Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 08:36   #292
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Bradford po słowach Brana i Elory zrobił nadętą minę i nie odezwał się więcej. Yusdrayl natomiast wysłuchał z zainteresowaniem tego, co razem z Archiem mają mu do powiedzenia. Mrużył przy tym oczy, jakby próbował w ten sposób ocenić, czy awanturnicy mówią prawdę. Amos w tym czasie rozglądał się po pomieszczeniu, sprawdzając liczebność wroga - w komnacie znajdowało się dziesięciu uzbrojonych koboldów, ale gdzieś nieopodal mogło być ich więcej.

Yusdrayl powiedział coś do swoich poddanych w swoim języku, a ci ożywili się mocno.
- Meepo mi nie żal, ale żal Calcryxa - rzucił do was, przechodząc na wspólny. - Ale jeśli poradziliście sobie z goblinami i Belakiem, to dla nas nawet ważniejsze. Sami złapiemy Calcryxa, jeśli ciągle szwenda się po twierdzy. Nasza umowa jest już nieważna... - Po tych słowach wskazał palcem na drzwi prowadzące do wyjścia. - Jesteście wolni. Zabierajcie się stąd, pókim dobry i mam taki kaprys, żeby darować wam życie. Nie wracajcie tu jednak, bo następnym razem nie spotka was z naszej strony nic dobrego.

Wódz wymówił kilka słów w koboldzim, a jaszczurowaci wojownicy rozstąpili się, pozwalając wam przejść do drzwi. Podejrzewając zasadzkę zachowywaliście cały czas czujność, patrząc na koboldy, jednak żaden z nich nie zaatakował. Dotarliście do drzwi i zostawiliście Yusdrayla ze swoją bandą za sobą. Wódz najwyraźniej musiał stwierdzić, że walka z wami mu niepotrzebna, jeśli będzie musiał skupić siły na eksploracji niższego poziomu Cytadeli, które mogły obfitować w inne zagrożenia. Lub kierowały nim inne pobudki, nad którymi nie chcieliście się teraz zastanawiać.

Przeszliście korytarzem do okrągłej komnaty, która kiedyś była wieżą, po czym wyszliście na dziedziniec i dotarliście do zygzakowatych, ciosanych z kamienia schodów. Weszliście nimi na samą górę, a potem po zwieszonej linie prosto na powierzchnię, gdzie przywitała was wspaniała pogoda i lekki, ciepły wiatr. Po czasie spędzonym w dusznych korytarzach Cytadeli, dla każdego z was ten widok był jak błogosławieństwo.



Do Oakhurst dotarliście wczesnym popołudniem i od razu skierowaliście się do karczmy "Pod Starym Dzikiem". Krasnolud Rorgan i zebrani w głównej sali goście na wasz widok przecierali z wrażenia oczy. A już zwłaszcza na widok Sharwyn i Bradforda. Od razu posłano po Kerowyn, która wpadła do karczmy, niczym huragan dosłownie po kilku minutach, a jej radość z ponownego ujrzenia Sharwyn mieszała się ze smutkiem po stracie Talgena. Przekazaliście jej sygnet zabitego wojownika, a kobieta wypłaciła wam obiecane pieniądze i opuściła karczmę wraz ze swoją siostrzenicą.

Nieco krzywo patrzono na Shinrę, podchodząc do niej nieufnie, ale szybko ucięliście wszelkie spekulacje, wyjaśniając, że półdrowka również dołożyła swoje do pokonania Belaka i jego tworów. Do wieczora czas upłynął wam na opowiadaniu lokalnym o niebezpieczeństwach kryjących się w murach ukrytej pod ziemią Cytadeli, w czym brylował oczywiście Archie. Rorgan był pod wrażeniem waszych wyczynów tak bardzo, że kolację jedliście na koszt firmy.

Zajadając się świetnie doprawioną dziczyzną z ziemniakami, Shinra podjęła pewien temat.
- Miałam wracać do domu, ale dobrze mi w waszym towarzystwie, dlatego chciałam zapytać, czy mogę dalej z wami podróżować? Nic tak nie zacieśnia więzów, jak wspólni wrogowie i walka, a tej mieliśmy ostatnio sporo i chyba już nikogo nie muszę przekonywać, że jestem godna zaufania. - Spojrzała przelotnie na Elorę i uśmiechnęła się lekko. - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko?

Niedługo później przy waszym stoliku pojawił się sam Rorgan.
- Gdybym to ja był młodszy, też bym się wybrał z wami do tej Cytadeli. Kiedyś się podróżowało po świecie i wojowało, ale zdrowie już nie to. - Zarechotał rubasznie. - Już na zawsze wpisaliście się w historię tego miasteczka, przyjaciele i zawsze będziecie tu mile widziani. Macie już jakieś plany odnośnie dalszej podróży?
 
Ayoze jest offline