Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 19:48   #136
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Na początek poproszę test na SW czy widok nosfka nim wstrząsnął, a jeśli tak to na jakieś socjalne czy zdołał ten fakt zamaskować. Oraz na wiedzę czy Healy wie że to nosferatu lub co to są nosferatu XD
Nie, już robiłem SW. Nie wstrząsnął specjalnie, masz zimną krew. Gdyby nie wyszedł to zasugerowałbym atak gdy tylko tą pocieszną mordę Patrick zauważył.
Co do wiedzy, Patrick wie, że niektóre wampiry mogą wyglądać paskudnie, ale do tej pory kojarzył to z Sabatem. Tyle z wiedzy.
Aaaaa, nie wiem czy było dość czytelne z opisu, pierścień wspomógł SW magyą odprzeć się efektowi mentalnym, opór był odruchowy i trudny do zidentyfikowania

“Widziałem brzydsze… niewiele brzydsze, ale jednak.” - pomyślał Healy na widok kreatury, ale zdobył się na uśmiech i słowa.
- Tak… a ty jesteś?
- Okazałbym więcej manier gdybyście otworzyli szybę - stwór powiedział z wyraźna uszczypliwością, lecz raczej nie chował urazy - Jørgen mnie zwą śmiertelni, możesz też mi mówić Kościtrzask - zbitka ksywa stwora brzmiała podobnie do niektórych polskich słów jakich Patrick nasłuchał się podczas gościny u Jacka.
- Jørgen będzie mi łatwiej.- odparł Healy otwierając drzwi wozu.- Skąd to drugie imię… z miejsca narodzin?
- Jest w moim ojczystym języku, jeszcze przed kilkuset laty. To… - stwór zamyślił się robiąc Patrikowi miejsce na wyjście - Bonebreaker - nieporadnie przeszedł na angielski - mniej, więcej.
- Chyba byłem w tym twoim ojczystym kraju niedawno… Polska?- zapytał Healy wysiadając i zamykając za sobą drzwi, a następnie dodał.- Wkrótce ktoś tu się zjawi, a póki co… co możesz powiedzieć o tym miejscu. Jaką ma historię? Bo węzły zazwyczaj jakąś mają.
- Polska - Kościtrzask przytaknął - chociaż z rejonów które już do niej nie należą. Długa historia - nosferatu wyglądał na trochę rozmarzonego - może się przejdziemy? Gdy nogi pracują, lepiej się myśli, a ty pewnie zmarzniesz stojąc na deszczu. Ja prawdę mówiąc trochę się wkurzam stojąc na widoku - stwierdził uśmiechając się krzywo zębiskami jak gdyby był przystojnym aktorem. Mięso czerwonego języka wystawało bokiem bezwładnie.
- Czemu nie.- odparł Healy podążając za wampirem i rozglądając się odruchowo w poszukiwaniu zagrożeń oraz miejsc z których można było uzyskać taktyczną przewagę. Nie do końca ufał rozmówcy kojarząc takie paskudy z Sabatem raczej.
Nosferatu zaprosił Patricka w drogę szerokim gestem dłonią, niemal gospodarskim i dziwnie wytwornym jak na okoliczności i aparycję paskudy. Przeszli przez boczną bramę cmentarza, niezbyt oddaloną od głównej i zaczęli spacer szeroką alejką nieopodal boczne ogrodzenia, acz nie tuż przy nim. Na cmentarzu pachniało deszczem, mokrą ziemią i drewnem wielkich, wybujałych drzew po tej stronie cmentarza. Wyglądało raczej bezpiecznie.
- Wyglądasz na zaniepokojonego - Kościtrzask stwierdził pewnie.
- Jestem żołnierzem… na wojnie… gdybym był spokojny, to byłbym martwy.- stwierdził żartobliwie Patrick.
- To co innego - nosferatu stwierdził poważnie i bez ostrzeżenia klepnął Patricka w plecy - macie jaja. I macie oko. Dopiero teraz rozumiem, wy mnie widzicie prawdziwie - wampir stwierdził z uznaniem - przepraszam za moje niedbalstwo. Nawykły jestem do mniejszego skupienia nad utrzymywaniem maski przed śmiertelnymi w przeciwieństwie do wampirów. Jak widać jesteś niezwykły. Niepotrzebnie was niepokoiłem.
- Nie ma sprawy. Różne rzeczy już widziałem w życiu. W Belfaście było niezłe piekiełko… czasami dosłownie. - odparł pół żartem Irlandczyk.
- Na pewno Książe o tym posłucha z chęcią, widział, i Niebo, i Piekło - Kościtrzask powiedział dziwnie natchnionym głosem - ale do rzeczy, to co nazywacie węzłami. Ten tutaj… wiedzieliśmy, że tutaj jest moc, lecz do tej pory była skryta. Niestety przelanie krwi rodu Canarla mogło zburzyć misternie budowane zasłony nad tym miejscem. Nie jestem dobry w opowiadaniu historii. Co wiecie o naszych starszych?
- Że najstarszy zabił Abla, a potem stworzył pierwszych których…. eee…. potomkowie zakopali przed Potopem? - Healy wzruszył ramionami przepraszająco.- Nie jestem tu badań… ja robię za mięśniaka.
- Że są skurwysynami - Kościtrzask skwitował spokojnie - do tego dość potężnymi skurwysynami. W tym miejscu mieścił się nie tylko pałac jedno z nich, ale również tutaj został zabity.
- To chyba dobrze że został zabity… a ten pałac… dosłownie w tym miejscu?- Healy kucnął przyglądając się powierzchni ziemi.
- To było dawno temu - nosferatu powiedział spokojnie - chociaż energia tego miejsca utrzymuje w dość dobrym stanie niektóre sale, nawet je odnowiliśmy. Reszta to jak ślady z wykopalisk, poniżej poziomu grobów. Cześć zniszczono, część zasypano. Długo opowiadać. Było to paskudne miejsce, sprzeczne z Bogiem.
- Acha… a co znaleziono na tych wykopaliskach? - zaciekawił się Irlandczyk przyglądając się nagrobkom na cmentarzu, by ocenić kiedy powstały i kogo tu grzebano.
- My nie musieliśmy kopać- Kościtrzask sprostował - miałem na myśli, że gdybyś kopał poniżej grobów, znalazłbyś coś jak to, co znajdują archeologowie, w większości miejsc. Nasz pierwszy Książę zabił tego wampira, można powiedzieć, że Rodzina Liliehammer siedzi w tym od początku.
- Możliwe że tak możliwe, że nie. - zadumał się Healy przyglądając nowym nagrobkom i świeżym datom na tanim podróbkach marmurów. Irlandczyk wstał coś rozważając.
- Pójdziemy w kierunku starej części cmentarza?
- Tak - Nosferatu stwierdził szybo - przespacerujemy się po spirali. Lepiej nie moczyć się po mniejszych ścieżkach między grobami. Dlaczego was interesuje to miejsce? Czy może, czemu interesuje ono te stwory?
- Czerpią z nich energię, jako i my. - wyjaśnił Healy krótko, by rozwinąć tą kwestię po chwili.- Paliwo które można użyć do wywołania silnych efektów. Tylko one są bardziej od niej uzależnione.
- Krew jest krew - podsumował wampir zakręcając drogę, tym razem szli prawie wzdół drugiej ściany. Powoli zrywał się nieprzyjemny wiatr, zacinając deszczem po twarzy.
- Tu chodzi bardziej o kwintesencję… czysty destylat magyi.- wyjaśnił Healy olutając się mocniej.
- Czarownicy i wasze dziwne prawidła - wampir stwierdził bardziej do siebie - nie wpuszczę was do samej sali pamiątkowej, przejdziemy się tylko po cmentarzu.
- A co jest w sali pamiątkowej, jeśli można wiedzieć? - zapytał Patrick podążając za nieumarłych.
- Zwłoki Odyna - Kościtrzask powiedział poważnie - i tak wiecie, że to tutaj, zatem może będziecie szukać, ale potraktujemy to jako zniewagę, wojnę. Okazujemy zaufanie oprowadzając tutaj i informując, ale mamy granice. Teraz mówię w imieniu panującego nam Księcia.
- Widziałeś je? -zapytał zaciekawiony Healy i dodał. - Nie zamierzamy wam tu bruździć. Nie martw się, niemniej jeśli to miejsce okaże się węzłem, to trzeba będzie wzmocnić jego ochronę… konkurencja za nic ma wasze granice.
- Oczywiście. Nawet broniłem przed Leifem. Widzisz… Odyn do końca nie odszedł. Nie ma dla niego drogi powrotu, lecz jego moc rozkłada się powoli. Leif chciał zabrać jego zwłoki. Musiałem interweniować, a sami mu zapewniliśmy wizytę tutaj. Liczyliśmy, że zrozumie, iż to uprzejmość ze względu na jego krew. Nie uszanował. Zabezpieczenia, dobrze prawisz. Będzie trzeba z wiedźmą Martą i i Tremere to uzgodnić.
- To znaczy co? Gniją, mumifikują się, rozsypują w pył?- zapytał odruchowo Irlandczyk i dodał.- Jeśli tu jest węzeł, batiuszka zrobi rytuał który utrudni potworkom przyssanie się do tej studni mocy. To powinno ich zniechęcić do próby go przejęcia. W teorii.
- Schnie - przeszli przez kolejne alejki, dochodząc do centrum starego cmentarza - normalnie martwe wampiry, zależnie od wieku momentalnie rozsypują się w proch. Czasem szczególnie młode mogą ekspresowo gnić. Tutaj trwa to i trwa… Może wy teraz coś powiecie interesującego?
- Co na przykład?- zapytał Irlandczyk.
- Jak wygląda twa sztuka, magu.
- Tak jak Tremere tyle że bez ograniczeń poza granicami opanowania poszczególnych aspektów rzeczywistości. Mistrzowie potrafią naprawdę niesamowite rzeczy, a ja…- pogwizdując dotknął palcami jednego z nagrobków sięgając do Sił i pobierając ciepło z kropel wody natychmiast pokrywając nagrobek warstewką lodu. -... mam kontrolę tylko nad niektórymi aspektami.
Kościtrzask stanowczo pokiwał łbem, machając przy tym językiem trochę jak kawałkiem szmaty na wietrze, lecz chyba wyrażał uznanie.
- Wasze zabezpieczenia są cenne. Na szczęście Sabat nie wie o tym miejsce, wedle tego co się orientuję. Nie wiem jak te stwory.
- Batiuszka jest specjalistą od aspektu duchowego… wygląda to może mniej widowiskowo ale…- Healy sięgnął po dzwoniącą komórkę.
- Słucham?- mruknął do rozmówcy.- Ok… my tu już czekamy.
Po czym zwrócił się do wampira.- Za pół godziny będą.
- Bardzo dobrze… - Kościtrzask stwierdził patrząc gdzie w dal. Przystanął i kucnął, odkładając parasol na bok.
- Widzisz?
Patrick na moment skupił się na sobie, po tym na otoczeniu. Czy coś sygnalizowało niezwykłe wydarzenie? Oczami nic nie widział, węchem czuł tylko burzę, słyszał deszcz.
Czuł ozon. O cholera - chciało się rzucić w myślach.
- Powinniśmy się udać do mojego wozu.- zaproponował cicho Patrick.
- Nie - Kościtrzask powiedział również cicho - to jakiś sabatnik, może ich Tremere. Ten drugi, powinien być słabszy, głównego maga załatwiliśmy.
- Jesteś pewien?- zapytał Healy sięgając do kieszeni. Wyjął etergogle, założył je na nos.. przestawił na odpowiednie soczewki pogwizdując cicho… zajrzał w świat duchowy i na pierwszą, by upewnić się jakie byty szlajają się po cmentarzu… i że ów sabatnik jest sam.
Rękawica w tym miejsce była zdecydowanie zbyt gruba, jak na mityczne i historyczne korzenie, tym bardziej jeśli gdzieś tutaj znajdował się węzeł. Ewidentnie ktoś musiał ją wzmocnić na całym obszarze, trochę przy tym przesadzając.
Kwintesencji nie było gęściej niż w całym mieście, słynne warunki miasta gdzie drobiny wolnej Vis były jak pyłek na wietrze. Chociaż dalej czuł zapach ozonu. Nie mógł zidentyfikować jakiegoś punktu szczególnych zawirowań.
Na szczęście okularki miały różne ustawienia i skoro duch zawiódł, to umysł? Zmiana soczewek zajęła mu chwilę i Healy zaczął skanowanie w poszukiwaniu istot myślących.
Stary dobry mind-scan działał jak zawsze, z minimalnym opóźnieniem gdy elektrody zmieniały polaryzację eteru. Mlecznobiała poświata emocji skutecznie ograniczyła zrozumienie rzeczywistej przestrzeni. Lecz przed sobą, być może za budynkami (widział tylko plamę bieli) malował się błękitno-granatowy kolor, jak rozczepiony pryzmat. Jakaś umysłowość, może aura mentalna.
- Węszę podstęp… bądźmy ostrożni.- mruknął Healy sięgając do kieszeni i pospiesznie coś montując pospiesznie obwody łączące tranzystor i diodę, owijając drutem oba obiekty wokół niedużej baterii.
- On nas też wywęszy - Kościtrzask stwierdził cicho, wyglądając na lekko zmieszanego wyczynami “maga” lecz mimo wszystko trzymając fason - oflankuję go.
- Dobrze… ja pójdę jako wabik. - stwierdził cicho Healy, któremu pozostało zaufać w moc swego Arkanao. Po czym ruszył w przeciwnym kierunku.
Prawie się udało. Wampir zniknął w deszczu i ciemności nocy szybciej niż Patrick się spodziewał. Co gorsza, chyba nawet za bardzo nie było w tym nadnaturalnego działania. Kościtrzask skradał się jak ninja.
Patrick podszedł w mroku w kierunku, gdzie widział świadomość. Przeszły go ciarki, jakby ktoś go obserwował. I wtedy, w ciemności dostrzegł zarys małej postaci. Chyba kobiecej. I miły dla ucha głos.
- Znowu się widzimy, słodziaku.
Serce przebudzonego zabiło mocniej.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie.- syknął w odpowiedzi Healy i zaklął w myślach. “Sabatnik... dobre sobie.” W wozie miałby więcej opcji bitewnych.
- Możesz poświecić latarką. Albo temu drugiemu, wiem, że tutaj gdzieś jest - chyba zaśmiała się - wyobraź sobie, że nawet nie planowałam tej wizyty.
- Po co… jest tak romantycznie… stary cmentarz, ciemno jak w dupie u murzyna i leje jak z cebra.- odparł ironicznie Healy.
- Jesteś zabawny - stwierdziła jakby w zamyśleniu - mógłbyś nawet przez pewien czas mnie zabawiać.
- Nie sądzę… wiem jak kończą wasi sojusznicy. Gówniana perspektywa jak dla mnie. Ale cóż… ja nie jestem tchórzem, więc ich punktu widzenia nie zrozumiem.- odparł Irlandczyk oceniając czy zdoła rzucić w nią granatem, zanim przypuści atak. Nie… chyba nie. Strzał. Z bliskiej odległości, Ćwikła mogłaby… może coś zdziałać.
- Każdy kiedyś umrze - stwierdziła bardzo machinalnie - nie sądzę abym miała ochotę dziś cię zabić. Przekażesz Jonathanowi, iz zaimponowała mi jego sztuczka? Chyba jedyna której się nauczył, ale za to dobrze. Następnym razem o tym z nim porozmawiam.
Patrick czuł, iż pocą się mu ręce. Może to deszcz zakrzywiony wiatrem?
- Nie wątpię że on z tobą też.- odparł z uśmiechem Healy przyglądając się “dziewczynie” i nie mogąc przebić mroku. - Z pewnością postaramy się tobie znów… zaimponować.
- Zaprowadzisz mnie do staruszka Odyna zanim przyjedzie reszta czy przełożymy to na inny termin? Mogłabym ci za to coś dać - powiedziała jeszcze słodszym, dziecięcym głosem. Brzmiało to trochę jak dziecko wymieniające się karteczkami z zeszytu.
- Nie mam pojęcia gdzie jest staruszek Odyn. To tajemnica miejscowego klanu. Ich popytaj.- wzruszył ramionami. Healy- Nie wiem gdzie jest i nie wiem jak tam wejść. I chyba ty też nie. Tyle że mnie nie interesuje by tam wejść. Przedpotopowe zwłoki mało mnie kręcą.
- No tak, wolisz żywą, jeszcze nie szturchaną - Irlandczyk przysięgły, iż dziewczyna zmrużyła oczy, przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się słodko - w końcu miała swego pierwszego.
- Dlatego ty mnie kręcisz… moja droga. Opętane zwłoki nie mają za wiele uroku. - nie dał się sprowokować, uśmiechał szyderczo zaciskając zęby w gniewie.
- Nie jestem opętanymi zwłokami - zaśmiała się chichocząc - musi ci być przykro, że nawaliłeś. Dobrze, dam coś.
Podeszła do Patricka bliżej. Teraz widział, ta sama nastolatka z którą przygody mieli w starym budynku fundacji. Błękitne oczy, rumiana buzia. Aby dosięgnąć mu do ucha, musiała stanąć na palcach. Włosy dziewczyny opadły mu na rękę i ramię, jakby niezdarnie podparła się rami o jego bark, sięgając do intymnego, tajemniczego szeptu.
- Spytaj waszego Mistrza Czasu, spytaj waszą Adeptkę Czasu, spytaj waszego maga śmierci z wizjami dlaczego nikt nie przewidział co ją czeka. Czy może była to akceptowalna starata.
I jak gdyby nigdy nic odsunęła się z szerokim uśmiechem białych, równych zębów wymalowanym na twarzy.
- Pora na mnie. Jeśli chcesz jednak mnie zatrzymać, to dobry czas - mówiąc to odwróciła się do niego plecami idąc w głąb nocy.
- Nie zamierzam… a i przede wszystkim… jestem rozczarowany….- odparł ironicznie Patrick spoglądając na plecy dziewczyny. -... jak na siewców apokalipsy… jesteście oboje strasznie małostkowi. Zabawy w gwałt… to takie… umniejszające
- Nie jesteśmy siewcami - usłyszał na odchodne. Po tym stracił dziewczynę z oczu. Chwilę po tym, z ciemności zaszedł go od tyłu Kościtrzask. Tym razem Patrick usłyszał go, mimo deszczu, odrobinę wcześniej.
- To był ten stwór - wampir stwierdził gorszko.
- Tak. To był ten stwór. Nie żaden wampir.- odparł ponuro Healy.- I zamierza zrobić paskudną rzecz z ciałem Odyna.
Wzruszył ramionami Irlandczyk dodając.- Lepiej wzmocnijcie patrole w okolicy jego grobu.
- Miała aurę podobną do tej co wielu sabatników - nosferat stwierdził warcząc.
- Niezupełnie… to ich aura została naznaczona jej dotykiem. Tutejsi sabatnicy mutują. - wyjaśnił Healy spokojnie.
- Skutek jest ten, iż trudno mi to rozróżnić - Kościtrzask stwierdził poirytowany. Uspokoił się dopiero po kilku chwilach.
- Przepraszam - rzucił niechętnie.
- Przeżyliśmy… tym razem, więc problemu nie ma. I wygadała się co do swoich celów. Reszta to… podpucha z jej strony.- odparł Irlandczyk wzruszając ramionami.
- Jaka podpucha? Nie słyszałem waszej rozmowy.
- Nieważne… takie tam drażnienie i próby skłócenia mnie z sojusznikami.- wzruszył ramionami Patrick. - Ważne jest to czemu się tu zjawiła i czego szuka. Zwłok Odyna.
Telefon Patricka zadzwonił, połączenie od ojca Adama.
Healy odebrał i krótko wyjaśnił gdzie jest. Nie wspomniał o wizycie Miss Storm. Na to przyjdzie czas później.

Po kilku szybkich chwilach zobaczyli światło latarki niesionej przez ojca Adama oraz powoli poruszającego się Iwana. Nowoprzybyli przywitali się i przedstawili Kościtrzaskowi. Iwan wyglądał na zaskoczonego.
- Nie wiem jak wy, ale ja nigdzie nie widzę ani śladu węzła - rosjanin stwierdził ciężko wzdychając.
- Miss Storm raczyła się tu zjawić. Więc musi być powód dla którego tu przylazła.- odparł Healy wzruszając ramionami. Spojrzał na Nosferatu.- Może oświecisz także ich na temat historii tego miejsca?
Iwan wyglądał na zaskoczonego, lecz zanim zaczął zadawać pytania Patrickowi, przyjął krótkie, acz treściwe wyjaśnienia starego Nosferatu. Duchowny wyglądał na bardzo strapionego.
- Ta diablica, czemu odeszła?
- Nie wiem. Nie raczyła wyjaśnić.- wzruszył ramionami Patrick. - Próbowała mącić jak ostatnio, subtelnie straszyła jak ostatnio i próbowała być figlarna… też jak ostatnio.
- To pułapka - Iwan stwierdził spokojnie - chce abyśmy ściągnęli tutaj siły na obronę Odyna. Również wampirze - spojrzał na zniekształconą twarz krwiopijcy porozumiewawczo - aby mieć wszystkich na raz. Nie może wszak być w kilku miejsca jednocześnie. Ale, jeśli obrony nie przygotujemy, dostanie to co chce za darmo.
- Możliwe. -odparł Irlandczyk wsadzając dłonie w kieszenie. - Możliwe też że uderzy na dwa fronty. W jednym miejscu ze swoim towarzyszem. W drugie pośle kundle Sabatu.
- Raczej będa się rodzielać. Ostatnio przygotowani ledwo daliśmy radę temu Königstigerowi - skojarzenie z niemieckim czołgiem w ustach rosjanina brzmiało dziwnie.
- Chwila…
Nosferatu wydał jakiś dziwny odgłos, chyba okrzyk, wołanie lub śpiew. Po chwili na na jego ramieniu wylądował jakiś nocny ptak, chyba sowa. Po następnych, dziwnych szeptach odleciał.
- Wiadomość - wyjaśnił.
- Do swoich? - Iwan był zaintrygowany.
- Tak, ruchy Sabatu. Zobaczymy co przyniesie.
- Dobrze - starszy duchowny przytaknął wampirowi - Patricku, skoro mamy czas, chcesz rozstawić tu i ukryć swój sprzęt? Jeśli dobrze go zabezpieczyć, będzie to zysk. O ile pozwolicie - Iwan spojrzał na wampira.
- Oczywiście - nosferatu przytaknął - wskażę nawet wokół jakiego okręgu docelowo sugerowałbym zagęszczenie.
- Ruszają tutaj w odwiedziny?- zapytał Healy spoglądając na Kościtrzaska.
- Dowiemy się do pół godziny - Kościtrzask stwierdził - na teraz, to nie. Posłałem zapytanie czy coś się zmieniło.
- Zużyłem materiały wybuchowe na ostatnią potyczkę. Nie mam min.- zadumał się Irlandczyk, po czym ruszył z powrotem do wozu, by uzbroić się i wziąć co tu mu jeszcze zostało z zapasów bojowych.

Niewiele tego było, niemniej dysponował jeszcze bronią. Przemyconą taktyczną śrutówką. Resztę musiał dorobić korzystając z chemikaliów i magyi. Zapalników radiowych trochę miał. Potrzebował jedynie zrobić coś co mogłyby wysadzić. Więc pod osłoną bagażnika i z pomocą rękawicy z wypełnionymi gniazdami zaczął pracować nad materiałem wybuchowym. Po zmieszaniu kilku reagentów i potraktowane rękawicą zaczął lepić małe kostki wybuchowego ognia greckiego. Odpowiednio założone będą paskudną niespodzianką, tym bardziej że taki ogień nie gasnął pod wpływem wody… wprost przeciwnie. Zamierzał stworzyć z tego ognia bariery otaczające… no właśnie. Healy nie wiedział którego miejsca mają bronić, więc musiał zapytać batiuszkę o konkrety. Dodatkowo oprócz już założonego na siebie arsenału, dołożył załatwiony przez ojca Adama dość niezwykły obrzyn z dwoma pociskami wzmocnionymi Pierwszym aspektem rzeczywistości. Broń ostatniej szansy.
Tak wyposażony ruszył z powrotem do batiuszki, by dowiedzieć się wokół jakiego miejsca ma rozstawić “pułapki”.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline