Gdy tylko drzwi otworzyły się, w twarze bohaterów uderzyły kłęby ciemnego, ciężkiego dymu. Wąski, spowity przez duszące opary korytarz prowadził do szerszej sali, która wyglądała jakby dostosowano ją dla odwiedzających grobowiec: w centrum znajdowało się wgłębienie do rozpalania ognia, dookoła którego rozstawiono kamienne siedziska.
Teraz wewnątrz wciąż żarzył się, kopcąc mocno i obficie, niewielki ogień, zasilany przez dopalającą się już stertę ekwipunku, śmieci i kości. Dym nigdzie się nie ulatniał, tak jakby ktoś lub coś pozapychało otwory wentylacyjne w suficie. Bardzo utrudniał oddychanie i sprawiał, że łzy same napływały do oczu.
Mimo tej ograniczonej widoczności bohaterom udało się wypatrzeć leżące nieruchomo pod przeciwległą ścianą skulone ciało.