Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 21:17   #106
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kapłan odetchnął z ulgą, gdy ta audiencja się skończyła. To nie było miejsce dla krasnoluda. Nie czuł się swobodnie w tym miejscu i w takiej sytuacji. Nic dziwnego, że uśmiechnął się dopiero po wszystkim.
-Ten tego… nie wiem jak wy, ale ja zamierzam skorzystać z rady władczyni i rozejrzeć się po mieście.- rzekł do towarzyszy.- Ktoś idzie ze mną?
- Tym razem idę sam - odparł Daveth.
- Nie ma sprawy - Amaranthe wzięła Olgrima pod rękę, szeroko się uśmiechając - Poradzimy sobie sami… obyś też się dobrze bawił Daveth!
- Postaram się - odparł druid z uśmiechem. - Do zobaczenia na kolacji.
Krasnolud w milczeniu machnął na pożegnanie, ograniczając ruch dłoni do minimum. I tak wiadomym było, że druid żegna się przede wszystkim z jego wspólniczką.
Był w błędzie, ale i tak by w to nie uwierzył.


Zresztą kapłan miał na głowie inne sprawy. Głównie religijne. W tej części Faerunu krasnolud raczej nie był więc zamierzał się rozejrzeć. Za ziomkami by przynieść im nieco pociechy religijnej. Cóż… zdawał sobie sprawę że takie miejsca niespecjalnie mogą przypadać jego figlarnej wspólniczce, więc na wstępie ich wyprawy obiecał, że potem pójdą tam gdzie zechcą. Najpierw świątynie. Należało znaleźć najbliższy przybytek poświęcony bóstwu o dobrej naturze… albo przynajmniej neutralnej. Z doświadczenia Olgrim wiedział, że kler w miastach trzyma się razem bo zwykle jest obciążany tymi samymi daninami, a rzadko kiedy podkrada sobie nawzajem wyznawców. Świątynie były jak gildie, każde bóstwo miało swoje poletko które uprawiało. Swoich wyznawców którymi się opiekowało, więc zwykle nie wchodzili sobie w paradę. Zwykle, bo czasem dziedziny się zazębiały a wtedy… niemniej to miasto wyglądało na spokojne. Olgrim wiedział, że w najbliższej świątyni dowie się o innych przybytkach religijnych i zostanie do nich skierowany. A świątynie zawsze łatwo było znaleźć. Bądź co bądź, każdy kult stawiał na oryginalność domów modlitwy i ofiar dla swojego boga.

Chodzenie po wielkiej metropolii piechotą miało swój wpływ na nogi, jak i czas do tego potrzebny… a Amaranthe robiła dobrą minę do złej gry?

W stolicy żadnej świątyni Elfów nie było, a krasnoludów ledwie kapliczka… z ludzkich z kolei, największą i najważniejszą była ta Ilmatera, stojąca na drugim wzgórzu górującym ponad miastem, podobnie jak sam zamek królewski. Ale za to ponoć był i przybytek Silvanusa, co było dosyć nietypowe, jak na świątynię bóstwa natury w mieście…

Amaranthe już raz zapsioczyła odnośnie bolących nóg. Minęła godzina wędrówek ulicami.
Kapłan jednak nie narzekał dziarsko podążając w kierunku świątyni Silvanusa, bądź co bądź będąc z natury piechurem bardziej niż jedźcem. Zamierzał pogadać z miejscowymi druidami, a potem… bardce zostawić decyzję co do dalszych rozrywek.

Przybytek “Ojca Lasów” był nietypowy. W samym środku wielkiego miasta, wśród całej masy budynków i ulic, zdołano w dużym stopniu oddać piękno i majestat natury, co nawet Amaranthe się spodobało. Wszędzie zielono, sporo wody, ptactwa, małych zwierzątek, miło dla oka, tak… inaczej. Niby w mieście, ale jakby i w lasku, czy jakimś parku. Było miło.


Krasnolud zaś nie czuł się zbyt komfortowo, za dużo zieleni tu było. Niemniej nie przybył tu by napawać się naturą. Więc zaczął się rozglądać za właścicielami świątyni.

Po paru chwilach kogoś dojrzał, kto mógłby być kimś z owego kleru… ale czy i “właścicielem” tego przybytku? Raczej niekoniecznie. Młodzian dojrzał także i Amaranthe wraz z Olgrimem, po czym się nimi zainteresował.
- Witam witam, w czym mogę pomóc? - Spytał jegomość pozdrawiając ich uniesieniem dłoni.
- Witaj…- rzekł krasnolud dobrodusznie chwytając za swój święty symbol na szyi i eksponując.- Jestem Olgrim… wędrowny kapłan Dugmarena Jasnego Płaszcza, niedawno przybyłem do miasta i jestem z tego powodu zaciekawiony jak nasza kasta radzi sobie w mieście. Dostrzegłem świątynię Ilmatera górującą nad miastem. Czy ona góruje także we wpływach? Czy rodzina królewska jest żarliwa w tej wierz, czy też innemu bóstwu biją pokłony?
- Nasz Król sam jest Paladynem Ilmatera… więc tak? I co znaczy "nasza kasta"? Nie rozumiem? - Spytał rozmówca.
- Noooo… my kapłani… w miarę dobrych bóstw.- odparł żartobliwie skonfundowany Olgrim rozmyślając nad kwestią króla paladyna. Bo takie coś wydawało się dziwną kombinacją. No ale co kraj to obyczaj. - Nie prowadzicie tu rozmów ze sobą? Nie trzymacie się razem?
W miastach krasnoludzkich słudzy bogów zawsze współpracowali, tym bardziej że kapłani konkretnego bóstwa pełnili unikalne role w społeczności.
- Nie wchodzimy sobie w drogę, i się tolerujemy… - Wyjaśnił rozmówca - Czy to jest w sumie wasz cel wizyty? Wypytanie mnie o parę rzeczy? Ponieważ trochę zajęć jeszcze mam, więc…
- Nie chcemy cię więc zatrzymywać.- odparł Olgrim siląc się na uprzejmość i ukrywając za nią rozczarowanie. Cóż… zdecydowanie wolał małe świątynie w małych miasteczkach. Te wielkomiejskie były zawsze z nosem w górze i wiecznie zajęte.
Kapłan zwrócił się więc do bardki.- Rozejrzymy się tutaj?
Amaranthe pokręciła noskiem, rozglądając wokół.
- Tu w świątyni? No jak tam chcesz… choć ja nie bardzo - Uśmiechnęła się.
-Możemy gdzieś indziej, tutaj za dużo jest sztywniaków, nawet jeśli dobrodusznych.- odparł cicho krasnolud.- Teraz ty wybierz naszą trasę i cel podróży.
- Chodźmy coś zjeść, bo zaraz tu padnę z głodu? - Amaranthe uśmiechnęła się, chwytając dłonią za brzuszek.
-W zasadzie to… nie mam nic przeciw temu pomysłowi.- Olgrim jeszcze nie był aż tak głodny, ale nie mógł sobie odmówić dobrego posiłku w miłym towarzystwie.
- Ja jestem głodna! - Bardka zaciągnęła Kapłana w poszukiwaniu jakiejś tawerny, lub czegoś podobnego… i po kilku minutach zostali przez miejscowych skierowani do “Pod Szczęśliwą Monetą”. W środku zaś przywitał ich smakowity zapach pieczonych ryb, mały gwar rozmów, i ogólne, miłe, lecz i leniwe klimaty popołudniowe…
- Wygląda nieź…- w połowie wypowiedzi kapłanowi zdradziecko i głośno zaburczało w brzuchu.- ..lee. Wchodzimyyyyyyyyy? - Olgrim został już wciągnięty przez wesołą Amaranthe do środka.
- Stolik dla dwójki! - Niemal wyśpiewała Bardka. Krasnolud rozejrzał się po bywalcach by ocenić do jakiej karczmy właściwie trafili. Wszak nie na każdą było ich stać. Liczył że zobaczy kupców i mieszczan, bo nadmiar arystokracji mógł oznaczać ceny z wyższej półki. I na szczęście właśnie miejscową śmietankę gospodarczą. Ani chybi członkowie miejscowej gildii.. dobry złodziej miałby tu niezły połów.
- Co tu tak wspaniale pachnie rybką? - Powiedziała głośno siadając przy stoliku Bardka, co wywołało uśmiechy i u gości, jak i obsługi.
- Specjał dnia? To dla nas dwa razy poprosimy! I dwa piwka! - Zawołała.
- Właśnie. Tylko porządnie uwarzone. I żadnego rozcieńczania!- dodał swoje trzy miedziaki Olgrim i rozglądajac się dodał. -Całkiem miło tu… i porządnie.
- Ale muzyki nie ma. I aż mnie korci żeby… - Zaczęła dziewczyna, po czym zastygła w pół słowa i ruchu, z dłonią przy swoim boku. No tak, przecież nie brała swoich instrumentów… Bardka zachichotała, kiwając głową na boki.
- Wątpię by miejscowi docenili muzykę przy jedzeniu. Zresztą są pewnie inne karczmy które potrafią docenić bardów. Ino otwierają się raczej w godzinach wieczornych.- pocieszył ją Olgrim.
- Oj tam, cichutko bym i nastrojowo do posiłku coś zagrała... - Bardka pokazała Krasnoludowi język, a wtedy na stole pojawił się posiłek.


Kotleciki rybne z dorsza, wraz z osobnym półmiskiem ziemniaczków, oraz dwa kufle piwa.
- Smacznego - Powiedziała kelnerka z miłym uśmiechem, po czym nieco pochyliła się do Olgrima, dodając nieco ciszej, i nadal z uśmieszkiem - A piwa nie rozwadniamy, więc proszę tu takich rzeczy nie wygłaszać - Po czym oddaliła się od parki awanturników.

Amaranthe z kolei obiema dłońmi zakrywała usta, niemal próbując chyba samą siebie przydusić, by się głośno nie śmiać z gafy, jaką zafundował samemu sobie Olgrim.
- Przekonamy się.- mruknął kapłan wpierw sprawdzając jakość piwa, a potem zabierając się do jedzenia. Coraz bardziej zachłannie, rybka bowiem była smaczna, a piwo smakowało jak należy… Amaranthe również jadła, choć może nie tak… “ostro” jak Olgrim. Jej jednak również smakowało.
- Masz jeszcze jakiś pomysł na kolejną lokację? - Spytała, między kęsami.
- Hmmm… te nowe wynalazki o których słyszałem… tyatry? Tam gdzie wystawiają sztuki? Może jest tu taki? - zaproponował kapłan po długim namyśle.
- Chcesz mnie wziąć do teatru? - Amaranthe zatrzepotała przesadnie rzęskami, kładąc dłoń na dłoni Krasnoluda, po czym miło się uśmiechnęła.
- No… czemu nie. Nigdy nie byłem w teatrze? O ile nie będzie to kosztowało za wiele…- właściwie to nie wiedział ile taka wyprawa kosztowała, bo nigdy w takim przybytku nie był. Słyszał tylko, że takie istnieją. A czy był taki w tym mieście, to nie wiedział.
- Poszukamy więc, czy jakiś jest - Bardka mrugnęła, i nieco zmieniła temat - Co do tej pory sądzisz o tym wszystkim, o miejscu gdzie jesteśmy, o królowej?
- Eeee… nie wiem.- przyznał wyraźnie zakłopotany kapłan.- Miasto wygląda ładnie, ale ta cała atencja… Mam nadzieję że szybko straci zainteresowanie. Władcy mają duże wymagania zazwyczaj.
- A właśnie! Propo tu… i tam. Ty wiesz o tym, że my jesteśmy niemal na drugim końcu świata? Do Zachodnich Ziemi Centralnych jest około 2000 kilometrów! Taki powrót zajmie nam z kolei nawet ze 2 miesiące - Amaranthe odrobinę zmarszczyła nosek.
- Powrót? A niby dlaczego mielibyśmy wracać? I do czego? Po prostu pójdziemy dalej wspólniczko. Gdziekolwiek.- Olgrimowi akurat ten problem nie ciążył. Ot stracił kuca. Żadna strata… i tak zwierzaka nie lubił. Jak i całej jazdy konno.
- W sumie racja! - Uśmiechnęła się Bardka - Znajdziemy sobie zajęcie wszędzie!
- No właśnie. - odparł rubasznie krasnolud.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline