Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 19:12   #46
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


O tej porze mogła się delektować ciszą i spokojem ogrodu. Przemierzanie ścieżek wśród wypielęgnowanych ścieżek pozwoliło uspokoić myśli i zastanowić się nad sytuacją. I zerkać na plecy młodych pomocników naczelnego ogrodnika uwijających się pomiędzy grządkami w ciepłym słońcu… bez lnianych koszul na grzbietach. Barbara przysiadła w altance, przyglądając się męskim torsom. Widząc służącą poprosiła, by ta przyniosła jej schłodzone wino. Wkrótce spełniono ten jej kaprys i po chwili relaksu udała się w kierunku wieży. Strażnicy od razu ustąpili z jej drogi pozwalając jej wejść do środka. Barbara od razu zeszła na dół. Może im dalej do pełni i im krócej po igraszkach z Jadźką, tym spokojniejszy będzie Jan? Miała taką nadzieję.
Strażnicy w loszku grali w karty rozluźnieni i spokojni. Jan leżał na swoim łożu,ubrany jeno od pasa w dół, mocno zarośnięty na torsie i na plecach… co tylko dodawało “autentyczności” jego klątwie. Od czasu do czasu popijał coś z bukłaka.
- Dzień dobry. - Barbara przywitała się z mężczyznami i podeszła do krat, za którymi siedział Jan. Słudzy od razu wstali i odpowiedzieli podobnym powitaniem.
Mężczyzna za kratami podniósł się i usiadł. Po czym beknął niemalże.-... dobry.
Basia zaśmiała się.
- Cóż.. w zakresie kurtuazji nic tu się nie zmieniło. - Powiedziała uśmiechając się do Jana i patrząc jak bardzo pijany on może teraz być. - Chciałam dać znać, że wyjeżdżam.
- A czemuż tak szybko? I gdzie? - zapytał “kurtuazyjnie” Jan.
- Do mojego domu rodzinnego. Pozostawiłam go w… przykrym stanie. - Barbara skinęła na jednego ze strażników by ten podstawił jej stołek po czym zwróciła się do niego. - Proszę zostawcie nas na chwilę samych.
Strażnicy skłonili się magnatce i wyszli. Jan nie odzywał się dopóki nie wyszli, a gdy już byli sami spojrzał na dziewczynę dodając. - Teraz jesteś możną panią, cokolwiek się tam dzieje naprawisz wszystko dukatami.
- Takie mam podejrzenie, acz chciałabym choćby części czynności dopilnować osobiście. - Basia uśmiechnęła się. - Michał posłał swojego zaufanego człowieka do tamtego zamtuzu.
- Więc nie masz się o co martwić. Umie dobierać sobie kompetentnych kompanów, tak jak mój ojciec.- ocenił szlachcic po chwili namysłu.
- Zauważyłam… a jeśli chodzi o twojego ojca… nie pozostawił ci może jakichś kluczy? - Magnatka przyznała się do kolejnej swojej obawy, po czym przypomniała sobie pewną sugestię Cosette. - Lub.. w ogóle rzeczy, w których możnaby je ukryć?
- Ojciec był osobą skrytą. - mężczyzna zamyślił się dywagując głośno. -“Tajemnica jest nią tylko, jeśli jedna osoba o niej wie.” Tak powtarzał. Być może planował przekazać mi jakieś informacyje… ale dopiero na łożu śmierci.
- Rozumiem. - Barbara westchnęła i zasmuciła się. - Ja.. czuję, że.. obawiam się, że są rzeczy, o których nikt nie powinien się dowiedzieć. Nie wiem jak to.. czuję, że powinnam przypilnować by nie wyszły na jaw. - Sięgnęła do swego wisiorka, teraz jednak nie by kusić, lecz w zadumie, zastanawiając się co ma czynić. Bo co też ze złotym wężem? Z historią rodziny, przed osiąściem w zamku? Palce bawiły się wisiorkiem spoczywającym pomiędzy piersiami magnatki.
Co też spojrzenie szlachcica wychwyciło, bo wodziło wzrokiem za palcami dziewczęcia.
Jan skinął głową mówiąc. - Nie będę udawał, iż nie wiem o czym mówisz. Na wiele moich pytań ojciec nie chciał udzielić mi odpowiedzi.
Barbara skupiona na swych myślach nie zauważyła jego spojrzenia, za to poczuła ten dziwny dreszcz, świadczący o tym, że ktoś ją obserwował. - W sypialni Józefa.. mojej.. jest sekretarzyk. Zamknięty. Niepokoi mnie też jak podobne są do siebie portrety waszej rodziny.
- Ach to? - zaśmiał się głośno i rubasznie Jan, po czym machnął ręką. - Tym się akurat nie masz powodu się martwić. Portrety są podobne z prostego powodu… oparte są głównie na obliczu mego ojca i żyjących członków naszej rodziny. Gdy żyli antenaci naszego rodu, nie stać nas było na portrecistę, więc… gdy się wzbogaciliśmy ojciec odtworzył linię Żmigrodzkich w postaci galerii portretów na podstawie rysów twarzy ich potomków. Malarz dodał swojej fantazyi zmieniając nieco ubiór i owłosienie na twarzy… uczynił ich bardziej nobliwymi… ale nic poza tym.
- Rozumiem. - Barbara podniosła wzrok na Jana i widząc jego spojrzenie zarumieniła się lekko i cofnęła dłoń. - Kiedy.. kiedy się wzbogaciliście?
- Głównie za mojego ojca młodości, choć i dziad dysponował już jakimś majątkiem, lecz niczym imponującym. Ot bogata szlachta.- wzruszył ramionami Jan.- Obecne bogactwo to dzieło mego ojca.
- To niesamowite osiągnięcie. - Barbara przytaknęła ruchem głowy. - Cóż.. poszukam jeszcze klucza. Nie chcę prosić nikogo o pomoc przy otwarciu sekretarzyka.
- Rozumiem…-on zaś wstał i podszedł do krat.- Czy to wszystkie powody dla których tu przyszłaś?

Magnatka przez chwilę patrzyła na jego półnagi tors, zastanawiając się jakby to było zanurzyć dłonie w tych włoskach na jego piersi.
- Głównie chciałam ci powiedzieć o moim wyjeździe. Nie będzie mnie 10 dni. - Powiedziała starając się zachować spokój. - Co najmniej 10 dni.
- Nie odwiedzasz mnie dość często jeszcze.- odparł Jan przybliżając się do krat. Oparł się ciałem o nie.- Nie sprawisz więc bym zatęsknił. Nie martw się. Nie planuję napsocić gdy cię nie będzie. Będę grzecznym więźniem.
- Jedzie ze mna Michał… twojej tajemnicy pilnować będzie jedynie Libena. Po prostu uważaj na siebie. - Barbara wstała czując się nieco niepewnie z górującym nad nią mężczyzną. Choć.. niepewnie nie było chyba odpowiednim słowem. Czując, że sytuacja robi się dla niej nieco nazbyt podniecająca pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - A co bym miała zrobić byś zatęsknił?
Był szybki… silny… przecież wiedziała o tym.
Pochwycił ją, chwytając za dłoń… pociagnął ku sobie. Przyciśnięta do krat, czuła jak pochwycił ją zadek. Kraty były na tyle szerokie, że głowę zmieścił bez problemu. Pocałował ją zaborczo i zachłannie.
- To… na przykład.- mruknął znów całując i ściskając dłonią pośladek magnatki. Była uwięzioną w jego objęciach drobną ptaszyną wydaną na żer drapieżnika.
Magnatka oparła dłonie o jego tors, zanurzając palce w gęstych włosach tak jak miała wcześniej ochotę. Spróbowała się odepchnąć ale bez przekonania, odpowiadając przy tym na zachłanne pocałunki. Igrała z bestią. Tak… nierozsądnie, a jednak coś w Janie sprawiała, że robiło się jej przyjemnie gorąco.
A mężczyzna poczynał sobie coraz śmielej, drugą dłonią chwytając za pierś i miętosząc materiał sukni na niej. Nawet zapach wina w ich pocałunkach nie przeszkadzał, dodając dodatkowego upojenia. Basia miała wrażenie, że najchętniej Jan rozerwał by tkaniny które broniły mu dostępu do nagrody. Całował bez ustanku i zachłannie, językiem muskając wargi i języczek drżącej szlachcianki.
- J.. Janie. - Barbara z trudem panowała nad sobą, czuła wilgoć zbierającą się na własnej bieliźnie. To jak jej piersi napinają się z podniecenia, napierając na materiał gorsetu.
- Pytałaś… masz odpowiedź.- mruknął jej wprost do jej ucha szlachcic, po czym zaczął je całować i pieścić językiem.
- I już będziesz tęsknił? - Spytała z powątpiewaniem w głosie, poddając się i przytulając się do mężczyzny na tyle na ile pozwalały kraty.
- Cóż… jeszcze nie… ale początek… obiecujący.- wyszeptał jej do ucha pomiędzy pieszczotami. Jego dłoń zaborczo ściskała pośladek przypominając Basi o przestrogach względem Jana, że dziki i nieobliczalny w łożnicy.
- Janie… ja nie jestem jak Jadźka. - Barbara spróbowała się odsunąć by spojrzeć w oczy mężczyzny. Po chwili jednak, nazbyt świadoma iż mężczyzna w pełni świadom było co dzieje się z jej ciałem i.. bielizną, szczerze dodała. - Choć chyba obie podobnie cię pragniemy.
Szlachcic spojrzał wprost w oczy Basi nie pozwalając jej uciec.
- To czemu chcesz bym tęsknił za tobą.- palce rozpinać poczęły guzy jej sukni.- To czemu wodzisz siebie i mnie na pokuszenie?
- Bo może jestem zachłanna? - Zaproponowała, pozwalając mężczyźnie na jego działania. Jej dłonie zsunęły się niżej szukając na spodniach konkretnej wypukłości. - Bo.. bo cię pragnę.. tylko.. nie zniosę tyle co ona.
- Skąd wiesz… ile… zniesiesz…- szepnął chrapliwie Jan, gdy ona wymacała to czego szukała. Dość duży skarb się tam ukrywał, dość… unoszący się pod jej dotykiem.
- Znam swoje ciało. - Barbara chwilę wahałą się wodząc palcami po unoszącym się orężu w końcu jednak poluzowała pas spodni Jana szukając dłońmi gorącego ciała.
- A jednak… posuwasz się dalej. - szepnął rozpalonym głosem szlachcic odsłaniając gorset. Jego dłoń delikatnie ścisnęła wypchnęła pierś z gorsetu. Ona sama też nie próżnowała i poczuła pod palcami tą bestię… rozmiar robił wrażenie. Czy mężczyźni rzeczywiście bywają tacy duzi, czy to może wilkołacza natura tak go odmieniła?
- Ty też. - Barbara pogładziła czule pochwycony oręż. - Czy… chociaż spróbujesz być delikatny?
- Postaram się…- mruknął rozpalonym głosem Jan i znów pocałował jej usta, ugniatając dłonią uwolniony owoc rozkoszy.
- To… - Magnatka czuła jak jej ciało zaczyna drżeć z podniecenia. - Rozegnij te kraty i wpuść mnie do swojego łoża.
Szlachcic puścił dziewczynę i na jej oczach rozgiął kraty bez wysiłku udowadniając swoją nadludzką siłę. I wpuszczając ją do swojej celi. Magnatka zawahała się, jednak rozpalony wzrok Jana.. jego uniesiona duma sprawiły że wykonała krok przekraczając kraty i wchodząc do paszczy wilka. Sięgnęła do zapięć swojej sukni, chcąc ją samodzielnie poluzować. Wolała by mężczyzna nie uszkodził znów jej stroju.
Szlachcic w tymczasie porządkował barłóg, który zwał łożem.
Basia zsunęła z siebie suknię, w samej koszuli, teraz też poluzowanej i odsłaniającej jej piersi, patrzyła na mężczyznę z pomieszaniem obawy i podniecenia.
Jan się rozdział ujawniając w pełni że poniżej pasa też jest zarośnięty. Aczkolwiek i tak mogła się przyjrzeć jego dumie… która nadal wydawała się wyzwaniem dla ciała szlachcianki. Basia zdjęła z siebie koszulę i pantalony, pozostając jedynie w pończochach i trzewikach, z wisiorkiem wiszącym teraz pomiędzy oswobodzonymi piersiami i tak podeszła do mężczyzny. Czuła dreszcze przebiegające po własnym ciele. Bo czy podoła? Michał.. był duży jednak.. nie tak. Rozchyliła nagle spierzchnięte wargi, nie wiedząc co ma powiedzieć.
Jan podszedł do niej i pochwycił w ramiona. Zaniósł ją do łoża i położył wygodnie, następnie legł na niej ostrożnie. Ustami wielbił jej szyję, obojczyki i piersi… dłońmi wodził po udach, a niżej… nie połączył się z nią. Jedynie prowokująco ocierał się o jej intymność swoim orężem.
Barbara oddychała z coraz większym trudem, drżąc pod spoczywającym na niej mężczyzną. Czuła jak jej ciało niemal woła od niego. Pustka w jej wnętrzu zdawała się być nieznośna. Przypomniała sobie, jak mówił, że nigdy nie wziął żadnej kobiety wbrew jej woli.
- Janie.. weź mnie. - Wyszeptała rozpalonym z podniecenia głosem.
- Miało być… delikatnie…- odparł cicho mężczyzna, a ona poczuła w końcu obecność kochanka. I to wyjątkowo intensywnie. Jej ciało spięło się pod wpływem intruza, oddech zamarł w piersiach. Jan zaś zaczął napierać powoli, acz stanowczo zdobywając ją. Barbara pochwyciła twarz kochanka chcąc połączyć ich usta w pocałunku i powstrzymać chcące się wyrwać z jej gardła jęki. Zaparła się mocno nogami o pościel, czując jak jej ciało forsowane jest jest przez znacznej wielkości taran.
To było nowe doświadczenie… nawet hamowana bestia, była bestią. Jego pocałunki były drapieżnie, jego dłonie zaciskały się mocno na udach, jego ruchy bioder, jego obecność… twarde nieustępliwie. Była polem do jego podboju, wijąca się pod nim, drżąca, rozrywana przez intensywne doznania zarówno odrobiny bólu, jak i dużej rozkoszy. Jan nie był jej pierwszym… już miała trochę doświadczenia, już trochę przeżyła takich uniesień. To ułatwiało jej teraz… acz było przedsmakiem zapewne tylko tego co Jadźka doświadczała.
Tak cieszyłą się, że poprosiła by był delikatny. Nie wyobrażała sobie szybszego szturmu, już te igraszki odbierały jej zmysły, sprawiając, że z jej ust, pomiędzy pocałunkami, wyrwało się pierwsze ciche jęknięcie.
Kolejne ruchy bioder prowadziły ją ku spełnieniu, także i jego … co sprawiało że napierał mocniej i czynił odczucia intensywniejszymi. Coraz bliżej, coraz mocniej… krzyk rozkoszy zdusiły jego usta, a po chwili i ona poczuła że kochanek dotarł na szczyt w jej dolinie namiętności. Barbara zdyszana opadła na łóżko starając się zapanować nad własnym oddechem. Gorąco w jej wnętrzu sprawiał, że jej ciało nadal przeszywały dreszcze.
Jej… pasierb i kochanek zarazem legł u jej boku gładząc jej ciało delikatnymi muśnięciami palców i cmoknięciami w szyję. Magnatka przekręciła się i położyła na Janie i spoglądając z góry uśmiechając się do mężczyzny.
- Zaskoczyłeś mnie. - Pocałowała mężczyznę.
- Czymże niby?- zdziwił się szlachcic.
- Tą delikatniejszą swoją stroną. - Usiadła na torsie mężczyzny czując jak jej wilgotna kobiecość ociera się o owłosiony męski brzuch.
- Nie jestem dzikusem…- burknął szlachcic w odpowiedzi, ale nie słychać było gniewu w jego głosie.
- Yhym… a ostatnio przycisnąłeś mnie do ściany. - Magnatka zsunęła się niżej i poczuła między pośladkami męskość kochanka.
- Tak też bywa przyjemnie.- odparł cicho mężczyzna odpoczywając po niedawnych igraszkach.
Barbara obserwowała go w zadumie. O ile przyjemniej byłoby wyjść za Jana niż za jego ojca. Choć teraz… nie byłaby tym kim jest no i miałaby konkurencję w postaci Cosette. Bo toż ona kochała młodego dziedzica, czyż nie? Przesiadła się, na uda kochanka i wzięła w dłonie jego męskość bawiąc się nią delikatnie, tak jak Cosette robiła z męskością Evana. Czy powinna już wracać? Nie miała obowiązków, którymi musiałaby się zająć, jednak straże na górze mogły zacząć coś podejrzewać…. tylko… czy powinno ją to interesować. Smukłe palce badały każdą nierówność oręża kochanka, pod czułym wzrokiem szarych oczu magnatki.
Mężczyzna sapnął i zadrżał, gdy Basia poczęła wodzić palcami po berle mężczyzny który wszak należał do niej… jak cały zamek. Zabawne było to, że była jego macochą… ileż to bajań się nasłuchała o złych macochach gnębiących sieroty. A teraz sama była macochą i… miała własną sierotkę. Lecz żadnego gnębienia w planach.
Choć czy ta zabawa.. te igraszki to nie było tak jakby gnębienie. Jej wzrok powędrował na oczy Jana i na nich się zatrzymał. Jak bardzo nieodpowiednie było to co robili? Nie byli spokrewnieni jednak… ścisnęła nieco mocniej pochwycony oręż.
- Uważaj waćpani… bo taka śmiałość…- oddech jego był ciężki, spojrzenie dzikie i drapieżnie zawieszone na krągłościach jej piersi. - … spotka się… z odpłatą…- tą zresztą czuła pod palcami, ciepłą i jeszcze miękką, choć już powoli tężejącą… z każdym ruchem.
- Chcesz bym zaprzestała swych działań? - Basia nachyliła się nie przestając pieścić kochanka i pocałowała go delikatnie.
- Tego żem… nie rzekł…- odparł Jan poddając się i pieszczocie i pocałunkowi.- Tylko o konsekwencjach… pamiętaj.
Barbara przytaknęła ruchem głowy i pogłębiła pocałunek, ocierając dłońmi męskość kochanka o swoje podbrzusze.
Teraz całkiem był poddany jej woli i jej kaprysom. I jej pożądaniu. Gdy wodziła po orężu kochanka, czuła z każdym muśnięciem palców, jak coraz bliższy on jest ku ponownemu użyciu. Chciała by znów był w pełni sił. Nasłuchiwała co sprawia mu największą przyjemność i podążała tą drogą dalej. Dopiero gdy poczuła, że ściska w dłoniach znów twardy oręż kochanka, przerwała pocałunek i uniosła się na kolanach.
- Jakie… będą konsekwencje? - Szepnęła, nakierowując męskość kochanka na są kobiecość i powoli na niego opadając.
- Dobrze… wiesz…- sapnął, bo i ona poczuła… duże twarde… konsekwencje… teraz, gdy opadała na swój pal rozkoszy znów przekonując się jak hojnie obdarzonego ma pasierba.
Nasuwała go na siebie powoli starając się oswoić z ogromem leżącego pod nią mężczyzny. Czuła jak ją wypełnia, jak rozpycha się w jej wnętrzu.
- T..tak duży. - Wyjęczała, tracąc kontrolę nad swoim oddechem.
- Tttak…- stwierdził chrapliwie Jan wodząc dłońmi po udach dosiadającej go niczym ogiera kochance. Zresztą jej biodra poruszały się jakby go ujeżdżał w leniwej przejażdżce przez las. Jedynie oddech ciężki i drżące ciało Basi ukazywało, iż przejażdżka taka leniwa nie była i każdy ruch dostarczał intensywnych doznań.
Im bardziej ciało Basi przyzwyczajało się do kochanka, tym szybciej poruszała się magnatka nabijając się na jego długi pal. Czułą jak jej piersi zaczynają falowac, a po chwili podskakiwać, w rytm kolejnych podskoków. Rozkosz pochłaniała zmysły i myśli. Już nie zdawała sobie sprawy, że oddaje się kochankowi bezwstydnie w więziennej celi. Że drzwi do loszku są niedomknięte, że ktoś mógłby podejrzeć, że…
Nic nie miało znaczenia, poza kolejnym ruchem w górę i w dół… i przyjemnością ekstazę rozkosz krzykiem. Basia zatkała dłońmi usta nim doszła, nabijając się po raz kolejny na kochanka. Z trudem zapanowała nad okrzykiem, który chciał sie wyrwać z jej ust.
- Coś się stało?- zapytał żartobliwie mężczyzna przyglądający się kochance z pozycji leżącej.
Basia chciała coś odpowiedzieć, ale jedynie opuściła dłonie starając się złapać oddech, siedząc okrakiem na mężczyźnie.
- Wyglądasz na zmęczoną, czyżbyś ugryzła więcej niż zdołałabyś przełknąć?- pytał żartobliwie Jan wodząc palcami po udach jasnowłosej szlachcianki.
Magnatka nachyliłą się nad nim.
- Jeszcze nie wiem czy to “przełknę” bo nie doszedłeś. - Uśmiechnęła się do swego pasierba.
- Jestem blisko… -sapnął cicho mężczyzna, ściskając mocniej pośladki dziewczyny.
- Mam kontynuować? - Teraz to Barbara pozwoliła sobie na nieco żartobliwy ton.
- Możesz…- westchnął cicho Jan z trudem siląc się na obojętny ton.
- Na pewno? - Barbara poruszyła nieznacznie biodrami drażniąc bestię. - Tak.. chyba też ci dobrze, czyż nie?
- Mogłoby być lepiej… nie drocz się ze mną niewiasto, jeśli nadal mam być delikatny. - mruknął gniewnie szlachcic dając mocnego klapsa w pośladek kochanki.
Barbara jęknęła cicho, ale nie tylko z bólu. Od miejsca, które uderzył Jan rozlało się przyjemne ciepło. Przygryzła wargę spoglądając na niego z góry. Czy chciała by był delikatny? Czuła już otarcia po początku ich zabawy. Jednak z jakiegoś dziwnego powodu chciała więcej.
- Janie ja.. - Zagryzłą warge bojac się przyznać do swoich pragnień.
- Co ty?- zapytał, będąc jak większość mężczyzn, kiepski w odczytywaniu kobiecych pragnień.
- Ja… chcę posmakować prawdziwego ciebie. - Basia z trudem wydusiła z siebie te słowa, spoglądając na kochanka rozpalonym wzrokiem.
- Ja zawsze jestem prawdziwy… zawsze sobą.- mruknął szlachcic przewrócił się na bok zrzucając kochankę z siebie, chwycił za jej pukle i szarpnął zmuszając ją do wygięcia w łuk. Posiadł nagle, bolesnym szturmem podbijając jej intymne wrota i napierać począł w szybkim tempie nie dając dziewczynie złapać oddechu. Pocałunki na szyi i namiętne ściskanie krągłości piersi drugą dłonią nie łagodziły igiełek bólu jak i nie tłumiły rozkoszy, którą jej sprawiał każdym ruchem bioder. Nie oszczędzał magnatki, która czuła się jego zdobyczą... niewolnicą nawet pochwyconą przez niego i służącą do zaspokojenia jego rozkoszy. Na szczęście niewiele mu brakowało do eksplozji.
Magnatka wydała z siebie zduszony okrzyk, gdy poczułą nagły szturm, na sczescie chwilę później zasłoniła usta. To było.. było tak intensywne. Bolało, ale i tak czuła że mogłaby dojść od tej galopady.
Szlachcic doszedł z pewnością, poczuła to… w sobie. Dowód na to jaką mu rozkosz sprawiła.
Magnatka jęknęła wprost w swoje dłonie. Nie była pewna czy Jan od tego zatęskni, ale ona.. ona na pewno będzie musiała jakoś walczyć ze wspomnieniami tych igraszek.
- Za mocno? Wybacz… mogłem przesadzić.- mruknął skołowany mężczyzna czule muskając policzek jasnowłosej palcami.
- Za mocno. - Barbara przyznała mu rację, ale po chwili uśmiechnęła się. - Cóż… na pewno zadbałeś o to bym nie mogła o tobie zapomnieć. - Czule przeczesała dłonią włosy pasierba.
- Ty też jest trudno do zapomnienia.- mruknął w odpowiedzi mężczyzna całując policzek magnatki.
- Powinnam jednak wracać nim Cosette zacznie mnie szukać. - Barbara podniosła się na przedramionach i jęknęła z bólu. Naprawdę się doigrała.
- No tak… kochana Cosette… - zaśmiał się cicho Jan.- Urodziła się do bycia władczynią, tyle że nie w tej rodzinie co powinna.
- Na pewno wychodzi jej to dużo lepiej niż mi. - Magnatka uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Bardzo cię lubi.
- Doprawdy? - zdziwił się Jan i uśmiechnął.- Jest niewątpliwie wyjątkową niewiastą. To muszę przyznać.
- Muszę się zgodzić. - Basia usiadła na łożu Jana, starając się zapanować nad grymasem, który chciał wywołać ból w okolicach jej krocza. Gdyby tylko Jan nie był wilkołakiem… może teraz byliby z Cosette i Józef nie musiałby za nią wychodzić, a ona… szybko przegoniła smutne myśli. - I.. muszę też iść.
- Rozumiem.- odparł spokojnie Jan siadając obok.- Ja się stąd nie wybieram, więc wiesz gdzie mnie znaleźć.
- A ty wiesz gdzie znaleźć mnie. - Basia zaśmiała się. - Zajęłam sypialnię twojego ojca.

Magnatka wstała z łoża i poczuła jak po jej udach spływa nasienie mężczyzny powodując dodatkowe pieczenie. Starając się nie kuśtykać podeszła do porzuconej bielizny i zabrała się za ubieranie się.
Sam szlachcic też zabrał się w milczeniu za strojenie. Nie chciał świecić gołym zadkiem przed strażnikami.

Magnatka zerkała na niego zakładając kolejne warstwy odzienia i starając się je doprowadzić do ładu. Tuż po tym zabrała się za włosy, które także wysunęły się z upięć podczas ich zabaw.
- Nie pomogę… nie znam się na tym. Libenę albo Jadźkę winnaś poprosić. Obie są na górze.- poradził przyglądający się temu Jan.
- Większość życia radziłam sobie z tym sama. - Barbara starannie układała blond pasma w koczku. - A jeśli Jadźka mnie zauważy to nie opuszczę tej wieży do jutra.
- Czemu?- zaciekawił się szlachcic.
Magnatka spojrzała na niego z zadziornym uśmiechem i podeszła do odgiętych krat.
- Nie tylko tobie przypadłam do gustu. - Powiedziała cicho wychodząc z celi Jana.
- To mnie nie dziwi… acz Jadźka? To służka. Nie ma do ciebie przystępu, jeśli… sama nie pozwolisz. Czyżby tobie wpadła w oko? - zapytał podejrzliwie Jan.
- Cosette dba o to by takie służące były przy moich kąpielach… gdy się przebieram. - Magnatka spojrzała na mężczyznę za kratami. - A Jadźka potrafi zachęcić do siebie.
- To prawda… - zaśmiał się szlachcic przyglądając jasnowłosej dziewczynie.- … potrafi.
Magnatka przez chwilę przyglądała mu się z uśmiechem. Nawet nie zaskoczyło go, że ona czyni to też z kobietami. Jak bardzo wyuzdany był ten świat? Jak niewiele jeszcze o nim wiedziała.
- Pocałujesz mnie na pożegnanie? - Zaproponowała nieco nieśmiało.
-Tak.- szlachcic wstał i podszedł do Basi. Objął ją ramionami i pocałował.
Basia objęła dłońmi twarz mężczyzny odpowiadając na pocałunek. Nieco łagodziło to ból w kroczu. niechętnie też puściła go by udać się do Libeny.


Schody zdawały się udręką po intensywnych igraszkach z pasierbem. Że też Czeszka musiała mieszkać tak wysoko! W końcu jednak dotarła przed drzwi, zapukała i usłyszała.
- Wejść.
- Barbara otworzyłą drzwi i lekko rozchwianym krokiem weszła do srodka.
- W..witaj. - Zdyszana od bólu oparła się o ścianę.
- Och… nie spodziewałam się… ciebie.- Libena wydawała się skonfundowana widokiem magnatki, zapisując coś na pergaminie pośrodku kilku ksiąg rozłożonych na stole.
- Czy.. czy mogłabym jeszcze skorzystać z tej maści? - Barbara oparła się plecami o ścianę. - Chyba nie dotrę do swoich komnat.
- Och. Oczywiście.- Libena wstała od stołu i ruszyła wziąć słoiczek z maścią.- Rozsmakowałaś się w intensywnych zabawach?
- Gorzej.. dałam się uwieść Janowi. - Barbara westchnęła i powoli podeszła do pobliskiego krzesła, na którym bardzo ostrożnie usiadła.
- Wychodzi na to samo…- odezwała się Czeszka, podczas gdy drzwi do jej komnaty się otworzyły i weszła przez nie Jadźka rozwiązaną koszulą i bezczelnie powiększonym dekoltem. Niosła w ramionach koszyk z ziołami, warzywami i różnymi słoiczkami. Uśmiechnęła się zadziornie do do Basi stawiając koszyk koło stołu pochylona prowokacyjnie.
Basia przyjrzała się służce nie odezwała się jednak słowem, mając nadzieję, że ta za chwilę wyjdzie.
- Przyniosłam wiktuały i ziółka.- zakomunikowała Libenie, zerkając na magnatkę z łobuzerskim uśmiechem.
- Dobrze. Jesteś już wolna.- rzekła alchemiczka przynosząc to, po co Basia przybyła.
- Zostaw nas same. - Magnatka odezwała się spokojnie i tak wiedząc, że Jadźka i tak domyśliła się tego co miała się domyślić.
- Tak pani.- mruknęła Jadźka i dygnęła. Po czym wyszła nieśpiesznie z komnaty, podczas gdy Libena postawiła słoik na stole.
- Ech.. co ja mam z nią zrobić. - Magnatka zaczęła pomalutku podwijać spódnicę.
- Co tylko chcesz.- odparła z uśmiechem Libena.- Mimo swojej bezczelności zna swoje miejsce i umie trzymać język za zębami.
- Wiem.. wiem… - Magnatka zsunęła swoją bieliznę, obnażając podrażnioną kobiecość.
- Z pewnością wiesz…- zachichotała Czeszka kucając i zabierając się za nakładanie mazi i przynoszenie ulgi ciału Basi.- A może boisz się, że w końcu jej ulegniesz?
- Nieco już jej uległam.. dlatego tak martwię się co z nią zrobić. - Barbara westchnęła z ulgą. - Na szczęście za delikatna jestem dla niej.
- Nic. Jest mi potrzebna. I tam na dole też.- stwierdziła krótko Libena i cmoknęła skórę uda Basi pytając z zaciekawieniem.- Jak uległaś?
- To zależy o co dokładnie pytasz. - Barbara zaśmiała się cicho. - Nie martw się, mam świadomość tego jakie funkcje pełni Jadźka na zamku. Nawet Michał jest do niej przywiązany.
- Nie jest. Po prostu pilnuje, żeby Cosette jej nie wyrzuciła. Ochmistrzyni jest co prawda dość wyrozumiała jeśli chodzi o swobodne zachowanie, ale Jadźce zdarza się testować jej cierpliwość.- zachichotała Libena skupiona na pieszczotliwym dotyku przynoszącym ulgę zmaltretowanemu ciału Basi.
- A Jan… na moje nieszczęście już przy pierwszym spotkaniu przypadł mi do gustu.. tylko błagam nie mów mu tego i tak zbyt dobrze czyta co dzieje się w mojej głowie. - Barbara rozchyliła mocniej nogi by Czeszka mogła sięgnąć głębiej.
- A musi? Sama mu wszystko komunikujesz.- zaśmiała się Libena zajmując się rozprowadzaniem przynoszącej ulgę maści. Po czym dodała po chwili.- Gdzieś jeszcze potrzeba? Bo tu skończyłam.
- Ciut głębiej? - Basia nieco niepewnie wskazała gdzie ją boli. - Naprawdę... starałam się pilnować.
- Na pewno, czy może mam zawołać Jadźkę do pomocy?- spytała Czeszka z podejrzliwym uśmieszkiem próbując odkryć czy intencje Basi są na pewno szczere.
- Libeno… po prostu.. Jan był dla mnie jeszcze nieco za duży. - Basia westchnęła. - Naprawdę myślę jedynie o odpoczynku we własnym, pustym łożu.
- Oby…- palce Libeny zanurzyły się więc głębiej by i tam przynieść ulgę szlachciance. -.. to była prawda.
Alchemiczka spojrzała w górę dodając.- Bo… w innym przypadku…- nie dokończyła jednak tej groźby.
- C..co? - Basia spojrząła na nia pytającą czując mimo swoich słów przyjemność rozchodzącą się od strony jej kwiatu. - Wy.. wystarczy.
- Nic nic.- wymruczała Czeszka odsuwając się od magnatki i spojrzała z łobuzerskim uśmiechem.- Nie martw się mymi słowami.
- Już się przejęłam, dokończ proszę. - Barbara zabrała się za poprawianie bielizny, przy okazji nachylając się i prezentując swój głęboki dekolt Czeszce.
- Dałam bym ci posmakować naparu, zaciągnęłabym cię do łoża i wraz z Jadźką zniewoliła do tego stopnia, że wielbiłyście razem moje nagie ciało.- zamruczała Libena wstając i wpatrując się w dekolt Basi.- Choć… może i naparu nie trzeba by było?
- Muszę kiedyś się przygotować do podróży. - Barbara zaśmiała się przez co jej uniesione piersi nieco zafalowały. - Wyjeżdżam… Jan pozostanie pod twoją opieką.
- Jak zwykle… acz przygotować cię musi Cosette, ty tylko musisz wyjechać.- oblicze Libeny przysunęło się do dekoltu Basi. Język przesunął po skórze muskając piersi pieszczotliwie.
Magnatka zadrżała od tego dotyku. Po czym zaśmiała się.
- Och kusisz Libeno.. a ja już chciałam zapytać jak mój horoskop i czy uda mi się do was wrócić. - Uśmiechnęła się ciepło i przesunęła dłonią po udzie Czeszki.
- Ułożony… podróż nie zapowiada się tragicznie. Wrócisz cała i żywa, acz kłopoty cię czekają. Saturn przemierza twój znak.- mruknęła alchemiczka napierając na Basię.- Więc… ja i Jadźka czekamy na ciebie w mojej sypialni.
- Po powrocie? - Dłoń Basi przesunęła się na pośladek alchemiczki. - Czy teraz?
- Teraz… Jadźka i tak pewnie podsłuchuje pod drzwiami.- zamruczała Libena, ocierając się pupą o dłoń Basi.- I po powrocie. Zależy to tylko od twego kaprysu.
- Twoja maść pomaga ale otarcia nie znikają. - Basia zaśmiała się i sięgnęła palcami pomiędzy pośladki Czeszki dociskając tam jej suknię. - Czy będziecie wobec mnie delikatne?
- Oczywiście.- zamruczała Czeszka całując usta magnatki i chwytając za jej pośladki zaborczo. Ugniatała ta je leniwie przez jej strój.
Barbara przytuliła się do Libeny sprawiając, że ich piersi się spotkały i sama poczęła ugniatać pochwycone krągłości alchemiczki. Jej język wsunął się do ust Czeszki. Nie powinna tego robić.. czuła że z każdą chwilą coraz trudniej ją zaspokoić.
Alchemiczka z przyjemnością oddała się temu pocałunkowi, sama masując i ugniatając krągłości szlachcianki powoli. Piersi ocierały się o siebie coraz mocniej, gdy ich oddechy przyspieszały.
- To.. zawołamy ją? - Magnatka odezwała się szeptem pomiędzy pocałunkami, tak by jedynie Libena mogła ją usłyszeć.
- Tak.- mruknęła Libena całując szyję Basi i rozkoszując krągłościami pośladków dziewczyny.
Magnatka zamruczała z rozkoszy poddając się tej pieszczocie, po czym odezwała się nieco głośniej.
- Jadźka… możesz wejść. - Jej głos był już rozpalony a ciało coraz mocniej wtulało się w Czeszkę.
Jak przewidziała alchemiczka, ciekawska Jadźka musiała podsłuchiwać bo weszła od razu.
Podeszła od razu do pieszczących się kobiet. Od razu poczęła podwijać od tyłu suknię Basi i z chichotem wślizgnęła się pod suknię i giezło. I szlachcianka poczuła jej ciepły języczek wodzący prowokująco pomiędzy pośladkami “uwięzionej” magnatki.
- Odczuwam.. zmowę. - Barbara jęknęła cicho czując wilgoć na swych krągłościach i pomiędzy nimi.
- Znam dobrze Jadźkę… i korzystam… z niej…- wymruczała cicho alchemiczka kąsając delikatnie kark i wodząc pośladkach pomiędzy którymi wił się język Jadźki. Służka sięgnęła pulchnymi palcami na oślep masując czule wilgotne miejsce między udami magnatki.
Magnatka zadrżała i odgięła się nieco do tyłu w ramionach alchemiczk, eksponujac przy tym swój dekolt. Co wykorzystała Libena całując i smakując językiem piersi szlachcianki. I mrucząc przy tym.
- Rzadko mam okazję gościć w mej alkowie więcej niż jedną kochankę… a trochę tęsknię za Pragą. Za dawną Pragą.
- Obawiam się, że daleko mi.. do doświadczenia Prażanek. - Magnatka z trudem panowała nad swoim głosem i ciałem, które zaczynało drżeć z podniecenia.
- Wydajesz się być… pojętną uczennicą.- zamruczała Libena całując dekolt i szyję uwięzionej pomiędzy nimi magnatki.
- Bo… mam cudownych nauczycieli. - Magnatka rozchyliła nieco nogi dając do siebie dostęp Jadźce.
- Z pewnością…- mruknęła Czeszka całując usta Basi. Język Jadźki wodził leniwie, od czasu do czasu dotykając wrażliwy obszar między jej pośladkami.- Może… zrzucimy szaty i sprawdzimy ile osób może się zmieścić na łóżku.
- Brzmi dobrze. - Mimo swoich słów magnatka obiecała sobie, że musi poprosić Cosette o suknie, które łatwiej się zdejmuje. - Pomo..żecie mi?
- Oczywiście.- obie oderwały się od niej. I zabrały za rozdziewanie magnatki powoli i z pietyzmem, delektując się odkrywanymi widokami.
Dotyk obu kobiet sprawił, że Basi zrobiło się potwornie ciepło i z ulgą przyjmowała teraz chłód wieży, oddając się obu kochankom.
Wkrótce całkowicie obnażona przyglądać się musiała, jak jej kochanki rozdziewając się. Jadźka była pulchna w atrakcyjny sposób. Jej atrybuty były rozkosznie okrągłe i miękkie. Libena wyższa i zgrabniejsza. Magnatka oparła się o biurko Czeszki obserwując obie kobiety i nieco tracąc na pewności. Nie powinna tego robić. Powinna odpocząć przed podróżą.
Miała jeszcze chwilę dla siebie, chwilę by chwycić giezło i uciec na schody, chwilę by odmówić… chwilę… ostatnią chwilę na zmianę planów. Nagie bowiem dziewczęta ruszyły do łoża zerkając na Basię i oczekując, że się do nich przyłączy.
Magnatka spojrzała na swoje, spoczywające na podłodze, ubranie.
- Nie powinno mnie tu być. - Powiedziała cicho.
Kobiety zatrzymały się zaskoczone i Libena rzekła cicho. - Waćpani sama powinna zadecydować gdzie być powinna.
Barbara przyjrzała się obu nagim kobietom. Były piękne… kuszące. To nie tak, że ich nie pragnęła. Jednak… nadto było dziś tych igraszek.
- Wybaczcie mi kochane, udam się do siebie. - Schyliła się by podnieść swoją bieliznę. - Nie przejmujcie się.
- No cóż…- odparła Libena siadając na łóżku i zakładając nogę na nogę. Uśmiechnęła się dodając.- … jeśli tego sobie waćpani życzy.
Basia naciągnęła na siebie koszulę.
- Obiecuję wam to wynagrodzić po powrocie. - Magnatka spojrzała tęsknie na nogi Libeny? Czemu musiała mieć te wyrzuty sumienia? Cóż.. nic się na to nie dało poradzić. Założyła pantalony i zabrała się za zapinanie sukni.
- Nie masz powodu, by nam cokolwiek wynagradzać.- odparła Libena, acz Jadźka podeszła z uśmiechem na swoim obliczu i wymruczała.- Acz będzie miło, jeśli waćpani mnie… na odwiedzi… takie droczenie… jest ekscytujące.
Basia zaśmiała się i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Lepiej zatroszcz się o naszą alchemiczkę. - Klepnęła Jadźkę w pupę i ruszyła w kierunku drzwi.


W końcu nadszedł czas podróży. Kolasa już była przygotowana i jeszcze wóz załadowany rzeczami potrzebnymi magnatce w podróży. Służki już czekały przy kolasce; Ewa i obok niej druga służka. Basia nie miała okazji się jej przyjrzeć, ale wyglądała na to że nieco młodsza od niej.
Nie miała czasu się jednak im przyglądać, gdyż jej oczy (jak i dwórek przyglądających się jej wyjazdowi) przyciągali towarzysze pancerni, cała czternastka młodych dziarskich wojaków w kolczugach pod dowództwem pana Michała. Jej strażnicy wyglądali na kompetentną grupkę, nawet jeśli nieco dziką. Do tego było jeszcze parę sług mających zajmować się rozstawianiem namiotów, zbieraniem chrustu oraz pilnowaniem koni. Wyglądało to jak mała karawana kupiecka. Czyżby właśnie tak przyjdzie jej zawsze podróżować ?
Otoczonej ludźmi ze wszystkich stron? W wygodzie ale i w zamknięciu?
Miała nad czym myśleć w podróży do rodzinnych ziem. Czekało ją pięć dni podróży do domu. A raczej miejsca które było jej domem. Przecież w rodzinnych stronach nie żył żaden jej krewny, a sąsiedzi?
Tych przecie znała słabo. Już więcej znajomych twarzy mogła zoczyć wśród klasztornych sióstr.
Czy naprawdę chciała tam wracać? Zobaczyć te wszystkie zazdrosne spojrzenia ukryte za maską fałszywych uśmiechów?
Och… z pewnością będą jej współczuć lub gratulować. Lub jedno i drugie. Czy powrót w rodzinne strony był rzeczywiście dobrym pomysłem?
Cóż… teraz było za późno na zmianę zdania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline