Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2020, 18:39   #40
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2519.I.12; bct (4/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.12; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, łag.wiatr, gęsty śnieg, b.lodowato


Versana



Młoda wdowa siedziała w swoim własnym, domowym gniazdku i zdawała sobie sprawę, że na zewnątrz zmierzch niedawno zmienił się w wieczorną noc. Było ciemno chociaż godzinowo to wieczór dopiero się zaczynał. No i sypało gęstym śniegiem jaki skutecznie ograniczał widoczność do dwóch czy trzech domów dookoła. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco do wyjścia na zewnątrz. No a stała przed pytaniem czy powinna wychodzić czy nie. Jeśli zamierzała dorwać Rolfa no to już powinna się z wolna zbierać by udać się do “Piwnicznej”. Wczoraj łysy wąsacz jej się wymknął. Nie dlatego, że był jakoś szczególnie bystry czy przejrzał jej zamiary. Ale dlatego, że po prostu nie zjawił się w “Piwnicznej”. Franz zresztą też nie. Nie widziała dlaczego. Pierwsze dwa dni tygodnia przychodzili dość punktualnie, pewnie od razu po zakończeniu swojej zmiany. No ale wczoraj nie. Czy coś się stało czy to była u nich norma tego nie wiedziała. W końcu ich zwyczaje dopiero poznawali. No ale właśnie nie było wiadomo czy dzisiaj któryś z nich będzie w karczmie czy nie.

Sam Franz okazał się tak sobie użyteczny w tym mamrotaniem odpowiedzi. Kto może wejść do kazamat? No właściwie to nikt. Albo każdy. Jako więzień. Którego przyślą z ratuszowego aresztu czy po prostu straż przyprowadzi. No i kapłani co Festag na mszę i spowiedź dla skazańców i strażników. I czasem Hetzwig. No ale on ma glejt więc nie taki tam zwykły przechodzień. Tak, jak ktoś ma glejt to może wejść. O jaki glejt chodzi to już Franz się trochę rozmazał, nie udało jej się nakierować go ponownie na ten wątek. Pewnie jeden z tych co wystawiał ratusz lub sąd.

Pytanie o przedmiot wydało się kompletnie nie trafione. Franza tylko skołowało, że pogubił się w zeznaniach i gdybaniach kto i czego i gdzie właściwie miałby szukać czy szukał. To ktoś tam coś zgubił? To dlaczego nie zgłosił strażnikom? Takie rzeczy trzeba zgłaszać strażnikom. A wiele jest warte to co zginęło? I co to właściwie jest? Mamrotał dobrą chwilę nad tym z iście pijackim uporem. Raczej w tym stanie nie powinien móc kłamać więc albo pytanie nie było dobrane właściwie albo nikt tam w kazamatach niczego specjalnego nie szukał ani nie zgubił.

Żeńska część kazamat też wywołała zmieszanie strażnika. Jaka żeńska część? Nie ma żadnej żeńskiej części. Babki się trafiają dość rzadko. Większość skazanych to facetów. Zdecydowana większość. Więc bez sensu przeznaczać dla babek jakąś część lochów jak ich tak mało. Trafi się jakaś no to się ją zamyka i tyle. Żadnej filozofii. Fajnie jak się jakaś trafi. Zwłaszcza jak jakaś młoda i niczego sobie. Można się wtedy z taką zabawić nie? Nie trzeba płacić dziwkom na mieście. No ale żadnej wydzielonej części dla babek ani strażnika od babek nie ma. Jak jakieś są to się nimi zwykle zajmuje Leona. Bo też babka. A wśród strażników też zwykle sami faceci. No to ona się nimi zajmuje.

Przy okazji wdowa miała na spokojnie większość dnia by albo odespać wcześniejsze hulanki i aktywności z początka tygodnia czy przemyśleć i poplanować następne kroki. Wczorajsze spotkanie z ciemnowłosą kultystką okazało się całkiem barwne. Kto wie co by się tam działo z młodą i wyglądającą na samotną i bezbronną kobietą pozostawioną samą z rozwydrzonymi marynarzami co mieli zbyt wiele czasu i ochoty. No ale wstawiennictwo Łasicy zapewniło Versanie chociaż chwilowy spokój póki ciemnowłosa była w pobliżu.

- Z tymi przesyłkami to tak sobie. Pogadałam z kim trzeba. Przychodzą co jakiś czas przesyłki do niej. Czasem dwa razy w tygodniu, czasem raz, czasem raz na dwa tygodnie. Ale nie wiadomo co jest w tych przesyłkach. Czasem brzęczą jakby było tam jakieś szkło albo naczynia, czasem coś miękkiego jak jakaś masa czegoś. Jak się da to przy następnej dostawie mój człowiek spróbuje zajrzeć. - Łasica powiedziała co się dowiedziała na temat ich wspólnej znajomej z jaką były umówione na ten Festag. Z tego co mówiła wynikało, że Louisa raczej nie robi żadnych interesów z karczmarzem a ten jedynie przekazuje jej jakieś przesyłki które dla niej zostawiają różni ludzie. Często nieletnia łobuzeria co się najmowała za parę miedziaków jako kurierzy i dostarczyciele drobnych przesyłek.

- Tatuaż? Dla niej? - tą propozycją Łasica było tyle zaintrygowana co zaskoczona. Odruchowo położyła sobie dłoń na zapięciu skórzanych spodni gdzie sama miała swój niby zwyczajny tautaż. - No nie wiem… Znaczy jak chcesz ją o to zapytać? Można zapytać. Ale nie wygląda mi na skorą do słuchania sugestii w ciemno. Sama sobie zrób taki tatuaż. - ostatecznie kultystka nie wyraziła się ani za ani przeciw takiej propozycji. Ale wydawała się nie być przekonana, że Louisa z miejsca przyklaśnie i poleci do Inka aby sobie wydziarać to co dwie nowe koleżanki by sobie zażyczyły. Może kiedyś, pewnego dnia ale na tą chwilę ciemnowłosa nie sądziła by blondynka z bojowym młotem zgodziła się na takie coś. No ale zapytać Versana może. W końcu zawsze można obrócić jako wygłup i żart przy ostrej zabawie prawda?

- No nie wiem… Pytać o ją kazamaty? - tutaj Łasica zbystrzała i trochę jakby się zaniepokoiła. By zająć czymś dłonie zaczęła bawić się drewnianym kuflem z jakiego piła od czasu do czasu. - A jak w końcu zrobimy jakiś numer w tych kazamatach a ona skojarzy, że o nie pytałyśmy? Powie Hertzowi? No nie wiem. Ja bym wolała ją najpierw do nas przyzwyczaić i się z nią zabawić tak jak ostatnio. Mocne to było. Podobało mi się. Ona też. I ty. Chętnie bym to powtórzyła. No ale wystarczy, że jakoś jej podpadniemy, wspomni o nas szefowi no i może być wtedy wtopa. - ciemnowłosa z uznaniem i sympatią wspomniała o ostatnim spotkaniu we trójkę z jasnowłosą sigmarytką no ale chociaż jako kochanka jawiła jej się w samych superlatywach to jako łowczyni kultystów to nadal widziała w niej przeciwniczkę. Ostatecznie kultystka wolała nic nie pytać Louisy o jej pracę i kazamaty. Uważała to za zbyt ryzykowne. Przynajmniej na razie. Nie śpieszyć się z tym. Przynajmniej póki są inne sposoby i możliwości.

- Jakaś szlachcianka miałaby się puszczać sama po mieście? I to w podejrzanych zaułkach? Bez ochroniarza, bez eskorty? - do tej wieści Łasica podeszła sceptycznie. Wydało jej się to bardzo mało prawdopodobne. Szlachcice nie łazili samopas, wszędzie wręcz hełpili się swoimi znakami rodowymi, jeździli konno albo powozami, no albo chociaż dorożkami i jak ognia unikali łażenia osobistego po bruku jak jakiś plebs. A taki sposób poruszania się dość mocno rzucał się w oczy. W każdym razie Łasica nie słyszała o żadnej damie z dobrego domu co by się pętała samopas po mieście.

- Jakbym dorwała taką w zaułku to bym zaciągnęła ją do piwnicy i wzięła okup. A jakby była młoda i ładna to bym się z nią może nawet zabawiła. - mimo wszystko ciemnowłosa dostrzegła pewne zalety takiego scenariusza i zaśmiała się lubieżnie zwłaszcza gdy mówiła o zabawie z taką młodą i ładną błekitnokrwistą. Koniec końców uznała, że łatwiej by było sprawdzić taką plotkę gdyby wiadomo było o kogo chodzi. No chociaż potencjalnie o kogo chodzi. To by można się przyjrzeć.

- Rose de la Vega? Pewnie, że wiem która to. Ostra babka. Ma ładne, czarne włosy i zgrabną figurę. Zabawiłabym się z nią bardzo chętnie. - dla odmiany o potencjalnej kapitan piratów i przemytników jaka zimowała w porcie Łasica miała trochę wiadomości. Co prawda nie gadała z nią osobiście ale widziała ją w ciągu tej zimy ze dwa czy trzy razy tu i tam. Wiedziała też gdzie cumuje jej statek i gdzie lubi się bawić. Więc pod względem zaaranżowania spotkania pewności nie było ale sprawa wydawała się w zasięgu ręki. A sądząc o tym jak Łasica mówiła o owej kapitan wyglądało na to, że musiała uznać ją za całkiem atrakcyjną i interesującą osobę.

- Może pojutrze? Przyjdź tutaj wieczorem. To pójdziemy w tango po karczmach. Może uda się spotkać z de la Vegą. A jak nie to się zabawimy we dwie i z kimś kto się nawinie. - zaproponowała kończąc temat kobiety kapitana statku. No i jak miały już załatwione te najważniejsze sprawy no to można było przejść do lżejszych i zabawy.

- To Aaron tak się zrobił z tym Rolfim?! - Łasica z rozbawienia odrzuciła głowę do tyłu i uderzyła dłonią w stół jak słuchała tej relacji z przygód trójki kultystów, zwłaszcza Aarona z wczoraj. Ubawiła się przy tym przednie trochę chyba żałując, że jej przy tej komedii nie było.

Przy okazji Łasica sprzedała jej plotkę, że na dniach w pobliżu zatonęła łódź. Prawdopodobnie Norsmenów. I to gdzieś na rzece Salz więc musiała jakoś przepłynąć przez miasto. Słabo to mówiło o siłach obrony miasta i tak pozbawionego murów. Część napatoczyła się na okoliczną wioskę ale wieśniacy wysłali umyślnego do miasta no i wysłano partię by zrobiła porządek z najeźdźcami. Nie wiadomo czy wszystkich wyłapano ale część podobno trafiła do kazamat. Takie przynajmniej ploty na mieście chodziły.

No ale to wszystko było wczoraj. Na jutro wieczór Łasica miała być w “Mewie”. Ale dzisiejszy wieczór Versana miała jeszcze do rozdysponowania.


---


Mecha 12:

wiedza Łasicy o Rose de la Vega: rzut: Kostnica 3 > 32 suk - śr.suk


---



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśna głusza
Czas: 2519.I.12; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: leśna głusza, noc, łag.wiatr, gęsty śnieg, b.lodowato


Strupas



Zima to jednak zima. Nie na darmo wszelkie podróże odkładano na cieplejsze pore roku. Z drugiej strony w środku lata też zdarzały się deszcze i to wcalenie rzadko. Między innymi dlatego farmy były nastawione na produkty mleczne, mięsne i skóry a znacznie mniej na plony zbóż skoro na wybrzeżu nawet w porę żniw mogła być słota. Wydawało się, że nie ma dobrej pogody na podróżowanie po wybrzeżu. Przynajmniej drogą lądową. W każdym razie jak by nie patrzeć to pogoda dzisiaj była tak w kratkę.

Rano było nawet ładnie. Ładna słoneczna, zimowa pogoda, z łagodnym wiatrem. Akurat jak wychodził z miasta i pokonywał pierwszy odcinek do rzeki i kawałek dalej. Potem cały środek dnia padało. Najpierw tak średnio a potem sypał świeży, drobny śnieżek. Gdzieś w tym padającym śniegu mijał wrak zatopionej łodzi dokąd doszedł poprzednio. Tym razem nikogo nie spotkał poza wystającym z lodu kawałkiem masztu, dziobu i rufy łodzi. Szedł dalej. Pod koniec dnia znów się wypogodziło. No ale właśnie był już koniec dnia. Zaczynało zmierzchać i robiło się coraz ciemniej. Chociaż poznawał już okolicę. Był niedaleko osady odmieńców. Ale gdy już zrobiło się ciemno znów zaczeło sypać. Na szczęściw wiatr był nadal łągodny więc to nie była zamieć śnieżna. Ale śnieg sypał gęsty. Duże, płatki jakby Ulryk rozpruł swoje poduchy. Spadały w ciszy i ciemności lasu na drzewa, gałęzie, iglaki, śnieg jaki napadł wcześniej no i samotną, garbatą sylwetkę jaka brnęła przez śniego zostawiając za sobą szlak w tym śniegu.

Więc pogoda jak na zimę nie była taka zła. Dobrze, że nie trafiła się zamieć jak to ostatnio wieczorami Ulryk miał w zwyczaju. Ale i tak przez tą dzicz, na przełaj w tym śniegu po golenie, po kolana, po pas to szło się bardzo ciężko. A śnieg jaki sypał, nawet ten niezbyt mocny jak w dzień dodatkowo tłumił odgłosy, widoczność no i trudniej się szło. Czy raczej brnęło w tym śniegu.

No tak, zmachał się. Nieźle się zmachał. Mimo lodowatej pogody na zewnątrz nie czuł zimna. Wręcz przeciwnie było mu gorąco. Ale zdawał sobie sprawę, że wystarczyłoby pacierz czy dwa postoju aby odczuć w pełni tą moc śniegu i zimy. Dlatego lepiej było już odpocząć w jakimś schronieniu. A był już tak blisko osady. Tylko po ciemku i w tym gęstym śniegu jaki zaczął sypać można było przejść kilkadziesiąt kroków dalej i przegapić właściwy adres. Doszedł do momentu w którym rzeka chyba zakręcała. Ale po ciemku nie był pewny czy tak jest czy mu się tylko wydaje. I czy to właściwy zakręt, ten z jakiego odbijał strumyk wzdłuż którego trzeba było iść by dotrzeć do osady. Śnieg mógł skutecznie przykryć takie maleństwo a noc i ten padający śnieg przeszkadzały zorientować się czy to już czy też jeszcze nie.

To, że poszedł właściwą drogą dowiedział się jak się potknął. Jęknął gdy zaskoczony upadł na śnieg. Towarzyszyło temu grzechot jakby upadł na jakieś gliniany dzbanek czy coś takiego. W pierwszej chwili sądził, że po prostu się potknął ale w kolejnej zorientował się, że coś go złapało i trzyma jednak za tą nogę. Było zbyt ciemno by dojrzeć co ale jak zmarzniętymi paluchami pomacał to odkrył pęta z drutu. Ktoś tu zastawił sidła. Na mniejsze zwierzę bez chwytnych kciuków było to groźne ale dla człowieka co najwyżej mogło robić za potykacz. Chociaż musiało chwilę potrwać zanim się mógł wyplątać czy przeciąć drut nożem. Wtedy też poczuł zapach dymu. Gdzieś musiał się palić ogień skoro był dym. W tej bezludnej okolicy nie było żadnych ludzkich osad czy choćby pojedynczych chałup. Za to powinna być osada odmieńców.

Odmieńcy mieszkali pod ziemią. Na ziemi był tylko niewielki otwór. Tak, że przeciętny człowiek musiał się schylić by nim wejść głębiej. No chyba, że był garbaty to wchodził normalnie. I ta niepozorna dziura w ziemi wiodła do całkiem sporej jaskini pod spodem. Miejsce było o tyle dobre, że czy w lecie czy w zimie na powierzchni nie zostawał praktycznie żaden ślad osadnictwa. Można był wyczuć dym albo zobaczyć ślady jeśli się już było odpowiednio blisko wejścia. Właśnie tą jaskinie upatrzyli sobie odmieńcy na swój dom. O ile więc nie trafił na jakiś przypadkowy obóz w dziczy to była szansa, że jednak przez ten noc i śnieg poszedł właściwą drogą.

Jednak ledwo się wyplątał z jednej pułapki i przeszedł w tym padającym śniegu kawałek wpadł w kolejną. Znów z podobnym efektem. Co było dość nietypowe, że tyle sideł wokół jaskini. Ale może odmieńcy tak postępowali w zimie? Zwykle w zimie ich nie odwiedzał. Tym razem jednak zanim zdążył się wyplątać zrobiło się jaśniej. Dokładniej to dojrzał światło w tym padającym śniegu. Jakby ktoś trzymał pochodnię. A potem ją rzucił. Mniej więcej w jego kierunku. Pochodnia upadła kawałek od niego i trochę zapadła się w śnieg. Ale nie zgasła tak prędko chociaż jego samego chyba nie oświetliła. Ale tamten ktoś, chyba dwóch nawet miało kolejną pochodnię i widział jak ich sylwetki rozglądają się chyba gdzieś w okolice gdzie spadła ta pochodnia. Przez ten sypiący śnieg jednak nie widział zbyt wiele z tych sylwetek.


---


Mecha 12:

Zasoby Franza: na 1-10 jest 5 PZ: rzut: Kostnica 58 > drobnica, 0 PZ

Odporność na teren; Strupas: rzut: Kostnica 1 > m.suk > mod 0
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline