Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2020, 18:27   #436
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Pierwszą przyprowadzono kobietę. Nie była stara, ale widać było, że życie jej nie oszczędzało. Była chuda, a na twarzy miała szereg blizn po rozdrapywanym młodzieńczym trądziku czy innej przypadłości skórnej. Jej ciało było wręcz odstręczające gdyby rozpatrywać je w kategoriach jakimi demony kuszą mężczyzn. Bogumysł przez moment dojrzał uśmiech na licu kobiety, jednak wyraźnie gdy stanęła oko w oko z nim jej twarz spochmurniała. Pobielałe knykcie zaciśnięte na ubrudzonej szarej sukni dawały do zrozumienia, że kobietę przeszywał strach.
- Wyjdźmy na powietrze. Pospacerujemy, opowiesz mi o okolicy.
Kobieta była bardzo niepewna w obecności dostojnika. Ruszyła za nim robiąc małe kroczki. Często zerkała w ziemię.Zdążyli wykonać kilkanaście kroków wkoło plebanii, by Bogumysł przeszedł do meritum.
- Podobno nic nie pamiętasz ze swej ostatniej wizyty w majątku włodarza, prawda to? - Zapytał inkwizytor wprost licząc, że jej uczucia błyskawicznie objawią mu prawdę.

Plebania posiadała ogródek warzywny, który zdawał się być bardziej zadbany niż sam budynek. Gdy usłyszała pytanie to nagle się zatrzymała.
- Wasza miłość - zaczęła niepewnie niezaznajomiona z kościelnymi statusami mylnie tytułowała Bogumysła jak biskupa.
- Pracowałam tam. W domu. U pana Dalegora i pani Tosławy. Od wielu lat. Dobrzy to ludzie. Nigdy krzywdy z ich ręki nie doznałam. Jeno pan Dalegor inny niż jego brat.
Kobieta westchnęła ciężko.
- Nie wiem co się stało. Ocknęłam się w lesie. Koło południa. Trwało dwie godziny zanim dotarłam do traktu i zorientowałam się gdzie jestem. I wtedy ruszyłam do gospodarstwa. Tam mieszkałam przecież. Pamiętam, że dom wydał mi się opuszczony. Ostatnie co pamiętam, to że szłam w stronę głównych drzwi domostwa. Wiedziałam, że pani Tosława będzie zła. Było już po południu, a ja miałam tego dnia prać pościele. Było piękne słońce, a o nie jest tak trudno tego lata. A potem…
Spojrzała na młodego duchownego. W jej oczach był kompletny brak zrozumienia.
- Potem ocknęłam się w lesie. Miałam pokaleczone nogi i ręce. Jakbym biegła w chaszczach nie patrząc czy jest tam jakaś droga, czy nie.

Inkwizytor, bogatszy o wiedzę nabytą w ciągu ostatnich dni, rozumiał lub przynajmniej wiele się domyślał. Nie był niestety w stanie pomóc Bognie. Nie miał też wątpliwości, że zmuszając ją do odświeżenia sobie traumatycznych wspomnień nie mogła być nazwana pomocą.
Z jakiegoś jednak powodu ocknęła się poza majątkiem po raz pierwszy. Bogumysł ważył, by odpowiednio sformułować pytanie.
- Co było dalej?
Bogna wzruszyła ramionami.
- Ruszyłam do miasteczka. Mieszka tu moja siostra z mężem i z dziećmi. Przyszłam do nich żebrać o nocleg. Wiedziałam, że w posiadłości coś się stało. Ale coś nie chciało mnie już tam. Dwa dni później poszłam tam trzeci raz. Pamiętam, że widziałam dach posiadłości. A następne co pamiętam to siedziałam na trakcie do miasta i kołysałam się w przód i w tył. Zatrzymał się przy mnie kupiec podróżujący na wschód i pomógł wrócić do miasta. Więcej nie chciałam już próbować. Ludzie mówią, że Czarneccy przeklęci.

Kobieta nie miała w sobie żadnej winy, ale i wiedzy większej dzięki niej Bogumysł nie pozyskał. Stali na skraju plebanii. Kapłan widział dach połatany z jednej strony. Budynek był zaniedbany. Brakło w nim na stałe księdza. Ogródek za to był w doskonałym stanie, choć owoce z niego mizerne. Ciągłe deszcze wszystkim dały się we znaki.

Bogumysł zobaczył też, że jego przyboczny prowadzi krępego mężczyznę. Znaczyło to, że również Ścibora doprowadzono na przesłuchanie.

Sprawa nie wyglądała dobrze. Ludzie w mieście byli przekonani, że rodzinę Czarneckich należy ukarać. Byli przekonani, że dzieci w sierocińcu są częścią rodziny. Strach wyłączał ich myślenie. Najbliższe godziny mogły doprowadzić do masakry. Co, jeżeli przerażeni ludzie zdecydują się ruszyć na sierociniec? Albo na posiadłość Czarneckich? Jedna i druga perspektywa mogła zakończyć się szeregiem nikomu niepotrzebnych śmierci.
- Obawiam się, córko - rzekł Bogumysł Bognie na odchodne - że tych wspomnień czas nie wymaże. Idź z Bogiem, naśladuj Maryję, wzbraniaj się i odżegnaj ode przemocy.
Bogumysł wiedział, że musi wypytać Dalegora dokładnie o pierwszą przemianę w potwora. Oby tylko miał okazję usłyszeć odpowiedź, nim klątwa postąpi. Bo, że postąpi nie miał wątpliwości.

Mężczyźnie inkwizytor poświęcił nieco mniej czasu, nie przerywając mu, gdy zdawał swoją relację z pobytu w majątku.

Ścibor był starszym mężczyzną. W jego włosach nadal widać było brązowe pasma wśród siwizny. Był jednak ogolony, co świadczyło o dbałości o wygląd. Bogumysł zauważył, że brak mu dwóch palców u prawej ręki. Ubranie poprzecierane ze śladami błota, mchu i trawy. Możnaby uznać tego człowieka za łowczego, choć jakikolwiek brak nadania tytułów łowczych w okolicy świadczył o czymś zgoła innym. Ścibor był kłusownikiem. Jednak nie o przestrzeganiu książęcego prawa przyszło im dyskutować. Ścibor nie był w gospodarstwie Czarneckich, ale bardzo dokładnie wiedział gdzie ono się znajduje. Cóż, pewnie słudzy szlacheckiego rodu Czarneckich nie raz obatożyli Ścibora za kłusowanie.

W każdym razie Ścibor od kilkunastu dni słyszał w okolicy dworku wycie. Wilcze wycie. Wilki nawet mimo głodu się nie zapuszczały tak blisko posiadłości. W tej kwestii można było mu zaufać. Skóra z wilka pozwoliłaby mu przeżyć kilka dni. Może nawet dwa tygodnie gdyby ją dobrze wyprawił. Ścibor znał się na wilkach. Wiedział, że nie było ich normalnie w okolicy.
W końcu jak się okazało Ścibor postanowił ruszyć do posiadłości. Chytrus wykoncypował sobie, że skoro wilki tam są to najpewniej nie ma tam ludzi. I choćby nie wiadomo jak górnolotnie przedstawiał tę sprawę Bogumysłowi to nie trzeba było być intelektualistą, żeby domyślić się, że kłusownik pragnął wynieść kosztowności z gospodarstwa pod nieobecność gospodarzy.
Jednak nie dotarł do gospodarstwa. Zauważył ślady. Odciski łap dłuższe niż odległość od opuszków palców do łokcia dorosłego mężczyzny. Ścibor uciekł wiedzony troską o własne życie. Historia nie nosiła znamion kłamstwa poza drobnymi szczegółami, które miały wybielić osobę samego Ścibora.

Bogumysłowi dość było obcowania z autochtonami. Nie było żadnym novum, że ludzie, tak pospolici jak wysoko urodzeni, boją się potworów. Inkwizytor, mając ograniczone relacje Czarneckich oraz mieszkańców Suchodołu miał niewielki wybór.
Zdecydował podjąć próbę odczynienia uroku ciążącego na szlacheckiej rodzinie. Nie miał co prawda żadnej solidnej wiedzy o jej pochodzeniu ale był przekonany, że dla mieszkańców Suchodołu największym zagrożeniem są oni sami. Jeszcze tego samego wieczora podczas nabożeństwa Bogumysł rozkazał tłuszczy opuścić swe siedziby i udać się do Płocka. Świadomy tego, że jego decyzja powoduje kryzys żywnościowy i gospodarczy w innym miejscu oczyścił teren, na którym mógł dalej pracować nad rozwikłaniem klątwy.
 
Avitto jest offline