Agatha miała w zwyczaju przechadzać się po lesie i łąkach, czerpiąc radość i siłę z mocy natury. Bieganie zaś nie przystoiło jej pozycji w wiosce. Poza tym pośpiech oznaczał, że czegoś nie dopilnowała. Był zły. To dokładnie pomyślała sobie, gdy jedynym co wypełniało jej głowę przestały być dudniące fale paniki, a przed oczami zobaczyła źdźbła trawy, w którą przewróciła się, gdy już przestali biec.
Po dłuższej chwili w końcu podniosła się z kolan. Jeszcze dłużej zajęło jej odzyskanie spokojnego oddechu. Ledwie co słyszała z wypowiedzi mężczyzny. Gdy jednak mag skończył mówić zaorderowała krótko.
- Idziemy do mnie, spróbuję nas opatrzyć. Potem pomyślimy.