Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2020, 07:39   #296
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Dziękuję za dialog, Kerm :)

Niektórzy paladyni, których Elora zdążyła spotkać na swojej drodze mieli to do siebie, że obrażali się, gdy coś nie szło po ich myśli. Na szczęście Bradford również należał do tej grupy i dobrze, że się uspokoił, bo przynajmniej nie sprowadził na nich kolejnej walki swoimi nikomu niepotrzebnymi wywodami. A tak, dało się sprawę rozwiązać pokojowo i Elora mimo uszu puściła groźby Yusdrayla, gdyż zdawała sobie sprawę, że gdyby przyszło do walki, to daliby sobie radę z koboldami. Mądry człowiek unikał jednak potyczki tam, gdzie dało się to zrobić, dzięki czemu bez problemu dotarli na powierzchnię.

Przez dłuższą chwilę trwała z zamkniętymi oczyma, napawając się przyjemnie grzejącym słoneczkiem i wiatrem muskającym jej skórę. Tego jej brakowało po tych dwóch dniach spędzonych pod ziemią. Po chwili przejechała wzrokiem po sunących po niebieskim niebie chmurach i uśmiechnęła się do siebie.
- Dobrze znowu być w domu - powiedziała do towarzyszy i zaciągnęła się świeżym powietrzem.

Droga do miasteczka okazała się spokojna i po dotarciu na miejsce mogli w końcu odpocząć w karczmie. Tam przyjęto ich jak bohaterów, co z jednej strony ucieszyło Elorę, a z drugiej wprawiło ją w delikatne zakłopotanie, gdyż nigdy jak bohaterka się nie czuła. Cieszyła się, widząc, z jakim uczuciem Kerowyn podchodzi do uratowanej Sharwyn i żałowała jednocześnie, że nie udało się uratować jej brata. Archie barwnie opisywał ich ostatnie dwa dni pod ziemią, przez co zdjął ten obowiązek między innymi z kapłanki, której po prostu nie chciało się o tym rozmawiać. Przechwalanie się swoimi czynami zupełnie nie leżało w jej naturze.

Podczas kolacji Shinra zadała pytanie, które nieco zaskoczyło Elorę. Nie zastanawiała się jednak długo nad odpowiedzią, gdyż umysł i serce podpowiadały jej, że będą mieć z półdrowki pożytek.
- Ja wątpiłam w ciebie, ale pokazałaś swoimi czynami, że można na ciebie liczyć, a jak wiadomo, czyny mówią o kimś więcej, niż słowa. Dlatego ja również nie mam nic przeciwko dalszej, wspólnej podróży - powiedziała, uśmiechając się do Shinry lekko, niemal niezauważalnie dla pozostałych.

Na pytanie Rorgana nie odpowiedziała, gdyż uważała, że Bran zrobił to w odpowiedni sposób, a pewnie pozostali też dorzucą coś od siebie.
- Miałabyś może ochotę na mały spacer? - Bran zwrócił się nagle do siedzącej obok niego Elory. Niezbyt głośno, bowiem nie zależało mu na tym, by te słowa słyszeli wszyscy dokoła.
Nieco zaskoczyło ją to pytanie, ale uśmiechnęła się lekko do Brana.
- Oczywiście, z chęcią się przejdę - odparła równie cicho. - Zostawmy naszych kompanów samych i chodźmy.

Po tych słowach wstali, powiedzieli pozostałym, że idą na spacer i wyszli z karczmy na przyjemnie ciepły wieczór. Słońce chowało się już za horyzontem, znacząc nieboskłon krwistą czerwienią.
- Piękny wieczór, prawda? - Zapytała, uśmiechając się. - Chcesz się gdzieś konkretnie wybrać, czy mamy się po prostu powłóczyć trochę uliczkami Oakhurst?
- Za mało znam okolicę, by cię zabrać w jakieś romantyczne miejsce, gdzie na dodatek można by w spokoju porozmawiać
- odparł z uśmiechem. - Tu chyba nawet nie ma ładnego strumyczka. - Pokręcił głową. - Oczywiście równie dobrze można by porozmawiać w pokoju, ale chyba dachu nad głową mieliśmy do tej pory pod dostatkiem... - Ponownie się uśmiechnął. - Las... bez wątpienia jest nastrojowy, ale mógłby sugerować jakieś niecne zamiary.
- W lesie dzisiaj już byliśmy więc po prostu pokręćmy się po uliczkach miasteczka i porozmawiajmy
- odparła z uśmiechem. - Chciałeś pogadać o czymś konkretnym? Czy spędzić trochę czasu tylko we dwoje?
- To drugie, połączone nieco z tym pierwszym
- odparł z lekkim uśmiechem. - Na dole co chwila coś się działo... Z jednej strony to było bardzo ciekawe, z drugiej... Co za dużo…
- Dokładnie, co mieliśmy zrobić, to zrobiliśmy, teraz przyda nam się trochę odpoczynku
- odpowiedziała. - Zwłaszcza, że w związku z tym, co tam znaleźliśmy, nie musimy na gwałt szukać nowej pracy. Teraz możemy się delektować podróżą do nowego miejsca i zgłosić do jakiegoś zadania, jeśli przyjdzie nam na to ochota. To się dopiero nazywa wolność. - Zaśmiała się.
- Młodzi, piękni i bogaci - uśmiechnął się szeroko. - Świat stoi przed nami otworem. No i jeszcze do tego sława... Czegóż więcej potrzeba - dodał. - Chociaż w naszej zróżnicowanej kompanii nie wszyscy są piękni i nie wszyscy tacy młodzi - zażartował.
- Tak, to prawda, ale nie powinno się oceniać człowieka po jego wyglądzie - odrzekła wesoło. - Wszyscy się dogadujemy, czasami mniej, ale najważniejsze, że nie ma większych zgrzytów. Dobrze, że na was trafiłam w tamtej karczmie. Mam nadzieję, że jeszcze trochę popodróżujemy razem po świecie.
- Też mam taką nadzieję. Dobre, zgrane towarzystwo nie zawsze się trafia, a w tym przypadku wszystkim nam się poszczęściło, że na siebie trafiliśmy
- odparł. - Pomagamy, sobie, nie jesteśmy pazerni... same plusy. - Ponownie się uśmiechnął. - O innych nie warto wspominać, bo, jak sama mówisz, nie wygląd jest najważniejszy.

Odsunął się odrobinę, obejrzał dziewczynę od stóp po czubek głowy i uśmiechnął się.
- Kto jak kto, ale ja wyglądam z was najlepiej. - Zaśmiała się. - No i jeszcze Shinra, jeśli lubi się ciemnoskóre kobiety. W którą stronę jutro wyruszamy? Bliżej wybrzeża czy dalej w ląd?
- Chylę czoła przed twą urodą.
- Bran wykonał teatralny ukłon. - Osobiście preferuję jasnowłose dziewczyny o jasnej karnacji i pięknych kształtach - dodał z na pozór poważną miną. Informację o tym, że Shinra miała wszystko co trzeba na swoim miejscu, w odpowiedniej wielkości, wolał zachować dla siebie. - Moim zdaniem powinniśmy iść dalej, na początek do Longsaddle. - Gładko przeszedł do kolejnego tematu. - Tam możemy zamienić nasze błyszczące kamyczki na złoto lub coś przydatnego dla poszukiwaczy przygód.
- Zgadza się, może uda się tam wszystko wymienić, choć Willie chyba lubi kolekcjonować piękne kamienie
- powiedziała.- I dziękuję za komplement. Ty, jak na faceta, też jesteś niczego sobie. - Szturchnęła go łokciem w bok i wyszczerzyła się.
- Dzięki, światło mych oczu. - Trudno było powiedzieć, za co wyrażał wdzięczność i czy mówił całkiem serio. - Podobają mi się twoje zgrabne rączki - dodał, chwytając jej dłoń i unosząc niemalże do ust. - Nie powiem "kuszące", bo nie jestem złym wilkiem w owczej skórze - zażartował.
- Tego nie mogę być pewna - odparła wesoło, zabierając dłoń. - Może wywabiłeś mnie z karczmy, żeby wprowadzić w życie jakieś swoje niecne plany. - Zaśmiała się.
- Na środku miasteczka? - Bran rozejrzał się dokoła. - Na oczach tłumów? - dodał, chociaż nie dało się ukryć, że przechodniów można było policzyć na palcach jednej ręki, Wliczając w to ich dwójkę. - To już chyba najpierw powinniśmy skręcić w jakiś zaułek - zażartował. - I znaleźć mniej widoczne miejsce - dorzucił takim samym tonem.
- No tak, co najmniej sto osób będzie patrzyło, jak mnie próbujesz wykorzystać - rzuciła wesoło, omiatając pustą okolicę ręką. - Tłumy jak na weselu. A co do tych niecnych planów to właśnie miałam na myśli jakiś zaułek. Ale nie próbuj, wiesz, że potrafię się odgryźć. I odgryźć też bym coś mogła. - Puściła mu oczko.
- Gryźć się z tobą jeszcze nie próbowałem - odparł. - Poza tym... dość wysoko cenię sobie różne kawałki mego ciała... A pokaż ząbki...? - rzucił żartem, spoglądając na nią z ukosa.
- Daj spokój, nie będziesz mi do ust teraz zaglądał. - Szturchnęła go znów lekko, tym razem dłonią. - Lepiej pooglądajmy wspaniałe, lokalne budownictwo i porozmawiajmy o czymś ciekawym. - Jej propozycja była oczywiście żartobliwa, gdyż dobrze się czuła w jego towarzystwie.

- Biorąc pod uwagę fakt, że patrzę właśnie w oczy najbardziej interesującej osobie w bliższej i dalszej okolicy - odparł - to przerzucenie się na jakieś małomiasteczkowe budynki wydaje mi się nienajlepszym pomysłem. Mam nadzieję, że to nie sugestia, iż mamy wracać do karczmy, która wielu osobom wydaje się nad wyraz atrakcyjna - dodał z uśmiechem.
- Gładko ci idzie prawienie komplementów, Branie - rzuciła wesoło. - Nie, nie wracajmy do karczmy, chcę się przejść jeszcze jakiś czas. Chociaż jestem nieco zmęczona, to zdecydowanie wolę twoje towarzystwo, niż zawaloną ludźmi gospodę.
- Staram się, jak mogę
- Bran się skłonił - ale... Jak mawiał jeden ze spotkanych kiedyś bardów, komplement powinien być prawdziwszy od prawdy, jednak niekiedy prostsze jest mówienie tej ostatniej. Moje komplementy trzymają się twardo rzeczywistości - zakończył z uśmiechem.
- W takim razie miło mi, że ci się podobam - odparła, ale nie wiedziała do końca jak ma reagować na takie miłe słowa. - Zwykle mężczyźni próbowali zalecać się do mnie w dość nieciekawy sposób, miło mieć jakąś odmianę. - Uśmiechnęła się lekko.
- Wolę nawet nie próbować zgadnąć... - Pokręcił głową. - Co prawda też nie obsypałem cię kwiatami, ale to się da nadrobić. - A uśmiechem wyczarował mały bukiecik polnych kwiatków. "Zniknął" go i zaraz zastąpił różą. - O, to wygląda lepiej. - Ponownie się uśmiechnął, po czym wręczył kwiat dziewczynie.
- Dziękuję - odparła, odbierając kwiat. - Bardzo to… przyjemne. Wiesz, jak zrobić na kobiecie dobre wrażenie. - Wyszczerzyła się i powąchała różę. Nawet pachniała jak prawdziwa.
- Połowa przyjemności po mojej stronie. - Uśmiechnął się do niej. - Zawsze do usług.

Pochodzili jeszcze godzinę uliczkami Oakhurst, rozmawiając o przeróżnych sprawach, śmiejąc się i po prostu miło spędzajac ze sobą czas, po czym wrócili do karczmy, gdzie przy wolnym stoliku i tylko we dwójkę kotynuowali to, co zaczęli po wyjściu z "Dzika". Zapowiadał się przyjemny wieczór w dobrym towarzystwie.
 
Umbree jest offline