Początkowo myślał, że nie zrozumiał. Z resztą, czuł się tak podle, że nie chciał, nie był w stanie się nad tym zastanawiać. Łykał tylko proszki, które podsuwała mu
Chris i popijał dużą ilością fluidu. Spał, a właściwie drzemał między jedną nudnością, a kolejnym proszkiem.
Rano jednak, umownej doby, którą symulował ALSS (Automatic Life Support System), zwany pieszczotliwie przez część załogi ASS (dupa), czuł się już znacznie lepiej, na tyle dobrze, że przyswoił sobie komunikat nadawany przez system, a następnie automatycznie zapaliła mu się lampka alarmowa.
znaleźli go…
namierzyli…
dorwali…
wysłali do dupy…
pozbyli...
Lampka alarmowa mrugała wielkim czerwonym napisem.
JAK?
Testy
SP nie wykazały nic. Na CU (Central Unit) również nie znalazł nic. Jeśli można powiedzieć, że blackout to nic. Ale nie było śladu żadnego obcego skryptu, choćby fragmentu kodu. NIC! Jeśli nawet ktoś wpuścił jakieś złośliwe oprogramowanie, które ich wyłączyło, to coś musiało później je wykasować i po tym czymś musiał zostać rejestr. Ale nie… Wniosek był więc prosty.
- Sprawdziłem - odpowiedział kapitanowi. - Komputery są czyste. Ani śladu ingerencji. To wygląda tak… - spojrzał na
Chris, zamyślił się. Wszyscy już byli przyzwyczajeni do tego, że był w stanie się zawiesić w środku wypowiedzi by po dłuższej lub krótszej pauzie kontynuować wypowiedź. -... jakby coś wyłączyło sprzęt. Sprawdzę obwody, czy ktoś nie wpiął w nie czegoś…
-
Chris, czy sprawdzając sygnaturę Archimedesa, wzięłaś pod uwagę jednostki… - łyknął fluid - historyczne?