Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2020, 17:08   #240
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 80 - IX.21; śr; noc

Czas: IX.21; śr; noc
Miejsce: wnętrze budynku, piwnica
Warunki: półmrok, ciepło, zaduch


Marcus



Ciemność i zmęczenie zrobiły swoje. W końcu od rana trójka podrózników była na nogach przedzierając się przez tą autostradę i mosty pogrążone w tropikalnej gorączce. Swoje trzy gamble dorzuciły też pełne żołądki. Bo co by nie mówić o gospodarzach to kolacja okazała się syta. I te pełne żołądki przyjemnie ciążyły sprzyjając senności. W końcu więc rozmowy pod celą zaczęły się rwać aż wreszcie ucichły gdy Stan życzył im dobranoc i pewnie poszedł spać. Zresztą dwaj towarzysze Marcusa szybko poszli w ślady sąsiada. Zanim Stan się pożegnał trochę jeszcze jednak powiedział.

- Skrzynię biegów im robiłem. A moich kumpli po prostu przyszli i załatwili. - mruknął zmęczonym a może już po prostu sennym, nacechowanym fatalizmem głosem. Albo nie chciał do tego przykrego momentu wracać.


- A my jesteśmy z Nice City. - Will i Ricardo dorzucili swoje w tej dyskusji. Co niespodziewanie trochę ożywiło sąsiada.

- O. Nice City? Byłem tam. Fajny festyn tam macie. Można się zabawić. - Stan chyba się uśmiechnął i chwilę obie strony z rozżewnieniem wspominały to miejsce i festyn. Wyglądało na to, że Stan musiał być na tym festynie bo wspomniał parę szczegółów które się zgadzały i wywołały radosny odzew u obydwu milicjantów pochodzących z tej osady. W tej chwili rzeczywiście rozrywkowa osada z jej barami, burdelami, kasynami, klubami, hotelami i festynem mogła się jawić jak jakieś miasto marzeń.

- Szukacie czołgu? - zapytał w pewnym momencie głos zza ściany albo drzwi. Przez chwilę panowała pełna nocnej ciemności cisza w tym piwnicznym zaduchu.

- Tak. Skąd wiesz? - zapytał niepewnie Ricardo trochę zdziwionym tonem. Odpowiedziało mu rozbawione, smutnym rozbawieniem parsknięcie albo śmiech.

- Wszyscy na tym festynie chcieli szukać tego cholernego czołgu. A miał być gdzieś w dżungli czy na bagnach. Czyli gdzieś tutaj. I pasowałoby czemu się tutaj szwendacie na tym zadupiu. - wyjaśnił Stan z tym fatalistycznym spokojem. - Też szukaliśmy tego cholernego czołgu. I na nasze nieszczęście znaleźliśmy. Jak wam dobrze pójdzie to jutro go sami zobaczycie. Tylko musicie naściemniać, że znacie się na naprawie. To może was do mnie przydzielą. - poradził im przed zaśnięciem sąsiad z dusznej, piwnicznej celi. I jeszcze życzył im dobrej nocy i więcej się nie odezwał. Zresztą obaj milicjanci z Nice City jeszcze chwilę szeptali ze sobą ale też w końcu poszli spać.


---



Może i propozycja Stana była rozsądna, szczera i w ogóle niczego sobie. A może nie. Przez te nocne hałasy nie bardzo mieli okazję sprawdzić. Obudzili się nie bardzo wiedząc dlaczego. W prawie całkowitej ciemności więc nadal jeszcze musiała być noc. Tylko płaski prostokąt szczelnie zamkniętego okna jawił się jako granat na tle czerni reszty pomieszczenia. Co ich obudziło nie byli pewni. Ale zaraz potem dał się słyszeć modulowany dźwięk syreny alarmowej. I palby z broni palnej. Pojedyncze, triplety i krótkie serie ognia ciągłego broni maszynowej. Eksplozje. Cała strzelanina! Gdzieś w obozie zaczęła się walka, było to słychać całkiem wyraźnie mimo bębnienia mżawki na zewnątrz. Jakieś krzyki, kroki, trzaskanie drzwi nad nimi i na zewnątrz. Ale przez matową szybę okna nic nie było widać. Można było ją pewnie wybić ale dalej były kraty no a przez rozbite okno wdarłoby się toksyczne powietrze z zewnątrz.

- Ale się strzelają. - mruknął Ricardo patrząc na różne strony przez mleczną szybę. Oczywiście nic nie było widać przez takie szkło ale to i tak była jedyna granatowa plama jaka w naturalny sposób przykuwała uwagę.

- Niezłe fajerwerki co?! - Stan zawołał z sąsiedniej celi najwidoczniej też rozbudzony przez te odgłosy walki.

- Co to?! Wiesz o co tu chodzi?! - Will krzyknął w jego stronę nawet się odwrócił sądząc po ruchy jasnej plamy na tle ciemności.

- Wiem tyle samo co wy! - odkrzyknął Reyes bez chwili wahania. A strzelanina na zewnątrz trwała dalej więc nie sprawiało to wrażenia pomyłki czy przypadkowego ostrzału jakiegoś patrolu tylko regularnej walki. Ale uwagę przymusowych gości tych piwnicznych apartamentów przykuło coś innego. Światło. Zapaliło się światło i przez moment całkowicie oślepiło wszystkich już nawykłych do tych nocnych ciemności. Zaraz potem był dźwięk. Szybkie kroki i metaliczny szczęk. Szybkie kroków i metaliczny szczęk. Tylko bliżej. Szybkie kroki i metaliczny szczęk. Jeszcze bliżej! Jakby ktoś sprawdzał kolejne drzwi. Szybkie kroki i metaliczny szczęk.

- Hej! Coś za jeden?! - usłyszeli z korytarza krótkie kasłanie i zdenerwowany głos Bruce’a.

- Jestem Stan! Stan Reyes! Otwórz, pomogę wam! - zza korytarza doszła szybka odpowiedź sąsiada do którego widocznie zajrzał Bruce. Ale prawie jednocześnie dwaj towarzysze Marcusa zaczęli krzyczeć i walić w drzwi by zwrócić jego uwagę.

- Aa! Tu jesteście! Nie wiedziałem które drzwi. Nie wiecie który to klucz? Tu trochę ich jest. - zawołał już zza ich drzwi Bruce. Rzeczywiście było słychać metaliczny odgłos jakby sprawdzał cały pęk kluczy. Ricardo i Will popatrzyli po sobie a potem na Marcusa. Ale żaden z nich nie miał pojęcia jaki klucz mógłby pasować do kłódki.

- Taki niebieski! Albo żółty! Któryś z tych dwóch! - zawołał Stan z sąsiedniej celi.

- Niebieski albo żółty? - Bruce gmerał coś przy tym pęku kluczy aż wreszcie dał się słyszeć chrobot klucza w zamku. Chwilę się mocował ale nic się nie stało. Po czym znów dał się słyszeć chrobot. Tym razem musiał to być właściwy klucz bo zamek kłódki zgrzytnął. - Żółty. - po paru kolejnych chrobotach dał się słyszeć suwający ruch skobla i wreszcie drzwi stanęły otworem. A w nich ukazał się zamaskowana ale całkiem dobrze znajoma sylwetka w ponczo i w kapturze.

- Widzę, że możecie chodzić. Dobrze, spadamy. - powiedział Bruce w ramach przywitania. Cofnął się by mogli wyjść z celi.

- Hej! Nie zostawiajcie mnie! Chcę iść z wami! - z sąsiedniej celi dał się słyszeć głos Stana.

- Co to za jeden? Bierzemy go? - Bruce spojrzał pytająco na zamknięte drzwi a potem na trójkę konwojentów. Will i Ricardo zawahali się też patrząc na zamknięte drzwi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline