Dietmar zgłosił się na ochotnika. Od Caspara wziął klucz i wcisnął się w dziurę wybitą w drzwiach. Przez chwilę czekał, ale podłoga za nic nie chciała się zapaść, więc zebrał się w sobie i postawił pierwszy, niepewny krok… Podłoga stawiała solidny opór, tak jakby pod nią nie znajdowała się kilkumetrowa dziura tylko lita skała. Z coraz większą pewnością Rache stawiał kolejne kroki, aż w końcu dotarł na drugą stronę korytarza.
Próg przed drzwiami był bardzo wąski. Ledwo starczał by oprzeć na nim stopy, ale Dietmar nie chciał stać na ruchomej podłodze w momencie, w którym miałby podjąć próbę otwarcia przejścia. Zaparł się plecami o wąską futrynę i zaczął próbować kolejne klucze. Trzeci spasował. Cyrulik spiął się w sobie, gotów do skoku w jakąkolwiek stronę na wypadek, gdyby obrót klucza spowodował uruchomienie pułapki. Ale nic takiego się nie stało. Długo nieużywany, nienasmarowany zamek zgrzytnął z oporem i Dietmar nacisnął klamkę, otwierając drzwi.
Do momentu, w którym reszta śmiałków, wyposażona w światło nie dotarła do niego, nie był w stanie stwierdzić, co znajduje się za drzwiami. Widział tylko kontury, które wkrótce rozświetliło światło lampy. Znaleźli się w gabinecie, który prawdopodobnie był końcem podklasztornych katakumb - nie było kolejnych drzwi. Stało tu duże, czernione biurko wraz z mobilnym krzesłem wykonanym z połączonych stalowymi obręczami kości jakiegoś dziwacznego stworzenia, którego gadzia czaszka umieszczona była tak, że wisiała nad głową osoby siedzącej w krześle. Na ścianach wisiały dwa stare, nieco wyblakłe arrasy przedstawiające nie sielskie sceny, a skomplikowane alchemiczne i okultystyczne symbole.
Biurko zarzucone było papierami i notatnikami. Pomiędzy nimi stała metalowa, czarna skrzynka. Miała srebrne okucia i grawerowane plakietki, pełne dziwnych symboli. Nie była duża – liczyła może łokieć długości i mniej niż tyle szerokości i wysokości. Zaopatrzona była w zamek, ale żaden z kluczy nie pasował. Ten, który powinien otworzyć puzdro musiał być trójkątny w przekroju. Wśród papierów był też mały, brązowy kluczyk, który jak się wydawało, powinien pasować do zamków w trzech szufladach biurka.