Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2020, 13:28   #108
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Kit, chociaż trzymał kciuki za sukces, nie do końca wierzył w powodzenie operacji "uwolnij Levistusa". I chociaż początkowo zdawać się mogło, iż jego obawy są słuszne, to jednak w końcu się udało.
Pozostawało mieć nadzieję na to, że "wrogowie naszych wrogów są naszymi sojusznikami". Albowiem uwolniony mężczyzna nie pałał miłością do tego, kto go uwięził w
- Mister Levistus, jak sądzę? - powiedział. Co prawda powinien powitanie pozostawić w dłoniach, czy też raczej ustach, Lili ewentualnie JR, ale nie potrafił oprzeć się pokusie.- To przede wszystkim zasługa pani van Erp - wyjaśnił, przenosząc wzrok z uwolnionego mężczyzny na panią sierżant.
- Levistus… tak mnie zwą - odparł mężczyzna potwierdzając swoją tożsamość. I skłonił się Lili mówiąc: - I jestem niezmiernie wdzięczny, że moje ocalenie pochodzi z rąk tak… uroczej niewiasty.
Lili przewróciła teatralnie oczami słysząc tak staroświeckie określenie.
- Szeregowy Carson trochę przesadza w tym przepisywaniu zasług - pani sierżant na chwilę przeniosła wzrok na Kita, a następnie wróciła do uwolnionego .- Wszyscy przyłożyli do tego rękę. Ale mniejsza z tym. Poinformowano nas, że może mieć pan żywoty interes w usunięciu obecnego władcy - dobór staroświeckich zwrotów wydawał się Lili bardzo zabawny i musiała pilnować się by nie wybuchnąć śmiechem - Ponieważ i nam jest on nie na rękę zastanawiamy się nad sojuszem- Spojrzała pytająco na Levistusa.
Reszta żołnierzy podchodziła do sprawy na mniejszym luzie, “przypadkiem” celując z broni w uwolnionego czarusia. Od, tak na wszelki wypadek. Niemniej nie wtrącali się w rozmowę uznając kwestię negocjacji za coś co pozostaje w gestii obu pań sierżant.
- Owszem sojusz byłby dobrym pomysłem. Zguba mego dręczyciela jest dla nas obojga wielce korzystnym obrotem sytuacji. Acz niestety nieosiągalnym w krótkim czasie. To niestety wojna na miesiące, jeśli nie lata.- odparł dramatycznym tonem Levistus zerkając to na Lili to na JR. Jakby instynktownie wiedział kto tu rządzi.
- Na początek, dobrze byłoby przenieść się w bardziej przyjazne miejsce. Nasza towarzyszka - Lili wskazała na Charlotte - nie wytrzyma tu długo.
"Z ust mi to wyjęłaś", pomyślał Kit.
- Albo sprokurować dla niej ubranko bardziej odpowiednie na ten klimat - dodał.
- Tylko proszę bez żadnych numerów, że ona zaraz stanie w płomieniach, "i będzie jej ciepło", dobrze? Wasza… Nikczemność? - Wtrąciła się w te rozmowy J.R. wyraźnie nad czymś od kilku dłuższych chwil myśląc. Uśmiechnęła się minimalnie zadziornie.
- Wszyscy mamy wspólnego wroga… po co miałbym… mu pomagać pozbywając się…- odpowiadał Levistus a świat oczach AST zawirował feerią barw, podłoże jakby znikło i przez chwilę czuli się nieważcy. Potem podłoże znów było podłożem… tyle że bardziej podłogą. Bowiem zamiast na lodowym pustkowiu znaleźli się w lodowym zamku… rozpadającym się lodowym zamku.


Lód się topił … tworząc kałuże. Twierdza się rozpadała mimo lodowej temperatury na zewnątrz. A może właśnie dlatego? Bo tu w środku temperatura była znośna i przyjemna.
W przeciwieństwie do podróży.
-...was? Nie mam żadnego interesu w szkodzeniu wam. Najwyżej mógłbym po prostu was zostawić.- wyjaśniał Levistus, gdy Switch zdejmowała w pośpiechu hełm i wymiotowała. Również Lili i Pearson czuli jak zbiera im się na wymioty. Reszta ekipy jakoś przetrzymała ten atak silny atak choroby lokomocyjnej.
- Różne osoby różnie podchodzą do słowa 'rozrywka' - powiedział Kit. - Ale tu jest zdecydowanie przyjemniej, niż na tej lodowej pustyni - przyznał.
- Czujcie się jak u siebie w domu i uważajcie na sople. Wygląda na to, że ten pałac już nikogo nie obchodzi - stwierdził jakoś tak melancholijnie gospodarz.
- Co stanie się gdy już nastąpi przewrót na szczytach władzy?- Zapytała Lili starając się opanować nudności. I przegrywając tę walkę… wypluła z siebie po chwili resztki obiadu dołączając do Switch i Pearsona.
- Chaos. Chciałbym oczywiście by było tak jak w orczych plemionach. Zabójca wodza staje się wodzem, acz niestety…- wzruszył ramionami Levistus.- Gdy zginie Asmodai… jego podkomendni rzucą się sobie do gardeł, aż wyłoni się nowy czempion.
- Dla nas byłby to czas na złapanie oddechu - powiedział Kit. - A co ty na tym zyskasz? Prócz tego, że się zemścisz?
- Siedziałem w tym lodzie millennia… świadomy wszystkiego, niezdolny się ruszyć. - syknął wściekle Levistus. I już łagodniej dodał.- Według mnie zemsta w takim przypadku jest wartością wartą włożonego w nią wysiłku.
- Ponoć to potrawa, którą najlepiej spożywać na zimno - zgodził się Kit, rozglądając się równocześnie dokoła. Otoczenie zdecydowanie pasowało do tego ostatniego słowa. - Zapewne masz już pomysł, jak możemy sobie nawzajem pomóc?
- Nie bardzo… Pomogę wam trochę w tym co wy sami planujecie, w ramach spłaty długu.- zaprzeczył Levistus. -nie mam wielkiego planu pokonania wielkiego złego w jednym szybkim ataku. To nie bajka którą czytały wam mamy. Nie prostych i szybkich rozwiązań.
Tymczasem reszta oddziału rozeszła się już po pałacu i Hamato zameldował.
-Znalazłem kuchnię i spiżarnię.
- Owszem, to nie bajka. W bajka dobro walczy ze złem. A ty, z tego co nam powiedziano dobrem nie jesteś - odezwała się van Erp, gdy już przepłukała usta by pozbyć się kwaśnego smaku.
- Zależy od tego jakie bajki ci opowiadano do poduszki. - stwierdził nonszalancko Levistus.-No i nie uwolniliście mnie z dobroci serca. Co chcieliście uzyskać w zamian?
- Z dobroci serca, to nie- przyznała sierżant van Erp.- Ale z potrzeby serca już tak. Nasz ojczyzna, którą kochamy całym sercem, jest zagrożona i zrobimy wszystko, łącznie z zejściem do najgłębszych czeluści piekła i zawarciem paktu z samym diabłem, żeby ją ocalić. Czy wiesz jak zminimalizować zagrożenie płynące ze strony ponoszących się po naszym kraju stworów będących pod dowództwem tego całego Asmodaia?
- Zaproponowałbym cyrograf na wasze dusze, ale w obecnej sytuacji to… bez wartości. I niestety nie mam takiej odpowiedzi. Natomiast zamierzam zebrać tych popleczników którzy wiernie na mnie czekali i wszystkich których uda mi się przekonać lub przekupić… i uderzyć jego armię w miejscach kluczowych dla niego. Choć będą to raczej partyzanckie działania. Straciłem wiele ze swoich wpływów moja droga.- stwierdził potwór o ludzkim obliczu.
- Wiesz jak szybko tu czas leci w stosunku do tego co jest u nas?- Słowa uwolnionego z lodu wcale nie napawały optymizmem i sierżant van Erp tak właśnie się czuła.
- W tym konkretnie miejscu nieco szybciej niż u was. Jedna godzina tu, to minuta w twoim świecie. - wyjaśnił Levistus.
- A "TO KONKRETNE MIEJSCE " na jak dużym obszarze cytadeli rozciąga się?- Lili zadała kolejne pytanie.
- Na ten cały półplan. To była moja tajna kryjówka… ale najwyraźniej nie dość tajna skoro została złupiona.- stwierdził smętnie Levistus.
- Czyli w innych częściach, czy jak to określić, jest inaczej?- Lili kontynuowała zadawanie pytań. - Kojarzysz taką bibliotekę z sobkiem jako strażnikiem?
- Na innych światach… tak… różnie z tym bywa. I nie mam pojęcia o czym ty mówisz.- odrzekł Levistus.-Nie kojarzę żadnego sobka w bibliotece.
- A krokodyla?
- Istnieje wiele krokodyli… żadnego nie widziałem w bibliotece.- odparł już rozbawiony nieco Levistus. - Ty chyba jednak do czegoś dążysz z tymi pytaniami?
- Usiłuję ustalić ile czasu minęło- powiedziała pani sierżant.
- Tyle ile minęło naprawdę. Moje lodowe więzienie i twój świat akurat przemierzają drogę czasu w tym samym tempie. - odparł spokojnie gospodarz.
- Tylko w międzyczasie przeszliśmy przez całą masę dziwnych pomieszczeń, które nie powinny mieścić się w takiej ilości i objętości w tym zamku, który pojawił się w naszym Parku Yellowstone - wyjaśniła van Erp.
- Bo wasz plan operuje w czterech wymiarach, trzech przestrzeni i czasu. Tego typu budowle zaś posiadają tych wymiarów deczko więcej.- odparł Levistus wyjaśniając tą kwestię.
- A czy masz jakieś możliwości ustalenie gdzie są nasi ludzie? W sensie reszta oddziału?- Zapytała Lili.
- Jeśli masz takie życzenie, to rozerwę zasłonę prawdopodobieństwa by niemożliwe uczynić prawdopodobnym. Tak spłacę mój dług.- odparł szarmancko mężczyzna.
- Dziękuję, ale wolałbym gdybyś w ramach wdzięczności pomógł zwalczyć zagrożenie płynące ze strony twojego oponenta. Tak przynajmniej sugerowały te diablice, które podpowiedziały komuś pomysł, by cię uwolnić - Elizabeth spojrzała wymownie w kierunku J.R.
- Możesz być pewna, że postaram odwdzięczyć się za lata uwięzienia. Z pewnością… ale raczej na swój sposób będę walczył.- uśmiechnął się Levistus.



Lili prowadziła ożywioną rozmowę z Levistusem, więc Kit wybrał się na zwiedzanie lodowego pałacu.
Pustym i ograbionym...drużyna rozproszyła się po tym budynku, ale podobnie jak Kit… jedyne co znajdowali, to puste sale ograbione ze wszystkiego wartościowego. Jedynie trochę mebli, abstrakcyjnych obrazów, kilimów… nic poza tym.
Oczywiście można było usiąść na kilka chwil, zjeść coś...
Po chwili Kit wrócił do Lili i Levistusa.
- Mam pytanie niezwiązane z najbliższymi planami - powiedział. - Czy możesz powiedzieć coś o tych drobiazgach? - Pokazał zabrane truposzom medaliony, pergaminy, różdżki.
- Mogę… różdżek i pergaminów nie zdołacie użyć. Medalion zapewnia dodatkową magiczną ochronę. - wyjaśnił potwór przyglądając się zebranym przez Kita skarbom.
- A który przed czym? Bo magia to, zdaje się, to dość szerokie pojęcie.
- Przed ciosami.-
wzruszył ramionami Levistus z kpiącym uśmieszkiem.- Czyżbym spotkał jakiegoś specjalistę od magii?
- Magia to tylko w bajkach i grach - odparł Kit. - A magowie w jednym powiedzeniu.
- Więc… medalion zapewnie niewielką ochronę.- wzruszył ramionami Levistus. - Niewielki wpływ na przeznaczenie… zwiększając szansę uniknięcia ciosu.
- Bardziej przydałyby się nam nowe ogniwa- powiedziała Lili. - Ja zrozumiem Kit, że to fascynujące to wszystkie czary mary, ale nie przyda nam się to.
- To jakby wzmocnienie naszego pancerza - odpowiedział Kit. - Po nowe ogniwa musielibyśmy wrócić do bazy.. A to Levistus mógłby nam ułatwić. Mógłby też, zapewne, udzielić nam paru rad.
- Trzymajcie się z daleka od Asmodai’a i jego świty. Nie macie z nimi szans. To moja rada.- Levistus wyciągnął dłoń i w jego dłoni pojawiła się klepsydra, gdy mówił.-Tak. Mogę was przenieść do domu, lub gdziekolwiek chcecie. Nie stworzę wam tego… “ogniwa”, nie wiem jak. Klepsydra odmierza trzy godziny. Tyle odpoczynku wam wystarczy? Nie sądzę byście chcieli przebywać w tej ponurej pamiątce mojej dawnej chwały dłużej niż trzy godziny… ja zresztą też nie.
- Chcemy się spotkać z resztą oddziału - powiedziała van Erp.
- Dobrze… tak więc się stanie.- odparł Levistus kłaniając się dwornie.
- Dlaczego ja mam wrażenie, że gdzieś tu jest haczyk?- Zastanawiała się głośno Lili.
- Dlatego że mi nie ufasz… i słusznie. Niemniej tym razem nie mam potrzeby was oszukiwać. Wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem.- odparł ze śmiechem Levistus.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline