyjściu. Podobnie z podłożeniem fałszywek. Te były ręcznie podpisane przez ochronę hotelu co byłoby trudne do podrobienia. Trzeba by wiedzieć jak wyglądają te płyty i jakie napisy podrobić. Pod tym względem przejechanie ich szmatką z kwasem wydawało się dość proste i bezpieczne do zrobienia. Z mokrej szmatki w kieszeni monter mógł się wytłumaczyć na różne sposoby. A z tego co pokazywali mu informatycy to przejechanie szmatką po płycie to wystarczyła tylko chwila. No ale to by wyjaśniało tylko część wątpliwości jakie żywił Henry.

- Motyw mi się nie klei w tej całej sprawie. Niezły numer, z jajem, widać rękę zawodowców ale po co? Po co to wszystko? Nawet jak to zawodowcy wynajęci do tej roboty to tylko przesuwa to pytanie o krok dalej. Po co to wszystko? Wygląda mi na jakąś przykrywkę. Może nie chcieli coś zabrać czy zniszczyć tylko podłożyć? Tacy kolesie nie są tani. Ktoś musiał mieć cholernie dobry powód czyli nieźle trząść gaciami by sięgnąć po takich spryciarzy. - Knotz widocznie zgadzał się, że akcja fałszywych monterów była przygotowana i przeprowadzona bardzo profesjonalnie. No ale nie mógł doszukać się motywu takiego numeru. Motyw z wyskakującą przez okno laską, nawet jakby ktoś jej w tym pomógł wydał mu się naciągany.

- Nie znasz podstaw Ed? A kto by najbardziej zyskał na śmierci denata? I to nie filmy by szukać jakiś kosmicznych zabójców z Marsa. W ilu procentach ofiara znała swojego zabójcę? W 80? W 90? Bo przestałem chodzić na kursy szkoleniowe ale za moich czasów to jakoś tak to szło. Przejrzyj jej znajomych. Partnerów, byłych partnerów, rodzinę, przyjaciół, kolegów z pracy, kochanków, nawet tych co byli wtedy w hotelu. Jasne, mógł jej pomóc wyskoczyć ktoś kto akurat przechodził korytarzem i wlazł do jej pokoju. No ale chyba słyszysz jak to brzmi? - przerwał na chwilę jedzenie lodów z pucharku by przekrzywić głowę i dać wyraz jak jego zdaniem to niedorzecznie brzmi.

- Jak nie było śladów włamania do pokoju to pewnie sama wpuściła swojego zabójcę. Skoro nie wierzysz w samobójstwo. Ja bym zaczął od hotelu. Jak ktoś jej pomógł wypaść przez okno to cudów, nie ma, musiał być w tamtą noc w tamtym hotelu. A co mają z tym wspólnego ci monterzy to nie mam pojęcia. Ale bez tej laski pewnie nie byłoby tych monterów i całej reszty. - mruknął dość obojętnie ale wydawał się być przekonany co do swoich racji i trafności uwag. Nawet jeśli nie wiedział wszystkiego i chyba nawet niekoniecznie go interesowały wszystkie detale.

- Dobra lody mi się skończyły. Masz coś jeszcze do zaoferowania to nawijaj jak nie to spadam do siebie. - grubas powiedział odsuwając od siebie już pusty pucharek gdy wreszcie skończył jeść na ten wieczór. Albo na to spotkanie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline