- Idź więc - powiedział Karl. - A my będziemy kawałek za tobą, w dwóch grupach. Dieter, Manfred i Igor ze mną na prawo, reszta idzie tam. - Wskazał na lewą stronę.
Znów nastąpiła chwila zamieszania gdy mieszane towarzystwo popatrzyło na siebie z zastanowieniem sprawdzając reakcję innych. Po tej pauzie chyba nie bardzo ktoś miał inne pomysły jak się za to zabrać więc w końcu na raty każdy pokiwał głową albo mruknął swoją zgodę.
- No to idź - zgodził się Krzywy i zaczął po cichu mamrotać chyba jakąś modlitwę. Ludzie Karla zostali przy nim a pozostała trójka ruszyła za Krzywym by zająć się drugą flanką. Przynajmniej nie groziło im, że z rozpędu krasnolud co miał iść w centrum ich zgubi, bo z powodu najkrótszych nóg był z nich wszystkich najwolniejszy. Chociaż musieli pilnować się by w tych krzakach, drzewach i mgle mimo wszystko się nie stracić z oczu. Póki stali w miejscu to nie było takie trudne. Gorzej jak wszyscy mieli się przemieszczać albo jakby się coś zaczęło dziać. Obie grupki odeszły na jakieś kilkadziesiąt kroków od Tladina i o ile jeszcze ktoś, coś do kogoś czegoś nie miał to mogli spróbować swych sił w tym gromieniu minotaura.
- Jeśli trafimy na jego leże... Pomyślcie o tych skarbach, jakie musiał zagrabić - powiedział Manfred. - Przecież nie zeżarł tego złota.
- Taaa... I pewnie buławę marszałka też ukradł. - Igor był pełen sceptycyzmu. - Każdy okradziony, jeśli przeżył, zawyżył wartość zrabowanego majątku - dodał z przekonaniem, po czym zaklął, bo omal nie wylądował w twarzą w błocku.
- Ciszej bądźcie - powiedział Karl. - Mniej gadać, więcej się rozglądać. I uszy nadstawiać - dodał. |