Po krótkiej aczkolwiek burzliwej naradzie drużyna podjęła decyzję stosunkiem głosów 3:1, że zamiast zasuwać na piechotę dookoła jeziora spróbują wynająć łódź i przepłynąć krótszą drogą na drugą stronę jeziora by skrócić sobie podróż w kierunku obozu łowców skór.
Udali się więc ku wyjściu z Orzechówki gdzie na obrzeżu miejscowości zaraz zaczynała się przystań rybacka. Stało tam kilka łodzi rybackich, na każdej z nich ktoś się krzątał.
Na pomoście siedziało starszych mieszkańców wioski. Paląc fajki, popijając piwo rozmawiali e sobą jednocześnie rozplątując i reperując uszkodzone gdzie nie gdzie sieci rybackie.
Zanim doszli do nich z ich rozmów zorientowali się, że wiele nowego poza tym co już usłyszeli w karczmie i to co już wiedzieli to raczej niczego nowego nie usłyszą. Jedna rzecz była nowa. Usłyszeli fragment rozmowy.
- No mówię, widziałem ją – tak jak was widzę, kumie! Goluteńka, jak ją bogowie stworzyli... i tylko gęste włosy jej na piersi opadały. Wynurzyła się z wody,kiedy łowiłem hen za Krzyżackim Rogiem. I mrugnęła do mnie, no mówię, mrugnęła i uśmiechnęła się! Ledwo za więcierz chwyciłem, coby biedaczkę z wody wyciągnąć, odwracam się, a ona – chlup! – Zniknęła. Nawet krąg na wodzie się nie ostał... Syrena jak nic lub jakie inne licho wodne... opowiadał najstarszy z rybaków, a reszta słuchała z ze zdziwieniem na twarzach.
- Co was do nas sprowadza wędrowcy? - Zapytał przerwawszy opowieść gdy zauważył nadchodzącą drużynę.