Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2020, 23:02   #38
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Aubentag
Kryjówka przy "Piwnicznej"


Franz leżał sztywny niczym kłoda z rękoma wzdłuż tułowia. Oczy miał szeroko otwarte i wbijał wzrok w nadgniłe deski tworzące sufit. Zdawało się, że w ogóle nie mruga. Versana wstała więc z łóżka i stanęła przy jego krawędzi.
- Teraz jesteś mój. - pomyślała zbierając pośpiesznie swoje rzeczy z podłogi.
Miała pełną świadomość tego ile trwa trans. Postanowiła więc nie marnować czasu i zadawać swojej ofierze pytania ubierając się jednocześnie.

- Jak osoba z zewnątrz może bezpiecznie wejść i wyjść z kazamat?

- Czy po kazamatach krąży plotka apropos przedmiotu którego poszukują kultyści chaosu?

- Który ze strażników sprawuje pieczę nad żeńską częścią kazamat? - pytała wolno i wyraźnie. Chciała mieć pewność, że strażnik zrozumie dokładnie każde jej słowo.

Klawisz mówił nieco dziwnie. Nie była to jednak pierwsza hipnoza, której poddała kogoś kultysta. Zdążyłam więc przyzwyczaić się do takiego obrotu spraw.

- Dobrze się spisałeś. - pochwaliła leżącego na barłogu mężczyznę - Jak doliczę do dziesięciu. Zapadniesz w lekki sen a jak się obudzisz nie będziesz nic pamiętał z tego co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru. - Raz, dwa. - liczyła powoli - Trzy, cztery. - gotowa do wyjścia odwróciła głowę w kierunku, z którego wydobywał się nieprzyjemny dla nosa aromat.

Wiedziała, że Strupas pomimo pozorów jakie stwarzał jest inteligentny i domyśli się, że to odpowiednia pora aby opuścić lokal. Nie zawiódł jej i tym razem. Wychylił się niepewnie zza rogu i gdy ujrzał leżącego drętwo Franza. Szybkim krokiem ruszył w stronę schodów.

- Pięć. - wdowa na wszelki wypadek postanowiła szybko przewertować ciuchy strażnika w poszukiwaniu kluczy oraz pieniędzy, których przywłaszczenie miało stwarzać pozory zwyczajnej kradzieży - Sześć, siedem. - następnie ruszyła śladem garbatego kolegi - Osiem, dziewięć. - stała na schodach trzymając się jedna ręką poręczy - Dziesięć! - dodała będąc już w połowie drogi na dół, gdzie czekał na nią Strupas.

Ruszyli więc razem w kierunku wyjścia. Gdy opuścili już rudere kultystka przystanęła na chwile i zwróciła się w jego kierunku.

- Coś już wiemy. - uśmiechnęła się - Jutro porozmawiam z Wąsaczem i postaram się wydusić a raczej wykupić od niego inne informacje. - zachichotała - Mam jednak do ciebie prośbę. - patrzyła ulicznikowi prosto w oczy - Pamiętasz jak wspominałam ci o wysoko urodzonej damulce bawiącej się na mieście? Powiedz mi. Czy byłbyś w stanie dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat? Kobieca intuicja podpowiada mi, że córka van Hansena, Froya może mieć coś za uszami. Warto więc by było właśnie od tego tropu zacząć i przyczaić się w okolicach ich posiadłości. Z reszta ulice tego miasta znasz lepiej niż ja. Na pewno znajdziesz jakiś skuteczny sposób na to by zdobyć kilka potrzebnych informacji. - uśmiechnęła się delikatnie - Naturalnie, gdy będzie ci potrzebna moja pomoc. Możesz na mnie liczyć. Stanowimy przecież zespół. Dość specyficzny ale zespół. - uniosła wskazujący palec lewej dłoni do góry na znak tego iż przypomniała sobie o czymś - Jeszcze jedno. Znalazłam te monety przy moim kochasiu. - wyciągnęła rękę w kierunku wyznawcy Nurgla - Mogą ci się przydać. Czy to w związku z moja prośba czy to w twoich prywatnych sprawach.

Po rozmowie z kolegą pożegnała się z nim w sposób zwyczajowy dla kulturystów wysławiając przy tym Wielka Czwórkę, zarzuciła kaptur i ruszyła żwawym krokiem w kierunku domu. Ulice miasta były puste. Trasa nie zajęła jej więc dużo czasu i gdy zbliżała się do kamienicy z położonego nieopodal pustostanu dołączył do niej eunuch.

- I jak? - zapytała po cichu nim otworzyła drzwi - Udało ci się ich odtransportować i dowiedzieć czegoś przy okazji?

Wnętrze domu stanowiło miła odmianę od warunków jakie towarzyszyły jej tego i poprzedniego wieczoru. Izbę rozświetlało tlące się w kominku drewno, które prócz delikatnego światła dawało również przyjemne ciepło. Versana postanowiła udać się od razu do swojego pokoju. Tam zaś zrzuciła z siebie ubrania, schowała w podwójnym dnie kufra klucze, które zabrała Franzowi, dorzucila drwa do ognia i wsunęła się pod kołdrę. Nim zasnęła pomodliła się do Tzeentcha i Slaanesha prosząc ich o opiekę i poprowadzenie jej kroków właściwą ścieżką. Sen przyszedł zaskakująco szybko.

Sen Versany

- Witaj Kamilo. Twój widok również mnie cieszy. - odparła wdowa patrząc na gospodynie i starając się dostrzec jakiś szczegół, który odróżniał by wyśnioną postać od jej realnej odpowiedniczki.

- Versana? Witaj. - dorosła córka kapitana portu wstała uśmiechając się sympatycznie i nie zwracając uwagi na tą niecodzienną, nieco rozmywającą się scenerię. Wstała od stolika przy jakim rzeczywiście siedziała w chwili gdy wdowa van Darsen odwiedziła ją w dzień. Spojrzenie jednak miała nieco rozstargnione.

- Dobrze się czujesz Skarbie? - spytała wdowa z wyczuwalna troską w głosie - Wyglądasz na nieco roztrzęsioną i zaskoczoną. Coś się stało? - podeszła bliżej kładąc rękę na ramieniu młodej arystokratki - Może wolałabyś porozmawiać o tym na osobność? W taką pogodę i tak nigdzie nie wyruszymy.

- Oh po prostu… - gospodyni zaczęła z wahaniem. Rozglądała się po pokoju nieco rozkojarzonym wzrokiem. Jakby samej trudno było coś ująć w słowa. - Po prostu dziwnie się czuję. Mam wrażenie jakbyśmy już raz tu były i rozmawiały. - przyznała wciąż nieco zmieszana córka kapitana portu. Z bliska zaś Versana poczuła pod swoją dłonią całkiem przyjemnie, jędrne i ciepłe młode ciało na tym ramieniu. I woń perfumy używanej przez gospodynię. I to chyba nawet wyraźniej niż w dzień. Może stała teraz bliżej? Albo w dzień aż tak nie zwróciła uwagi na takie detale zajęta rozmową i planowaniem podania mikstury.

Versana widząc zdezorientowanie młodej arystokratki postanowiła wykorzystać moment i sprawdzić na ile skuteczna jest kontrola snu o której wspominał Starszy. Serdeczny uśmiech nie znikał z jej twarzy myśli jednak oscylowały wokól sypialni ciemnoskórej koleżanki oraz jej nagiego ciała. Uznała również za niezbędne na ten moment nie wychodzenie z roli nieświadomej sytuacji, w której się znalazły.

- Może zjadłaś coś nieświeżego? - na twarzy kultystki rysowało się zmartwienie - Przecież już raz tu byłyśmy. Czytałaś mi swoją twórczość, gdy wymknęłyśmy się na chwilę podczas balu maskowego. Pamiętasz skarbie?

Marktag

Versana po rozczesaniu włosów postanowiła nie marnować czasu jaki dzielił ją od spotkania z Łasica. Zarzuciła na siebie szlafrok, usiadła przy biurku, sięgnęła po arkusz papieru listowego, zamoczyła dutkę gęsiego pióra w atramencie i zaczęła pisać wiadomość, którą miała zamiar wręczyć Kornasowi aby ten udał się z nią do kapitanatu portu. Treść notki była następująca:

"Witaj Kapitanie. Jeżeli byłabyś zainteresowana dodatkowym zarobkiem w czasie zimowego zastoju zgłoś się w mojej posiadłości w Dzień Wypieków przed południem z tym listem. Kamienica mieści się przy ulicy Sterniczej.
Z poważaniem.
Versana van Darsen. "

Po zredagowaniu listu pozwoliła wyschnąć inkaustowi. Następnie złożyła kartkę na pół i schowała ją do jednej z kopert, których stos leżał na blacie biurka. Chwilę później podpaliła świecę rozgrzewając nad nią lak. Płomień migotał jasnożółtym światłem roztapiając zarówno lakier jak i stearynę, której cienkie stróżki spływały powoli wzdłuż ogarka. Pieczęć kompani Versany leżała zawsze w tej samej szufladzie co artykuły piśmiennicze. Sięgnęła więc po nią i pewnym ruchem odbiła jej wzór w elastycznym materiale na kopercie. Na koniec podpisała przesyłkę imieniem i nazwiskiem adresatki.

- Gotowe. - pomyślała - Pozostaje mieć nadzieję, że Rosa potrafi czytać. - zamyśliła się chwilę zwilżając w ustach dwa palce a następnie łapiąc nimi za knot - Dla pewności wyśle Kornasa na wycieczkę po tawernach w jej poszukiwaniu. Póki co jednak muszę się zbierać. Czeka mnie spotkanie z Łasicą. - słodki uśmieszek pojawił się na twarzy kultystki - Ciekawe co Greta przygotowała dzisiaj na śniadanie. Te sny strasznie wyostrzają mój apetyt.

Jak pomyślała tak zrobiła. Wstała żwawo i skierowała swoje kroki w stronę drzwi. Na dole jak zwykle sporo się działo. Kornas zaspany popijał kawę. Najwidoczniej transport naprutego strażnika i kolegi z kultu wymagał naprawdę wiele sił nawet od tak wielkiego człowieka jak on. Brena klęczała, szorując podłogę szczotą z jakimś twardym włosiem. Miała spięte w kucyka włosy i rękawy podwinięte do łokci. Greta natomiast umorusana w mące zagniatała dużą porcje ciasta w drewnianej misce. Zapewne przygotowywała się do jutrzejszych wypieków. Wdowa stanęła więc na schodach i przywitała się uprzejmie z domownikami oznajmiając, że chciałaby zjeść dzisiaj śniadanie u siebie w pokoju. Poprosiła również młodą rudowłosą kobietę by ta w tym czasie przyszykowała jej kąpiel i strój do wyjścia na targ po czym wróciła do swojej izby.

- Proszę! - powiedziała Versana gdy rozległo się pukanie. W drzwiach ukazała się staruszka trzymająca w rękach tacę z przysmakami.

- Przyniosłam posiłek, o który pani prosiła. - rzekła siwowłosa kobieta.

- Znakomicie. Co smakowitego przygotowałaś na dzisiaj? Umieram z głodu. - zapytała brunetka uśmiechając się serdecznie.

- Omlet z jaj przepiórczych, kawa zbożowa oraz garść suszonych owoców droga pani. - odparła kucharka stawiając śniadanie na stole - Mam nadzieję, że będzie smakować. To zdrowa i pożywna strawą, która powinna dać dużo energii na początek dnia.

- Zapewne. Dziękuję Ci. - kultystka skinęła głową patrząc na gosposie. Ta zaś delikatnie się ukłoniła i wyszła. Na schodach minęła Brene, która niosła na górę świeżo wyprane ubrania.

Versana postanowiła umilić sobie posiłek lekturą. Chwyciła więc książkę, którą od czasu do czasu czytała do poduszki i zasiadała z nią do stołu. Reszta przedpołudnie minęła jej na przygotowaniach do wyjścia. Zjadła śniadanie, wykąpała się, skończyła czytać całą powieść oraz przywdziała przyniesiony przez Brene strój. Nie zapomniała oczywiście o swoim sztylecie, kilku kroplach perfum oraz paru złotych karlikach w sakiewce. Zabrała również list, z którym miała zamiar wysłać do kapitanatu portu Kornasa. Eunuch z resztą czekał na nią w głównej izbie gotów do drogi gdy ta zeszła na dół.

- Ruszajmy więc. - rzekła po czym oboje opuścili kamienicę. Dopiero gdy zamknęli za sobą drzwi Versana wręczyła kopertę swojemu ochroniarzowi i zapoznała go z resztą zadania, które dla niego przygotowała. Ten jak zwykle przytaknął i na najbliższym skrzyżowaniu ruszył w innym kierunku niż jego chlebodawczyni. Versana wiedząc iż niebawem wybije pora spotkania z Łasica ruszyła w kierunku umówionej wcześniej karczmy.

O ileż kupiecka wdowa wiedziała gdzie w porcie jest "Mewa" to jakoś ani obowiązki ani przyjemności nie skierowały jej kroków do środka. Ot wiedziała gdzie to jest i jak z zewnątrz wygląda. I, że ma reputację typowej tawerny dla marynarzy. Gdy więc wreszcie znalazła się w środku mogła w końcy weryfikować te pogłoski z rzeczywistością. A rzeczywistość wyglądała jak typowa tawerna dla marynarzy. Ciemne od staroście drewno,posypana trocinami podłoga gdzie świeży śnieg mieszał się z błotnistymi śladami butów oraz gwar rozmów. Chociaż w środku dnia to jeszcze całkiem luźno było.

- Ahoj panienko! Chcesz się zabawić? - zaczepił ją jeden z kilku marynarzy siedzących przy jednym ze stołów. Z typowym dla ludzi niskiego stanu polotem. Kolega zaśmiał się a drugie uśmiechnął całkiem udanie grając na małej harmonijce. Przerwał mu ostry, krótki gwizd.

- Zostaw! Ona tu nie przyszła dla ciebie! - gdzieś z głębi lokalu odezwał się krótki, rozkazujący głos. Marynarski amant i koledzy spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli szczupłą, kobiecą sylwetkę ze swoimi zgrabnymi nogami zarzuconymi na stół. Ci przez chwilę jakby się wahali czy coś kalkulowali ale w końcu chyba dali sobie spokój z tymi amorami.

- No to jak skończysz laleczko to ja tu będę. - rzucił marynarz o aparycji zwykłego zakapiora. Ale więcej już nikt nowej nie zaczepiał mogła więc w spokoju dosiąść się do Łasicy.

- Jak skończę to lepiej żeby cię tu nie było kochasiu. - ukazała bielutkie ząbki w ironicznym uśmiechu - Za wysokie progi. - niemal szeptała przysłaniając delikatnie usta.

- Ahoj Ver. Co cię tu sprowadza do nas? - zapytała wesoło Łasica obdarzając koleżankę równie wesołym uśmiechem. Siedziała bokiem wzdłuż ławy w bezczelnej pozie opierając buty o blat stołu. Emanowała z niej radosna, nonszalancka buta i pewność siebie. Dla gościa została cała druga ława po przeciwnej stronie stołu.

- Ahoj. - zwróciła się w stronę koleżanki ze zboru - Miło cię widzieć. - uśmiech wdowy przestał wiać sarkazmem i nabrał serdecznej barwy - Wszyscy tacy gościnni jak ten tutaj? - zaśmiała się w głos obrzucając amanta szyderczym spojrzeniem - Co mnie sprowadza? To chyba proste. Interesy kochaniutka. Interesy. - pokierowała swoje kroki w kierunku wolnej ławy przy stole współkultyski.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 03-07-2020 o 23:06.
Pieczar jest offline