Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 16:49   #293
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bradford być może miał coś do powiedzenia, ale na szczęście obraził się, co wyłączyło go z dalszej rozmowy.
Na szczęście, bowiem Bran uważał, że walka z koboldami nie przyniesie niczego dobrego, a zabijanie dla samego zabijania było niegodne grupy uważającej się za dobrą.

Czy Yusdrayl do końca uwierzył w to, co powiedzieli mu uczestnicy wyprawy, tego Bran nie wiedział. Najważniejsze było to, że przekazał swoim wojownikom wieści o Belaku. I że tak nie kazał zaatakować "powierzchniowców".
Być może był na tyle rozsądne że zrozumiał, iż jego wojownicy nie mają szans wygrania z tymi, co pokonali gobliny i Belaka.
"Szkoda, żeśmy się nie umówili na oczyszczenie Cytadeli z goblinów", pomyślał Bran. "I dobrze, że nie zauważył łba Calcryxa".
W sumie mogło być i tak, że Yusdrayl robił dobrą minę do złej gry i że starał się zachować twarz przed swoimi podwładnymi. A w grucie rzeczy miał szczęście, że nie trafił na grupę żądną skarbów, bo przecież wódz koboldów miał jeszcze i złoto, i klucz, otwierający drzwi do grobowca smoczego kapłana.

* * *

Nikt i nic nie przeszkodziło Branowi i jego towarzyszom w opuszczeniu Cytadeli.
- Tu jest zdecydowanie przyjemniej - zażartował zaklinacz, gdy wreszcie nad głowami mieli słońce i błękit nieba zamiast kamiennych stropów podziemnych komnat i korytarzy. - Co nie znaczy, że na dole nie było ciekawiej - dodał.

Los nie stawił im żadnych przeszkód na drodze do Oakhurst, a w gospodzie zostali powitani jak bohaterowie, a taki stosunek mieszkańców do tch, co wrócili z Cytadeli, wzrósł jeszcze po barwnych, nadzwyczaj barwnych, opowieściach Archie'ego. Bran był pewien, że za parę tygodni on sam będzie pełen podziwu dla herosów, którzy walczyli nie tylko ze smokami czy wampirycznymi drzewami, ale i hordą stworów, które wylazły z Podmroku.

Jednak podkolorowane opowieści nie przeszkadzały mu w najmniejszym nawet stopniu dobrze się bawić i częstować tym, co znalazło się na stole dzięki hojności Rorgana.

Pewien za to problem stanowiło pytanie, jakie zadała Shinra.
Bran za drowami i półdrowami nie przepadał, a fakt, iż ta akurat półdrowka była bardzo ładną dziewczyną wcale tego nastawienia nie zmieniał.
Z drugiej strony dziewczyna sprawdziła się w walce i wyglądało na to, że można na niej polegać. I to było najważniejsze.
- Moim zdaniem tworzymy dość zgraną kompanię - powiedział. - Nie mam nic przeciwko twojej obecności wśród nas.
Oczywiście było jasną rzeczą, że twarzą drużyny Shinra zostać nie mogła, bo równie oczywiste było to, iż w niektórych okolicach prędzej powitają ją zęby wideł niż zęby pokazane w szerokim uśmiechu.

Na kolejne pytanie, tym razem zadane przez Rorgana, należało odpowiedzieć w nieco wymijający sposób, bo przecież nikt nie powinien wiedzieć, iż w posiadaniu drużyny są skarby, które należało sprzedać, by móc podzielić się zyskami. Skrzynie pełne złota dobrze wyglądały w barwnych opowieściach, ale w szarej rzeczywistości wieści o tym, że ma się w kieszeni znaczne dobra materialne, mogły tylko sprowadzić kłopoty na głowy posiadacza tych dóbr.

- Zapewne jutro ruszymy dalej szukać przygód - powiedział. - W Oakhurst raczej nie mamy już nic do zrobienia, więc gdzieś w świecie poszukamy kogoś, komu przyda się nasza pomoc.
O połączonym z udzieleniem pomocy zarobku nie chciał wspominać, by nie psuć dobrego wrażenia.

- Twoje zdrowie, Rognanie. - Wzniósł toast za hojnego fundatora kolacji. - I wasze - zwrócił się do współtowarzyszy.

Miał zamiar posiedzieć jeszcze trochę, a potem wyciągnąć Elorę na małą rozmowę w cztery oczy i zapoznać się z jej opinią na parę tematów.
 
Kerm jest offline